Starość bywa dobrym nauczycielem dla młodości. „Stary człowiek i morze” oraz „Latarnik” prezentują bohaterów, od których wiele można się nauczyć.

Nie od dziś wiadomo, że edukacja człowieka nie kończy się w szkole. Można wręcz zaryzykować, że dopiero po skończeniu szkoły człowiek zaczyna zdobywać prawdziwą wiedzę. Przez określenie „prawdziwą” rozumiem taką wiedzę, która została zweryfikowana przez życie. Określa się ją często jako mądrość życiową. Nie ma nic wspólnego z suchą, podręcznikową teorią. Nie jest ujęta w ścisłe reguły i definicje. A jednak jest niezastąpiona, prowadząc nas przez kolejne zawirowania i niespodzianki losu.
Mówi się też, że człowiek uczy się na własnych błędach. Uwaga to niezwykle trafna, ale niezbyt w gruncie rzeczy przyjemna i optymistyczna. Uczenie się na własnych błędach może w pewnych okolicznościach być cokolwiek bolesne. Dlaczego więc nie skorzystać z mądrości tych, którzy już wcześniej narazili swoją skórę, aby ją zdobyć? Oczywiście trochę przesadzam – własne doświadczenie jest w wielu przypadkach niezastąpione (głównie dlatego, że nie wylatuje tak łatwo z pamięci), ale warto też czasem skorzystać z tego, czego już dawno dowiedzieli się ludzie starsi od nas.
Główną postacią opowiadania „Stary człowiek i morze” E. Hemingwaya jest rybak Santiago. Jest już zbyt stary i słaby, aby mógł konkurować z młodszymi rybakami, to prawda. Ale z drugiej strony nikt w wiosce nie ma takiej wiedzy i doświadczenia jak on. Zdobył je przez kilkadziesiąt lat, wie o morzu i połowach ryb wszystko. Całą swoją wiedzę przekazuje młodemu przyjacielowi, chłopcu o imieniu Manolin. Jest dla niego mistrzem, rodzajem guru, przewodnikiem.
W opowiadaniu Hemingwaya Santiago udziela przyjacielowi bardzo konkretnych, praktycznych nauk. Jednak rybołówstwo można tu potraktować jako symbol czegoś bardziej uniwersalnego: nici porozumienia, jaka istnieje pomiędzy pokoleniami. Nie buntu, lecz porozumienia.
Santiago uczy też swego przyjaciela rzeczy może jeszcze nawet ważniejszych. Pokazuje mu, czym jest odwaga i hart ducha. Zachęca do walki, do nie poddawania się przeciwnościom losu. Nie czyni tego oczywiście za pomocą słów, lecz konkretnych działań. Jeżeli chłopiec zrozumie te nauki, poradzi sobie w każdej sytuacji, nawet jeżeli nie zostanie rybakiem.
Przyznam, że dużo trudniej doszukać mi się jakiejś szczególnej mądrości życiowej u Skawińskiego, bohatera „Latarnika”. Postać razi mnie swą sztucznością i patosem. Poza tym Skawiński nie miał zbyt wielkiego wpływu na swoje życie – los rzucał go z jednego miejsca na drugie, z kontynentu na kontynent. Nigdzie nie udało mu się stworzyć domu. Zapewne wiele nauczył się o człowieku podczas swojej tułaczki, lecz czytelnik raczej nie może się o tym przekonać. Z jego historii zaś płynie dla mnie jeden wniosek: nie należy zbyt mocno zagłębiać się w lekturę książek, gdyż można przegapić coś ważnego w prawdziwym życiu. 


[ML]