Życie Jana Kochanowskiego było barwne, różnorodne i podzielone wyraźnie na kilka etapów. Jego filozofia życiowa również ulegała zmianom w zależności od wypadków i nagłych zwrotów życiowych, które spotykały poetę. Jest on jednak przez całe życie wierny głównym założeniom filozofii renesansu, a więc: umiłowaniu życia, korzystaniu z każdej chwili i wierze w osiągnięcie szczęścia już za życia na ziemi. Filozofia odrodzenia jest zdecydowanie bliższa i bardziej zrozumiała dla współczesnego człowieka niż sztywny ascetyzm średniowieczny.
Źródła filozofii renesansowej tkwią mocno w starożytności. Kochanowski miał okazję poznać je przebywając na uniwersytecie w Padwie. Po powrocie do ojczyzny rozpoczyna on pełne rozrywek życie dworskie. Renesans przyznał ważną rolę zabawie. Kochanowski głosi więc pochwałę uciechy, zabawy, wina i romansów. Lubuje się w tym okresie szczególnie we fraszkach, odbijających z równą wiernością życie dworskie i życie własne twórcy. Jego filozofia jest tu bliska beztrosce i lekkości młodego człowieka, jest prosta:
„Nie dbają moje papiery
o poważne bohatery;
Nic u nich Mars, chocia srogi,
I Achilles prędkonogi;
Ale śmiechy, ale żarty
Zwykły zbierać moje karty”
Jest to więc filozofia życiowa młodego Kochanowskiego i jednocześnie filozofia najbliższa nam – młodzieży. Głównym celem życia jest tu zabawa, żarty, daleko jeszcze do trosk i rozczarowań dorosłego życia. Wszyscy dążymy do flirtu i rozrywki. Powieści pełne apoteozy prawdziwej miłości, wzniosłych uczuć są na tym etapie źródłem żartów, są nudne. Każdy z nas żyje dla siebie, tkwi w nim chęć poznania, ale nie poświęcenia, chęć chwilowych przyjemności. Zupełnie taki sam stosunek ma do życia Kochanowski na tym etapie swojego życia. Warto zauważyć z jaką żartobliwą ironią potraktował związki damsko-męskie w przewrotnym wierszu „Raki”:
„Folgujmy paniom nie sobie, ma rada;
Miłujmy wiernie nie jest w nich przysada.
Godności trzeba nie za nic tu cnota”.
Dopiero jednak czytając wiersze wspak odkrywamy prawdziwy jego sens, będący pochwałą lekkiego życia:
„Ma rada, sobie nie paniom folgujmy
Przysada w nich jest nie wiernie miłujmy
Cnota tu za nic nie trzeba godności”.
Początkowo więc życie dworskie cieszyło i bawiło poetę. Potem budził się stopniowo niesmak. Poeta, nie pragnący pieniędzy ani zaszczytów, a stęskniony za swobodą, doznaje kolejnych rozczarowań i zawodów. Zwyciężyła żyłka ziemiańska. Po 1570 roku Kochanowski osiadł na stałe we wsi swojej, w Czarnolasie. Tu zmienia się jego podejście do życia. Okazuje się, że szczęśliwy czuje się tylko wśród życia wiejskiego. Niebawem żeni się. Umilają dom dzieci – dom świeżo zbudowany przez poetę, który i gospodarować umiał dobrze, i w cieniu ukochanej lipy czarnoleskiej oddawał się pracy. Spokojnie, cicho, idyllicznie płynęło mu życie. Zacieśniło się, ale i pogłębiło. Głębsza staje się też filozofia życiowa, szczególnie widoczna we fraszce „Na dom w Czarnolesie”.
„Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,
A ty mnie zdrowiem opatrz i sumieniem czystym,
Pożywieniem uczciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością”.
Kochanowski jest już człowiekiem statecznym i jego filozofia życiowa staje się dla mnie coraz bardziej odległa. Życie w spokoju i domowym zaciszu nie wydaje się być dla mnie męczące, ale trąci nudą. Nie jest też szczególną wartością zdrowie, które docenia się dopiero po stracie. Bliskie wydaje się jedynie nawoływanie do zaniechania zbytniej troski o jutro widoczne w Pieśni IX:
„Kto tak mądry, że zgadnie,
Co nań jutro przypadnie?
Sam Bóg wie przyszłe rzeczy, a śmieje się z nich
Kiedy się człowiek troszcze więcej niźli trzeba”.
Ale już dalsze strofy o statecznym szczęściu zupełnie nie trafiają do światopoglądu młodego człowieka:
„Chwalę szczęście stateczne:
Nie chwali też być wieczne,
spuszczę, com wziął, a w cnotę własną się ogarnę
I uczciwej chudoby bez posagu pragnę”.
Świat uczy obecnie, że miarą sukcesu jest pieniądz, pozycja społeczna, wyższe wykształcenie. Skromność i uczciwość, które głosi poeta nie znajdują racji bytu u progu XXI wieku. Kłóci się jego filozofia z wpajanym od najmłodszych lat modelem człowieka szczęśliwego. Chociaż dostrzec należy, że nie wszyscy młodzi ludzie mogą dostosować się do zbyt szybkiego życia, do zabieganej egzystencji. Zanika również komunikacja międzyludzka, człowiek staje się zautomatyzowanym przekazem informacji. Wielu ludzi, którzy nie radzą sobie z wymogami obecnej cywilizacji, marzy o życiu w wiejskim zaciszu. Ale jest to problem znany im jedynie z obserwacji, podejmowany przez ludzi dorosłych.
Zgadzam się z uniwersalnymi prawdami przedstawionymi w Pieśniach:
„Nic wiecznego na świecie:
Radość się z troską plecie,
A kiedy jedna weźmie moc najświętszą
Wtenczas masz ujźrzeć odmianę naprędszą”.
Ta zapowiedź lepszego jutra jest głęboko optymistyczna, niesie nadzieję, jest głęboko żywa do dzisiaj i bliska każdemu człowiekowi. Podobnie bliska każdemu z nas jest obawa przed czasem, który nie sposób uchwycić:
„Czas ucieka jako woda,
A przy nim leci Pogoda
Zebrawszy włosy na czoło,
Stąd jej łapaj, bo w tył goło”.
Ideałem poety jest zachowanie miary w życiu. Ono to pozwala spędzać dni w spokoju i swobodzie. Nic gorszego, jak nadmierne pragnienia i nadmierna troska o to, co będzie. Ale z ową miarą łączyć się musi cnota, podstawa czystego sumienia, warunek nieodzowny szczęścia. Szczęście uznaje poeta za cel człowieka, zgodnie z filozofią starożytną. W szukaniu drogi do szczęścia pogodził on dwa poglądy: jeden, zwany epikureizmem, kazał wyzyskać każdą chwilę, każdą przelotną radość, drugi – stoicyzm – żądał, by człowiek okazywał się wyższym nad zmienność losu, by obojętnie przyjmował szczęście i nieszczęście. I ta filozofia jest dla mnie zrozumiała i akceptowana.
[SR]