O ponadczasowej wartości wielu dzieł literackich, chcąc, czy nie chcąc, może się przekonać każdy uczeń klasy maturalnej, gdy w grę zaczynają wchodzić poszukiwania nawiązań, kontekstów i interpretacji. Tyle o nas samych, gdyż często zadowalamy się powierzchownym spojrzeniem na sztukę. Podchodząc do tego tematu, nie wolno wykazywać się tylko i wyłącznie suchym formalizmem. Oto, co na temat sztuki mówi amerykański pisarz A. Fleming:
„Sztuka, w najszerszym tego słowa znaczeniu, jest czymś naprawdę niezmiernie ważnym. Premierzy i ministrowie finansów, to wielkie figury. Wówczas, gdy są w rządzie, ale gdy schodzą ze sceny, nikt o nich nie pamięta. Tylko artyści są nieśmiertelni”.
Tyle A. Fleming. Jego wypowiedź, jak ktoś może złośliwie zauważyć, jest tylko kolejnym nawiązaniem – do horacjańskiego motywu exegi monumentum („wybudowałem pomnik”) oraz non omnis moriar („nie wszystek umrę”).
Lecz to, że potrafimy znaleźć kontekst i sposób interpretacji danego utworu, jego wewnętrzne przesłanie, nie może być dowodem, jak to czasem uważamy, że wieje z niego stara nuda. Właśnie ten fakt dowodzi ponadczasowości i uniwersalizmu owego dzieła. Pozwala określić jego istotę, jaką stanowi archetyp albo symbol trafnie umieszczony na tle historycznym.
Na pewno jednym z najstarszych i najbardziej znanym dziełem literatury światowej jest Biblia. Niemożliwa jest krótka charakterystyka tego dzieła, z jednoczesnym uwzględnieniem jego całej różnorodności gatunkowej i tematycznej. Można więc z całym szacunkiem dla świętości i Bożego natchnienia księgi powiedzieć, iż Biblia to dzieło będące wykładnią jednorodnego, spójnego systemu filozoficzno-moralnego. Ponadczasowa Księga o wartości historycznej, artystycznej, filozoficznej, moralnej i eschatologicznej. Analizując poszczególne części (księgi) Biblii, znajdujemy w nich zalążki wielu późniejszych, rozwijanych gatunków. Biblia jest źródłem kultury europejskiej. Najpierw w sferze religijno-moralnej: przykazania Dekalogu stanowią podstawę stosunków międzyludzkich niezależnie od wyznania i światopoglądu; potem w sferze kulturowej, jako natchnienie myślicieli, artystów i pisarzy, wreszcie inspiracje dla literatury, rzeźby, malarstwa, muzyki. Biblia, to niewyczerpany skarbiec wzorów osobowych i postaw, fabuł i anegdot, wątków i motywów, symboli i metafor, frazeologizmów i stylów. Można więc na koniec zwyczajnie dodać, że Biblia to po prostu wielka opowieść o człowieku i jego czynach w kontekście wiary i zwątpienia. Niech ten raczej zdawkowy, „techniczny” opis będzie dla nas wskazówką, jak należy odczytywać Biblię, aby w każdym wersecie odnajdywać tkwiącą w nim mądrość. Czytając różne utwory, zwróćmy uwagę na to, czy zawarte są w nich wątki biblijne. Na pewno takie istnieją.
Ogromna i bogata spuścizna antyku grecko-rzymskiego, to kolejne źródło naszej kultury. Po ponad 2000 lat wciąż sięgamy do mitów greckich. Przypominamy sobie walecznego Heraklesa, fatalną piętę Achillesową, czy kapryśne boginie lub podniebny lot Dedala i Ikara. Dramaty Sofoklesa, liryki Horacego i wreszcie nieśmiertelne – „Iliadę” i „Odyseję” Homera. Te dwa eposy w szczególności są najbardziej charakterystyczną „wizytówką” antyku. Stanowią do dzisiaj, pisane heksametrem, wzór klasycznego piękna i ładu w literaturze. Homer bowiem na długie wieki określa kanon piękna eposu, którego tradycje podejmowali późniejsi poeci.
Dzieje przyswajania twórczości Homera zaczynają się w epoce renesansu w XVI w. Omówienie inspiracji literackich greckiego twórcy zmusiłoby nas do prześledzenia całej historii literatury polskiej, od „Odprawy posłów greckich” Kochanowskiego począwszy. Przypomnijmy więc tylko zakończenie znanego wiersza Staffa „Odys”:
„Każdy z nas jest Odysem,
Co wraca do swej Itaki” –
– aby podkreślić symboliczną wartość postaci i sytuacji utrwalonych w dziełach Homera. Właśnie te wartości odżywają wciąż na nowo w rozlicznych nawiązaniach i kontynuacjach w literaturze wszystkich czasów. Czy bezustanna wędrówka i tułanie się Odysa po morzach, niemożność odnalezienia się w żadnym, poza Itaką miejscu, nie przypomina nam tułaczki conradowskiego Lorda Jima, romantycznego Kordiana, czy wreszcie głównego bohatera powieści Joyce’a „Ulysses”? Może jest również parabolą naszego losu i zmierzania ku wieczności?
W hołdzie wobec starożytnego mistrza słowa, powtórzmy za J.J. Szczepańskim:
„Grecja Homera i Fidiasza, Grecja Sofoklesa, Sokratesa i Platona spełnia zadanie uwertury – jest prologiem zawierającym wszystkie tematyczne motywy, wszystkie wzorcowe formy realizowanej na tysiące sposobów doskonałości”.
Na pewno syntezę owej doskonałości stanowi „Boska komedia” Dantego, dzieło na styku dwóch epok, łączące dwa systemy filozoficzne, a równocześnie suma dokonań średniowiecznej wiedzy teologicznej, filozoficznej i historycznej. Autor jako pierwszy wykorzystuje pierwiastki humanistyczne i dlatego odrodzenie bardzo wiele zawdzięcza jego twórczości. Prekursorskie połączenie elementów biblijnych i chrześcijańskich z tradycją antyczną, tworzy symboliczną wizję wędrówki Dantego po zaświatach. Ale dzieło może być doskonale czytelne zarówno dosłownie, jak i metaforycznie. Bowiem obok autora wędruje Wergiliusz, pojawiają się zmarli filozofowie, ale też współcześni Dantemu Medyceusze, inni politycy, artyści i uczeni. Ciągłe kroczenie naprzód zapowiada człowieka nowego, o szerokich horyzontach myślowych. Renesansowy znaczy więc tyle, co wszechstronny. Lub jeszcze inny trop interpretacji – bohater jest człowiekiem upadłym na samo dno grzechu i powoli dźwigającym się z bożą pomocą ku oczyszczeniu. Dante, jako mistrz sumy i syntezy, otwiera przed swymi kontynuatorami nowe obszary literackich poszukiwań. Pokazuje sposób łączenia czegoś na pozór przeciwstawnego na tle realiów historycznych oraz rzeczywistości przeszłej, lub zgoła zapożyczonej z zaświatów. Może więc „Boska komedia”, szczególnie dla naszych czasów, gdzie dąży się do szeroko pojętych syntez, być wzorem dla czerpania tego, co najlepsze z teraźniejszości i niektórych przeszłych, lecz niezwykle istotnych wartości. Jak pisze Z. Łempicki: „…Kler”
„…każde indywidualne zjawisko znajduje tutaj miejsce, jako element ogólnego porządku. Wędrówka po tamtym świecie stanowi ramę opowieści, w której poeta przedstawia poszczególne etapy tego świata, w odbiciu świata tamtego”.
Bo czyż poezja nie jest szukaniem nadprzyrodzoności w mętnej toni zwykłych spraw i codziennych obowiązków?
Wypowiedź pewnego twórcy:
„Dante i Szekspir podzielili świat między siebie. Trzeciego nie ma!”
– prezentuje nam kolejną wielką indywidualność literatury – Williama Szekspira.
Ileż to razy i przy różnych okazjach powtarza się słynne zapytanie z „Hamleta”: „Być albo nie być – oto jest pytanie”, czy zdanie: „Są takie rzeczy na niebie i ziemi, o jakich nie śniło się nawet filozofom”, które patronowało balladzie Mickiewicza „Romantyczność”.
Szekspir i jego bohaterowie zajmują stałe miejsce w naszej świadomości kulturowej. Dość wspomnieć Romea i Julię – synonim nieszczęśliwych kochanków, ambitnego i gotowego na wszystko Makbeta, albo niezdolnego do czynu, drążonego wewnętrzną walką tytułowego bohatera najsłynniejszej tragedii Szekspira – „Hamlet”.
Obie sztuki – „Hamlet” i „Makbet”, poruszają odwieczny problem zbrodni i odpowiedzialności za nią. Prezentują człowieka uwikłanego w historię, ambitnego, toczącego bezustanną walkę o władzę, w której ponoszą klęskę.
Makbet posiada swobodny wybór, ale podjęta decyzja wciąga go w krąg zbrodni. Sam stwierdza, że „zły plon bezprawia nowym się tylko bezprawiem poprawia”. Wyrzuty sumienia przygłusza powszedniejące zło. To analiza psychiki zbrodniarza, pozostającego w konflikcie między własnym ID, a SUPEREGO (teoria Freuda). Taki sam typ człowieka stanowi Raskolnikow ze „Zbrodni i kary” F. Dostojewskiego.
Z kolei Hamlet musi wymierzyć sprawiedliwość. Lecz zabicie stryja – prawdopodobnego mordercy króla, kłóci się z jego sumieniem („Chcąc być łagodnym, okrutnym być muszę!”). Zabicie Klaudiusza byłoby jednocześnie tryumfem i klęską Hamleta: spełniłby przecież swoją powinność względem ojca, ale byłby z kolei obarczony winą za morderstwo.
W ten sposób Szekspir przekreśla antyczną zasadę fatum. Dzięki temu, że bohaterowie mają pewną swobodę wyboru w decydujących momentach, tak naprawdę nie wiadomo, jak potoczą się ich losy. Jednak tragiczne uwikłanie w historię i jej destrukcyjny wpływ (było to później szczególnie widoczne u bohaterów romantycznych – np. Kordian), dokona ostatecznej zagłady bohatera.
Zajmijmy się kolejnym arcydziełem, jakim jest dramat J.W. Goethego „Faust”. Główny bohater – średniowieczny alchemik i mędrzec, doktor Faust, jest wyrazicielem odwiecznych dążeń człowieka do nieśmiertelności, panowania nad czasem i poznania niedostępnych naszym umysłom tajemnic życia i śmierci – zagadki istnienia. Faust pragnie wiecznej młodości. Protestuje więc przeciw przemijaniu, zawierając układ z diabłem, dzięki któremu, za cenę własnej duszy, staje się kimś innym – młodzieńcem panującym nad przestrzenią i czasem. Jego przeznaczenie, to wieczna aktywność w dążeniu do prawdy, w czym nigdy nie jest mu dane ustać. Tak Faustus wycenia własną duszę, gdyż słowa: „Trwaj chwilo, jesteś piękna”, oddają go w sidła mocy diabelskich. „Szukający mądrości” Faust „dochodzi do rozpaczy”. A jednak Bóg wyrywa go z mocy szatana w nagrodę za poniesiony trud szukania prawdy – „kto wiecznie dążąc się trudzi, tego możemy wybawić”.
Dramat można uznać w ten sposób za apologię człowieka aktywnego w życiu, gotowego do najwyższych poświęceń w imię zdobycia wiedzy. Dzisiaj określenie „Faust” funkcjonuje odnośnie do kogoś poświęcającego korzyści duchowe dla materialnych. Człowieka dręczonego nieustannym pasowaniem się z samym sobą i własnymi dążeniami duchowymi.
Dlatego chyba w każdym naukowcu jest coś z doktora Faustusa. Tak np. duchowe rozterki Einsteina, który do końca obwiniał siebie za zagładę tysięcy ludzi w Hiroszimie i Nagasaki, po ataku jądrowym. Wybitny uczony pracował przecież nad rozwojem fizyki atomowej.
I wreszcie ostatnie dzieło literatury światowej, jakim chciałabym się zająć. To powieść F. Kafki „Proces”. Powieść o tyle współczesna, że powstała na początku naszego stulecia. To pierwszy utwór wyrażający tak silnie egzystencjalne lęki człowieka naszych czasów. Przedstawia cywilizację jako groźną, wszechogarniającą treść, wypełniającą i zacieśniającą ludzkie formy. Główny bohater ulega destrukcyjnemu wpływowi procesu, który tocząc się przeciw niemu, cicho, anonimowo odbiera mu wiarę we własną niewinność i spokój ducha. Tu rządzi system, jakiś tajemniczy i bezwzględny trybunał. Ludzie otępiali i podobni raczej do maszyn, suną zwartą masą ulicami miasta.
Jest taki obraz E. Muncha „Wieczór na ulicy Karola Jana”. Ulicą podobną raczej do jakiegoś tunelu, ze względu na bryły otaczających domów i ciężar czarnego (zimowego?) nieba, pędzi tłum. Nie wiadomo dokąd i w jakim celu. Szara anonimowa masa, w której wszyscy są do siebie podobni – ubiorem, wyrazem twarzy, a szczególnie oczu, płonących z niepokoju, lub nawet przerażenia. Dzieje Józefa K. z „Procesu” są metaforyczną wizją eliminacji jednostki przez system. Może tym systemem jest po prostu życie, które autor traktuje na zasadzie „zła koniecznego”? Tak czy inaczej, „Proces” prezentuje katastroficzną wizję zagłady cywilizacji, niszczącej indywidualizm i jednostkowość. Przecież tłum składa się z jednostek. Każda z nich myśli i czuje w sposób samodzielny. Jednak istotą systemu jest ubezwłasnowolnienie wszelkich form dążenia do inności.
Dzisiejszy świat to pole bezwzględnej walki o przestrzeń życiową i dominację nad innymi. Jednostki pokonane w tej walce włącza się w anonimową masę, którą łatwo jest manipulować na zasadzie stada zwierząt. Czasem pojawia się ktoś szukający prawdy i obdarzony wrażliwością. Poddaje się go wówczas destrukcji. Nie tylko „Proces”, lecz i inne utwory Kafki są obrazem świata przymusowej unifikacji, masowości i umaszynowienia. Udowadniają bezsens tworzenia takich społeczno-internacjonalnych molochów, jak chociażby współczesna nam Unia Europejska.
Tych kilka dzieł to zaledwie mała cząstka geniuszu literatury zawsze aktualnej i ponadczasowej. Nie mogę powiedzieć, że akurat te przeze mnie opisane są ową najlepszą częścią. Dość powiedzieć, co jest zresztą niezaprzeczalne, że posiadają one wartość zarówno dla ludzi współczesnych pisarzowi, jak i następnych pokoleń, wreszcie całej ludzkości. Każde dzieło kryje w sobie tajemnicę – bo jest nią cała Biblia, jako odwieczne słowo Boga spisywane setki lat przez wielu ludzi. Tak samo nieśmiertelna „Odyseja” i „Iliada”, doskonała literacko i oddająca prawdę o wiecznej wędrówce człowieka „Boska komedia”, czy przedstawiające nas jako istoty uwikłane we własne dążenia i pragnienia duchowo-materialne utwory Szekspira oraz „Faust”, wreszcie – nasze zagubienie w sztucznym i wytworzonym przez ludzi świecie – powieść „Proces”.
W ten oto sposób, na przestrzeni wieków jest stopniowo budowana prawda o homo sapiens. Wszystkie dzieła posiadają swój archetyp, a odnalezienie i zdefiniowanie go, dowodzi ich aktualności wobec każdego pokolenia. Nadaje twórcy symptom nieśmiertelności w oczach potomnych. Kończąc, zacytujmy myśl Anatola France’a: „Rozumieć dzieło, to stwarzać je w sobie na nowo. Każde pokolenie szuka nowych wzruszeń w dziełach starych mistrzów”.
PLAN:
1) Nasze rozumienie literatury i problemu jej ponadczasowości. Co stanowi o uniwersalizmie danego dzieła.
2) Wybrane arcydzieła literatury i tkwiące w nich wartości:
a) „Biblia”,
b) „Iliada” i „Odyseja” Homera,
c) „Boska komedia” Dantego,
d) „Hamlet” i „Makbet” Szekspira,
e) „Faust” Goethego,
f) „Proces” Kafki.
3. Rozumienie dzieła jako stwarzanie go w sobie na nowo. Literatura budująca prawdę o człowieku.
[PG]