Leopolda Staffa możemy nazwać poetą dużego formatu, gdyż mimo zmieniających się trendów epokowych i lansowanych w nich wartości, zdołał on spełnić oczekiwania czytelników trzech kolejnych pokoleń, od Młodej Polski począwszy.
Zawdzięczał to głównie niezwykłej elastyczności twórczej, otwartości i chęci poszukiwania wciąż nowych form i postaw, które połączył z zachowaniem indywidualnego podejścia do świata, życia i człowieka.
Dla mnie jest to poeta przede wszystkim wytrwały, który mimo ogromu doświadczenia i wiedzy na temat nędzy świata, potrafił niezmordowanie go chwalić i radować się nim.
Przedstawiając rzeczywistość, wyciągał na światło dzienne głównie pozytywne jej aspekty. I nie wynikało to bynajmniej z jego naiwności, lecz z dojrzałości i zdolności równoważenia wartości szczęścia i cierpienia. Mówił o sobie: „Żyłem i z rzeczy ludzkich nic mi nie jest obce”. Owo terencjuszowskie wyznanie z wiersza pt. „Przedśpiew” stało się programem jego twórczości. Wypowiadając je Staff zaliczył siebie w poczet poetów humanistów, świadomie podkreślił swoje miejsce w ich szeregu.
Jak wiemy, wierność idei renesansowego humanizmu zakładała przyjęcie określonej postawy. Miała ona przejawiać się w zainteresowaniu człowiekiem i przyrodą, w poszukiwaniu piękna, ładu i harmonii w świecie, w umiłowaniu antyku i form klasycznych, a także w czerpaniu ze stoickiej i epikurejskiej filozofii życia.
Czy powyższe założenia spełnia w swej poezji Leopold Staff? Tak. Pomimo, że kilkakrotnie w okresie swej twórczości sięga po inny styl, temat czy konkretny obiekt zainteresowania, niezmienna jest u niego chęć wyostrzenia we wszystkim wartości dodatnich. Charakterystyczna jest bezgraniczna aprobata świata w formie, w jakiej istnieje. Optymizm Staffa jest wszechogarniający.
Chyba tylko raz ugina się pod brzemieniem pesymizmu, nie okraszonego choćby nutką nadziei. Mam tu na myśli wiersz pt. „Deszcz jesienny”, w którym poeta ulega młodopolskiej manierze pisania w nastroju liryzmu, smutku i melancholii. Jednak nie ten utwór jest charakterystyczny dla całokształtu pracy Staffa, nie on też powstaje na początku. Wyprzedza go jakże radykalny w świetle epoki dekadentyzmu wiersz pt. „Kowal”. W nim właśnie po raz pierwszy pojawiła się afirmacja życia, siły i potęgi duchowej człowieka, obok zdecydowanego pogardzenia słabością. Kontynuacją buntu przeciw niemocy jest „Sonet szalony”. Czytając go, mamy okazję być świadkiem szczęścia podmiotu lirycznego, który odnalazł swoje miejsce w życiu. Potwierdza to autor w kolejnych dziełach: „Przedśpiew” i „Curriculum vitae”. W pierwszym z nich pojawiają się słowa, które możemy potraktować jako rozwinięcie cytowanego powyżej:
„Żyłem i z rzeczy ludzkich nic mi nie jest obce”.
„Znam gorycz i zawody, wiem, co ból i troska,
Złuda miłości, zwątpień mrok, tęsknot rozbicia”,
I odpowiedź na tę sytuację.:
„A jednak śpiewać będę wam pochwałę życia”.
Mamy tu zatem wyraźnie zarysowaną postawę stoicką. Również w „Curriculum vitae” to właśnie stoik mówi o „prostej, pogodnej postawie”, której się nauczył, a która powoduje, że „rozumie go serce i kochają Muzy”.
Po młodopolskiej apoteozie mocy i hołdowaniu estetycznej wzniosłości następuje u naszego poety pewne przeobrażenie koncepcji poetyckiego piękna. Ewoluuje ono teraz w kierunku treści dnia codziennego. Pojawiają się utwory opiewające prostotę codziennych prac wiejskich. Przykładem jest „Kartoflisko” – wiersz, który z szarzyzny i brzydoty pragnie wydobyć urok, piękno i pogodę. Poeta postanawia pisać teraz językiem prostym, przejrzystym i swobodnym. Jak mówi w utworze pt. „Ars poetica”:
„I niech wiersz, co ze strun się toczy
Będzie przybrawszy rytm i dźwięki.
Tak jasny, jak spojrzenie w oczy
I prosty jak podanie ręki.”
Staff chce, by jego poezja niosła radość i pocieszenie. Pragnie posiąść umiejętność oddawania nieuchwytnych nastrojów chwil, tego co ulotne i przemijalne. Jest to typowy program klasyka i humanisty.
W wierszu pt. „Wysokie drzewa” udaje mu się wywołać u odbiorcy nieuchwytne wrażenia zmysłowe. Uderza nas wrażliwość na otaczający świat, na przyrodę.
Także utworem pt. „Lipy” Staff po raz kolejny potwierdza identyfikowanie się z postawą człowieka odrodzenia. Wiersz jest wspomnieniem wielkiego poety doby renesansu – Jana Kochanowskiego. Staff wyraźnie podkreśla, że to on jest dla niego mistrzem, wzorem twórcy „pogodnej sztuki”. Od niego zapożycza pochwałę wsi, przyrody i prostoty życia.
Teraz chciałabym przejść do wierszy, które moim zdaniem, poruszą nieco fundamentami stoickiej postawy Staffa, jednak nie pozwolą jej runąć.
Otóż w utworze pt. „Most” zauważam pewne przyćmienie nastroju optymizmu.
„Tyś mi obiecał obraz doskonały,
A jednak w każdej nieproszonej porze
Świat mi rozbijasz jak posąg w kawały.”
Czyżby zakradł się tu żal, gorycz człowieka, który rozminął się z prawdami życiowymi?
Również „Podwaliny” są odzwierciedleniem niepokoju i dramatyczności czasów, w których znalazł się poeta (okres powojenny).
Pisze:
„Budowałem na piasku
I zawaliło się
Budowałem na skale
I zawaliło się”
Nastrój, który zakradł się do jego serca jest egzaminem dla człowieka humanisty; maturą dla autentycznego poszukiwacza prawdy, ładu i wartości. Jak zareaguje Staff?
Odpowiedź znajdziemy w „Pierwszej przechadzce”, jak również w ostatnich wersach „Podwalin”. W obydwu tych dziełach zabrzmi nuta nadziei i postanowienie: „nie poddam się”. Bo zauważmy, że po tym jak „budował na piasku i skale i zawaliło się”, zamierza budować nadal:
„Teraz budując
Zacznę od dymu z komina.”
Wojna zabrała mu dom i wolność, zniszczyła dotychczasowe życie, postawiła w stan zagrożenia, a jednak on wierzy, że powrócą znów dobre, szczęśliwe czasy; że:
„Będziemy znowu mieszkać w swoim domu,
Będziemy stąpać po swych własnych schodach.”
Motyw nie poddania się i gotowości do ciągłego działania przynoszą kolejne utwory: „Wyprzedzającemu” i „Chciałem już zamknąć dzień”. Staff dowodzi w nich, że rozumie mechanizm ciągłego posuwania się świata naprzód; wie, że jest to zjawisko nieuniknione. Pozostaje wierny zasadzie, że człowiek nie powinien nigdy spocząć w swej aktywności, poszukiwaniu. Jeśli tak się stanie, zdepcze go następne pokolenie, bo „Depce się szczebel, drogę”.
Ów niezmordowany poszukiwacz piękna, ładu, harmonii i prawdy w świecie żegna się z nami jak na humanistę przystało. Odchodzi w pogodzie ducha, w całkowitej zgodzie z losem, przeszłością, z samym sobą. Podsumowując swą postawę w wierszu „Ostatni z mego pokolenia”, mówi:
„Człowiekam kochał i przyrodę,
W przyszłość patrzyłem jasnym okiem
Wielbiłem wolność i swobodę
Zbratany z wiatrem i obłokiem”.
Wypełnił do końca obietnicę daną nam w „Przedśpiewie”. „A jednak śpiewać będę wam pochwałę życia”. Był prawdziwym poetą humanistą.
[MP]