Spektakl teatralny
Postacie:
Izolda
Tristan
Aguynguerran Rudy
Brangien
Perynis
król
królowa matka
smok
czterej towarzysze baroni
chłop
możnowładztwo
AKT 1
SCENA 1
(W oddali widać morze. Na plan pierwszy wysuwają się niskie, skaliste góry – ogromna jaskinia. Wokoło rośnie las iglasty. Do jaskini prowadzi ścieżka. Całość podkreśla słabe, przytłumione, niebieskie światło. W powietrzu unosi się para)
TRISTAN:
(Odziany w srebrną zbroję, idąc do jaskini spotyka uciekającego, przerażonego chłopa)
„Bóg z wami dobry panie! Którędy przybywa smok?”
CHŁOP:
(wskazuje w biegu kierunek i ucieka)
(Tristan zdziwiony dochodzi do jaskini. Naprzeciw wychodzi mu smok. Ma szpiczastą głowę, dwa rogi na czole, długie, kosmate uszy, ciało pokryte łuską. Tristan odskakuje przerażony widokiem stwora. Następnie naciera na niego bijąc go lancą. Bez rezultatu. Wyciąga miecz i kilkakrotnie uderza nim w głowę smoka. Zdziwiony zauważa, że uderzenia nie uszkodziły nawet skóry zwierza. Smok rozwścieczony idzie na Tristana. Zrywa mu tarczę i część zbroi. Jednak ten odpowiada mu silnym ciosem. Wbija klingę w paszczę potwora. Stal przechodzi na wskroś. Smok pada nieżywy).
SCENA 2
(W tle widać jaskinię smoka. Na pierwszy plan wysuwa się szeroka droga, biegnąca przez las iglasty. Światło przytłumione o niebieskim odcieniu.
Na scenie pojawia się pięciu jeźdźców. Rozmawiają. Nagle rozlega się ryk smoka).
JEŹDZIEC 1:
„Przyjaciele uciekajmy! Śmierć straszliwa chce nas złapać!”
JEŹDZIEC 2:
„To ten potwór jadowity, ten, co niszczy wszystkie zwierzę!”
JEŹDZIEC 3:
„Tak, to on. Biada nam, panowie, teraz! Uciekajmy co sił w nogach, to nie czas jest na rozmowę. Życie miłe jest każdemu!”
JEŹDZIEC 4:
(Wyprzedza rozmówców i ucieka.)
(Jeźdźcy podążają za nim. Zostaje tylko jeden. Ubrany jest w czarną pelerynę i zielone rajtuzy. Ma rozpuszczone, długie do ramion rude włosy. Rozgląda się nerwowo i szybko kieruje się w stronę jaskini. Kryje się w krzakach.)
A. RUDY:
(do siebie)
Co to leży tam w gęstwinie? Przecież to potwór zabity! O, tam dalej leży tarcza skruszona i padlina końska. Pewnie śmiałek ranny mocno dogorywa niedaleko. Po co spokój mu zakłócać? Niech umiera w błogiej ciszy. Tu wiaterek ukołysze do snu… Już mu laury są zbyteczne. Czemu żywy skorzystać by nie mógł? Mi Izolda bliska sercu i potrzebna jako żona, nieżywemu na nic się nie przyda ona…
(Ucina głowę potworowi i ucieka, cały czas rozglądając się.)
SCENA 3
(Komnata królewska. Po dwóch stronach widać rząd wysokich, gotyckich, witrażowych okien. Pośrodku sali stoi ogromny złocony tron, do którego prowadzi czerwony chodnik. Na tronie siedzi król otulony gronostajem. Ma na głowie złotą koronę, a w dłoni trzyma berło. Wokół tronu stoją kasztelanie i baronowie. Rozmawiają. Nagle do sali wchodzi Aguynguerran Rudy. Trzyma w ręku ogromny worek. Rozmowy powoli cichną).
A. RUDY:
„Witaj łaskawy panie, wspaniały królu i miłościwy władco! (Kłania się) Przybyłem po moją przyszłą żonę – piękną Izoldę Złotowłosą. W podarunku składam tę oto głowę nędznego potwora, którego obecność na ziemi irlandzkiej przez lata zakłócała życie dobrych ludzi, a także wasz szlachetny umysł, miłościwy panie!”
(Wyciąga z worka głowę smoka, podnosi ją do góry i pokazuje zebranym.
Wokół słychać zdziwione szepty)
KRÓL:
(patrząc z drwiną na A. Rudego)
„Widzę, mój drogi Aguynguerranie, że stoczyłeś ciężką bitwę z potworem. Przypuszczam, że dzielnie walczyłeś, bo ciało twoje nie doznało ani jednego uszczerbku (Po sali przechodzi cichy śmiech). Należy ci się nagroda za męstwo, odwagę i wybawienie ludu od ciągłego lęku. Tak, jak obiecałem, daję ci mą córkę – krasnawicę Izoldę. Słowa dotrzymuję!
Straż, wprowadzić Izoldę – dziecinę miłą!”
(Po chwili pojawia się krasnawica. Spogląda na A. Rudego i wybucha donośnym płaczem)
IZOLDA:
„Toć szalbierstwo jest, toć kłamstwo okropne! Oj, ja biedna! Tchórza będę żoną! Toć oszustwo, zdrada podła! To nieprawda! To nieprawda!”
(Szlochając wybiega z komnaty)
SCENA 4
(Z boku widać jaskinię. Wokoło rosną trawy i pojedyncze karłowate choinki. Światło jasne – dzienne. Na scenie pojawia się Izolda okryta błękitnym płaszczem, spod którego wystaje biała, muślinowa suknia. Za Izoldą idzie służąca Brangien. Ma czarne, rozpuszczone włosy. Ubrana jest w popielatą, skromną suknię i czarny płaszcz. Na samym końcu kroczy Perynis – służący. Rozgląda się czujnie wokoło. Izolda zagląda między trawy.)
IZOLDA:
(szeptem do Brangien)
„Och, droga moja przyjaciółko! Wiem na pewno, że prawda gdzieś ukryta jest w tych gąszczach. Nam dane ją odnaleźć prędko i uchronić mnie, cierpiącą w lęku przed tym tchórzem, hochsztaplerem!”
(Cały czas szukają. Nagle Brangien dostrzega coś błyszczącego wśród krzewów. Biegnie. Podnosi hełm rycerski.)
BRANGIEN:
„Pani, pani! Toć i prawdę mamy!”
(Izolda i Perynis szybko podchodzą. Izolda dokładnie ogląda hełm).
IZOLDA:
„To nie do irlandzkiego rynsztunku rycerskiego nale…”
(Przerywa w pół zdania. Biegnie trochę dalej.)
„Chodźcie! Rycerz tu leży! W nim męstwo i siła ukryte! To on bohaterem jest i ja jemu według prawa jestem należna! Zanieśmy go do dworu, bo ciężko broczy krwią!”
(Perynis podnosi Tristana i wszyscy wychodzą.)
SCENA 5
(Komnata sypialna. Pośrodku stoi ogromne łoże z baldachimem, na którym leży Tristan. Obok stoi mały stolik, na nim lichtarz z palącą się świecą. Z drugiej strony łoża stoi królowa matka. Ubrana jest w szkarłatną, złoconą suknię. Włosy ma spięte w ozdobny kok).
KRÓLOWA:
(szeptem, nachylona do ucha Tristana)
„Cudzoziemcze, wiem iż ty jesteś prawdziwym zabójcą smoka. (Pokazuje Tristanowi znalezioną przy jego zbroi sakiewkę z językiem potwora). Ale nasz marszałek dworu, tchórz, szalbierz, uciął mu głowę i domaga się mej córki, Izoldy Złotowłosej, za nagrodę. Czy potrafisz od dziś za dwa dni dowieść mu zdrady w pojedynczej bitwie?”
TRISTAN:
„Królowo, bliski to termin. Ale bez wątpienia potrafisz mnie uleczyć w dwa dni. Zdobyłem Izoldę na smoku, zdobędę ją może na kasztelanie”.
KRÓLOWA:
„Odpocznij teraz panie. Ja strawę z ziół pójdę przygotować. Ona da ci siłę i zdrowie wróci”.
(Królowa odchodzi)
SCENA 6
(Komnata kąpielowa. W rogu porozwieszane sznury, na których suszą się prześcieradła kąpielowe. Obok stoi ogromna balia z gorącą wodą, a nieco dalej dzban i stół z prześcieradłami już suchymi. Na ścianach wiszą lichtarze z palącymi się świecami. Światło jest blade przytłumione. W powietrzu unosi się para. Wchodzi Izolda z Tristanem).
IZOLDA:
„Zdejmij panie koszulę. Namaszczę wam plecy tymi oto leczniczymi olejkami. (Wskazuje na flakoniki stojące nie opodal.) One szybko przywrócą was do zdrowia”.
(Tristan zdejmuje koszulę. Izolda namaszcza go, a następnie podchodzi do balii i sprawdza ręką wodę).
IZOLDA:
„Kąpiel już gotowa”.
TRISTAN:
„Dziękuję ci pani za tę miłą opiekę”.
(zanurza się w wodzie. Izolda ukradkiem spogląda na jego twarz)
IZOLDA:
(szeptem do siebie)
„Wierzę jeśli dzielność jego równa się piękności, ten mój zapaśnik stoczy srogą bitwę”
(Odwraca, onieśmielona, głowę).
TRISTAN:
(szeptem do siebie, zerkając na Izoldę).
Jam to zdobywcą jest tej pięknej królowej o złotych włosach niczym kłosy najlepszego zboża i skórze białej niczym mleko szybkonogiej kozicy górskiej. Jam to – śmiałek, który pokonał potwora, by cieszyć teraz oczy kształtami tej kwitnącej róży…”
(Tristan uśmiecha się do siebie).
IZOLDA:
(spostrzegłszy uśmiech, do siebie szeptem)
„Czemu ten cudzoziemiec się uśmiechnął? Czy uczyniłam coś, co się nie godzi? Czy zaniedbałam której ze służb, jakie młoda dziewica powinna jest gościowi? Tak, tak może uśmiechnął się, ponieważ zapomniałam ochędożyć zbroję jego sczerniałą od jodu. (Podchodzi do złożonego rynsztunku Tristana i zaczyna go czyścić). Otoć hełm z dobrej stali, nie chybi mu w potrzebie. Pancerz silny, lekki, godny okrywać ciało dzielnego rycerza – śmiałemu baronowi! (Wyjmuje miecz z pochwy. Zauważa wyszczerbione miejsce) Co to? Toż ubytek! Czy nie ten, który się złamał na głowie Marhałta? (Ogląda dokładnie miecz). Czy nie braknie tu kawałka? (Wybiega do drugiej komnaty. Wraca ściskając w ręku kawałek stali. Przykłada go do szczerby w mieczu). Pasuje! Ledwie uświadczyłbyś skruszenia! (Rzuca się ku Tristanowi i przykłada mu miecz do gardła.) Tyś jest Tristan Lończyk, zabójca Marhałta, mego drogiego wuja, umierajże ty teraz!
(Zamierza się na młodzieńca. Tristan próbuje zatrzymać jej rękę. Jednak osłabiony nie daje rady).
TRISTAN:
„Dobrze więc, umrę; ale jeśli chcesz sobie oszczędzić długich wyrzutów, posłuchaj. Córko królewska, wiedz, że nie tylko masz moc, ale masz i prawo mnie zabić. Tak, masz prawo nad mym życiem, ponieważ po dwakroć zachowałaś mi je i wróciłaś. Pierwszy raz niedawno – byłem lutnistą, którego ocaliłaś wygnawszy z ciała truciznę, którą miecz Marhałta je skaził. Nie rumień się dziewczyno, żeś uleczyła te rany; zali nie otrzymałem ich w prawej i szczerej bitwie? Czy zabiłem Marhałta zdradą? Czy mnie nie wyzywał? Czy nie godziło mi się bronić? Drugi raz ocaliłaś mnie, znalazłszy na bagnisku. Ha, dla ciebie to, dziewczyno, potykałem się ze smokiem… Ale poniechajmy tego, chciałem ci jeno dowieść, iż zbawiwszy mnie po dwakroć od niebezpieczeństwa śmierci masz prawo nad życiem. Zabij tedy, jeśli mniemasz zdobyć tym cześć i chwałę. Bez wątpienia, kiedy będziesz spoczywać w ramionach mężnego kasztelana, słodko ci będzie pomyśleć o rannym gościu, który zaważył życie, aby cię zdobyć i zdobył, a któregoś ty zabiła bezbronnego w kąpieli.”.
IZOLDA:
(krzycząc)
„Słyszę oto przedziwne słowa! Dlaczego morderca Marhałta chciał mnie zdobyć? Ha, z pewnością jak niegdyś Marhałt próbował zagarnąć na statek młode dziewczęta z Kornwalii i ty z kolei, prawem pięknego odwetu, chciałeś się pochlubić, iż uwieziesz jako niewolnicę tę, którą Marhałt miłował nad inne między dziewczętami”.
TRISTAN:
„Nie córko królewska! Ale jednego dnia dwie jaskółki przyleciały do Tyntogielu, aby tam zanieść jeden twój złoty włos. Mniemałem, iż przybyły oznajmić mi pokój i miłowanie. Dlatego wymyśliłem szukać cię za morzem. Dlatego stawiłem czoło potworowi i jego jadom. Widzisz ten włos zaszyty między złote nitki sukni. (Wskazuje na ubranie ułożone obok na stole), blask nitek sczerniał, ale złoto twego włosa nie spełzło”.
(Izolda odkłada miecz i bierze w dłonie wskazany płaszcz. Długo go ogląda. Ujrzawszy złoty włos odkłada odzienie i podchodzi do Tristana.)
IZOLDA:
„Twoje słowa, panie, są prawdziwe. Świadczy to o uczciwym sercu i sumieniu. Jako znak pokoju i wiary przyjmij Tristanie te oto bogate szaty. (Wskazuje na sukna trzymane przez stojącą przy drzwiach służkę.) i ten pocałunek. (Całuje Tristana w usta.)
SCENA 7
(Komnata królewska. Światło dzienne. Do sali wkraczają bogato ubrani rycerze Tristana. Przybrani są w płaszcze obszyte sobolem i złotogłowiem, ozdobione gdzieniegdzie kamieniami szlachetnymi. Rozlegają się okrzyki zachwytu irlandzkiego zgromadzonego licznie możnowładztwa).
BARON 1:
„Któż widział kiedy podobne przepychy?”
BARON 2:
„Skąd przychodzą ci panowie? Komu przynależą?”
BARON 3:
„To wojownicy tajemniczego gościa, który zaraz tu przybędzie”.
(Wchodzi król. Zasiada na tronie. Daje znak ręką, że posiedzenie można już rozpocząć. Pierwszy podchodzi A. Rudy).
A. RUDY:
„Miłościwy panie, oto świadkowie, którzy są skłonni poręczyć, iż to ja zgładziłem potwora i że to mnie winna Izolda Złotowłosa (wskazuje na trzech mężczyzn stojących nie opodal). Jestem skłonny dowieść w uczciwej walce męstwa i prawdy!”
IZOLDA:
(Staje obok A. Rudego)
„Królu jest tu człowiek, który podejmuje się dowieść kasztelanowi męstwa i szalbierstwa. Temu człowiekowi, gotowemu przedstawić dowody, iż uwolnił tę ziemię od plagi i że twej córki nie należy oddawać w ręce tchórza, zali obiecujesz odpuścić dawne winy, choćby największe i użyczyć pokoju łaski?”
(Król milczy. Na sali powstaje nagłe poruszenie)
MOŻNOWŁADZTWO:
„Przyzwól panie, przyzwól!”
KRÓL:
„Przyzwalam”.
IZOLDA:
(klękając u stóp króla)
„Ojcze, daj mi najpierw pocałunek łaski i pokoju na znak, że tak samo dasz je temu człowiekowi”.
(Król całuje Izoldę. Izolda idzie po Tristana. Po chwili wprowadza go za rękę. Na jego widok rycerze skłaniają się i ustawiają po dwóch jego stronach. Na sali podnosi się rwetes).
BARON 1:
„To Tristan loński, to morderca Marhałtowy!”
(Podnosi miecz do góry. Za nim robią to samo inni.)
BARON 2:
„Niech zginie!”
IZOLDA:
(krzycząc)
„Królu, pocałuj tego człowieka w usta (wskazuje na Tristana) jak przyrzekłeś!”
KRÓL:
(całuje Tristana)
„Tak czynię, jakem obiecał”
(Zgiełk ucisza się. Tristan podchodzi do tronu królewskiego. Pokazuje język smoka zebranym).
TRISTAN:
„Stań do walki kasztelanie! Fałsz i obłuda zawładnęły twym językiem. Czy nadal jesteś godny zwycięstwa? Czy masz odwagę bronić swych racji?”
A. RUDY:
(padając na kolana)
„O miłościwy królu i władco przyznaję się do winy i proszę o łaskę! Me serce umiłowało Izoldę tak mocno, że umysł przesłoniło zło. Wybacz panie biedakowi, którego nieodwzajemniona miłość zgubiła! Wybacz! Wybacz!”
(Zaczyna płakać. Straże odsuwają go od tronu, przed którym ponownie staje Tristan).
TRISTAN:
„Panowie, zabiłem Marhałta, ale przebyłem morze, aby wam ofiarować zań piękną grzywnę. Aby okupić krzywdę, wydałem ciało swoje w niebezpieczeństwo śmierci i uwolniłem was od potwora i oto zdobyłem Izoldę Złotowłosą, krasnawicę. Zdobywszy zabiorę ją rychło na statek. Ale iżby w ziemiach Irlandii i Kornwalii nie władała już nienawiść, ale miłość, wiedzcie, iż król Marek, mój drogi pan, zaślubi ją. Oto stu rycerzy wielkiego rodu gotowych zaprzysiąc na relikwie świętych, że król Marek ślubuje wam pokój i miłość. Pragnieniem jego jest uczcić Izoldę jako swą drogą małżonkę i cała szlachta Kornwalii będzie jej służyć jako królowej i pani”.
(Kłania się dostojnie.)
KRÓL:
„Zatem przyjmujemy twoje słowa Tristanie. Żądamy jednak czystej przysięgi na ciała świętych”.
(Rycerze irlandzcy wnoszą dwie trumny z prochami świętych)
RYCERZE KORNWALII:
(Z rękami złożonymi na piersiach, klęcząc)
„My, dzielni wojownicy Kornwalii, przysięgamy na prochy świętych, iż kłamstwo nie splątało naszych języków, lecz prawda i szczerość przemówiły przez nasze gardła. Przysięgamy! Przysięgamy!”
KRÓL:
(Bierze Izoldę za rękę)
„Czy ty, Tristanie – mężny rycerzu – odprowadzisz tę oto Izoldę, dziecinę mi najbliższą bezpiecznie i wiernie twemu panu? Czy jesteś skłonny dać mi słowo w obliczu świadków, że będziesz jej strzegł niczym najdroższego klejnotu?”
TRISTAN:
„Tak królu, daję moje słowo i honor, a także obietnicę, że jeśli krzywda jaka spotka w drodze powrotnej Izoldę, stanę przed twoim sądem”.
(Król wkłada dłoń Izoldy w dłoń Tristana)
IZOLDA:
(szeptem, do siebie)
„Zatem Tristan zdobywszy mnie, wzgardził. Piękna opowieść o włosie złotym była jeno kłamstwem, oto śpieszy wydać mnie innemu…”
TRISTAN:
(do zgromadzonych)
„Biorę tę oto Izoldę Złotowłosą w posiadanie imieniem mego pana króla Marka, władcy Kornwalii”.
(Na sali rozbrzmiewają brawa i okrzyki radości).
KURTYNA – KONIEC AKTU 1.
[ET]