Współcześnie, tak jak i zresztą zawsze, ludzie, którzy odważyli się tworzyć swój własny odmienny od ogólnie przyjętego model życia, spotykają się z powszechnym brakiem zrozumienia, a nawet wrogością. Nie mówię w tym miejscu o skrajnych postawach i chorobliwych wynaturzeniach. Człowiek podążający swoją, a przez to trudną i uciążliwą ścieżką, pośród dżungli ciemnych sprawek, krzewiącej się obojętności, sztucznej ułudy, a z dala od wygodnych tras oportunizmu, może okazać się ewangelicznym błogosławionym, który szuka miłości, sprawiedliwości i pokoju, a przede wszystkim – prawdy.
Zapominamy, że ekscentryczny styl życia, to swego rodzaju lek na ukojenie wewnętrznych konfliktów, poczucia niespełnienia i zagubienia. Także i w ten sposób niektórzy artyści eksponują swoje rozumienie świata.
Dlaczego ludzie podejrzliwie i wrogo traktują inność? W książce-reportażu pt. „Heban” Ryszard Kapuściński pisze, że mimo naszych deklaracji o otwartości i tolerancji, działamy pod presją wciąż jeszcze tkwiących w nas kompleksów plemiennych praprzodków, którzy w drugim, Obcym, widzieli nosiciela zła i źródło wszelkich nieszczęść.
Dlatego trudno dać wiarę szumnej deklaracji Voltaire’a: „Nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale dałbym sobie ściąć głowę, abyś to nadal głosił”.
Uważam, że jedną z największych tragedii dla człowieka jest jego wyobcowanie i niezrozumienie. Stać pośród innych i czuć tak samo, jak Karusia z ballady „Romantyczność”: „Źle mnie w złych ludzi tłumie / Mówię, nikt nie rozumie / Widzę, oni nie widzą”. Egzystencja pośród „ludzkiego stada” tych, którzy „bardziej czują”, buntują się przeciw skostnieniu i zakłamaniu, wnikliwym spojrzeniem ogarniają większe obszary rzeczywistości, nosi znamiona heroizmu.
„Rzecz to piękna zaprawdę, gdy krocząc w pierwszym szeregu…”, lecz czy musimy dopuszczać do tego, aby ów odważny człowiek ginął? Aby jego krzyk, był tak samo niemy i bolesny, jak ten z obrazu Muncha?
Epoką obfitującą w całe rzesze literackich odludków, wyobcowanych, cierpiących i buntujących się, był romantyzm. Czy silnie zaakcentowany indywidualizm postaci i ich specyficzne, nieuporządkowane życie, to tylko twórcza maniera, czy rzeczywiste, bolesne doświadczenie obcości pośród oschłego racjonalizmu? Trudno dać jednoznaczną odpowiedź. Romantycznym przejawem odcięcia się od klasycznych korzeni był bunt. „Buntuję się, więc jestem” – oto hasło, które określa istotę osobowości romantycznej.
Przeanalizujmy postawy trzech sztandarowych postaci literatury tego okresu – Wertera, Giaura i Konrada Wallenroda.
Tytułowy bohater słynnej powieści J.W. Goethego pt. „Cierpienia młodego Wertera”, historią swego tragicznego życia wycisnął trwałe piętno na świadomości współczesnego autorowi pokolenia młodych ludzi. Rozgoryczony młodzieniec postanawia uciec od zgnilizny miasta na wieś, ale tu wpada w sidła miłości do pięknej Lotty, skądinąd narzeczonej swego przyjaciela. Próba ucieczki od niemożliwego do spełnienia uczucia nie skutkuje. Jedynym wyjściem staje się samobójstwo. Młody Werter odbija w sobie powszechne uczucia rozgoryczenia młodych twórców. Idea wyznaczająca kierunek jego drodze życia, to weltschmerz. Rozczarowany bezdusznością i zawiłymi konwenansami świata człowiek (Werter-mieszczanin został wyproszony z ziemiańskiego balu), swe ukojenie znajduje w bliskości natury. Gardzi dawnymi wartościami, ufając przeczuciom i sile serca, ale tragiczny dysonans między marzeniami, a rzeczywistością, jakim była nieszczęśliwa miłość, doprowadza do samobójstwa tego wrażliwego i pełnego emocji bohatera.
W równie dramatycznej, lecz silniej zarysowanej opozycji wobec rzeczywistości, staje Byronowski Giaur – bohater będący porte parole angielskiego romantyka. Giaur jest człowiekiem dumnie odwróconym od świata, gardzącym, nudnym i schematycznym życiem. Niespokojna natura każe mu szukać intensywnych przeżyć w ogarniętej wojną domową Grecji. Niestety, hardy Giaur nie akceptuje obyczajowości także tego kraju – uprowadza brankę Hassana.
Giaur to człowiek niepospolity. Trudno zdefiniować jego działania i myśli, raz po raz zalewane potokami gorączki płynącej z wewnętrznych niepokojów. Żyje wśród ludzi, ale odgradza go od nich bariera niezrozumienia. Ów zapalczywy i chmurny młodzian odrzuca nawet wszelką wiarę i modlitwę: „Nie mów pacierzy, w skutek ich nie wierzę”. Nieskrępowana wolność Giaura jakby na ironię przyczynia się do jego zagłady.
Na chyba najbardziej tragiczną ścieżkę życia los wepchnął Konrada Wallenroda. Sercem i duszą Litwin, a z konieczności i wskutek okoliczności życia – wychowanek krzyżackiego mistrza. Przestrzeń życiową Konrada ograniczają zatem dwie wrogie skrajności. Uświadomiony swych obowiązków przez starego litewskiego pieśniarza, decyduje się wstąpić na drogę podstępnej walki przeciw Krzyżakom, łamiąc w rażący sposób zasady etyki rycerskiej, przywdziewa maskę, aby nie ukazać swego prawdziwego oblicza. Jako chrześcijanin – zabija i popełnia samobójstwo, skazuje na cierpienia ukochaną osobę. A wszystko w myśl hasła Machiavellego: „Są bowiem dwa rodzaje walki – można być lisem albo lwem”. Wyłożonego mu słowami Haltana: „Tyś niewolnik, bronią niewolników, podstępy”. Konrad jest człowiekiem gwałtownym i bezkompromisowym. Może takim uczyniła go okrutna konieczność wyboru pomiędzy dwoma odwiecznymi opozycjami – sacrum i profanum? (tu: litewska natura a wpojone przez Niemców zasady moralne). Życie bohaterów romantycznych jest rzeczywiście zupełnie odmienne od egzystencji im współczesnych. Romantycy to najczęściej poeci, „najwyżsi z czujących”. Wybory, świadomość kruchości żywota, ból i rozgoryczenie wobec zastałej rzeczywistości, stopniowo wykreślają ich spośród grona społeczności, tworząc portret indywidualistów dobrowolnie zamkniętych w hermetycznym świecie rozterek moralnych, mistycznych urojeń i zwątpień.
To indywidualistyczno-tragiczne podejście do życia czasem pojmowano jako obłąkańczą modę („bunt kwiatów przeciw własnym korzeniom”), ale na pewno u jego podstaw leżało pytanie o miejsce człowieka i młodzieńcza próba rewizji świata „bez serc, bez ducha”.
Poświęcić się bez reszty idei naprawiania świata poprzez krzewienie oświaty wśród ludu, pracę społecznikowską kosztem rezygnacji z przyjemności życia. Trudna to droga, zważając, że wstępują na nią tak młodzi, inteligentni i wspaniale zapowiadający się ludzie, jak Tomasz Judym, Stasia Bozowska oraz Piotr Cedzyna. „Muszę zostać sam, aby przy mnie nikt nie stał, nikt mnie nie trzymał” – mówi Judym. Postacie żyją więc między „urodą życia” a „pięknem idei”. Podobnie jak romantycy, są idealistami, ale ich idealizm jest oparty mocno na ziemi, wiąże się ze społeczną misją. Ten zapał i zdolność do bezgranicznych poświęceń, otoczenie pojmuje jako dziwactwo. Bohaterowie chcą nadrobić tragiczne w skutkach zaniedbanie niższych warstw społecznych, błędy swych przodków. W ten sposób skazują siebie na nędzną wegetację, pośród morza ciemnoty i nędzy, w którym w końcu toną. Niestety, jednostronny radykalizm i dobrowolna samotność, nie pozwalają im inaczej służyć idei organicyzmu i pracy u podstaw. Wybór moralny bohatera – jego bezdomność oraz szlachetność i wrażliwość – mają irracjonalnie okrutne konsekwencje: egzystencja bohatera przypomina istnienie „rozdartej sosny”. W przypadku doktora Judyma ani elegancki salon warszawskich doktorów, ani arystokraci, a nawet też małomiasteczkowi oficjaliści z pensjonatu w Cisach nie chcą wykazać zainteresowania fatalną kondycją biednych ludzi, w których otoczeniu żyją. Judyma boli to bardzo, gdyż on sam jest synem szewca-pijaka. Podobny typ osobowości reprezentuje Stanisław Wokulski, jeden z głównych bohaterów „Lalki” B. Prusa. Wywodzący się z drobnej szlachty, zdolny, zręczny, ale i też uczciwy kupiec gromadzi pokaźną fortunę na wojnie. Pragnie pozyskać miłość arystokratki Izabeli Łęckiej. Pamiętny swej trudnej młodości, wspiera zdolnych, młodych ludzi (np. chłop węgiełek, prostytutka – krawcowa). Jednak wcale nie jest mu dane być szczęśliwym – Izabela bezustannie zwodzi Wokulskiego, a rzekomi przyjaciele – zdegenerowana i zadłużona arystokracja, płacząc nad losem Polski, robi wszystko, aby zniewolone społeczeństwo dodatkowo pogrążyć ekonomicznie przez swą bierność i wyrafinowane zachcianki. Głaskany i ugaszczany Wokulski, w oczach ziemiaństwa jest tylko nędznym parweniuszem i pogardzanym spekulantem, od którego czasem pożyczy się pieniądze na regulację długu, za co pozwoli mu się usiąść przy pańskim stole. Życie zaczyna powoli dławić tego pozytywistę z duszą romantyka. Ostateczny cios zadaje zdrada Joanny – Wokulski ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, prawdopodobnie śmiercią samobójczą, a może po prostu odjeżdża gdzieś daleko w świat, realizując swe inne marzenia wobec niemożności wyrwania się z owej niedookreśloności społecznej, w jakiej postawiło go życie.
Odnosząc się do słów Platona: „Człowiek zupełnie nie tknięty szałem nie wejdzie do świątyni muz”, zyskujemy taką definicję artysty, która łatwo nas wprowadzi w klimat modernizmu. Budowany przez modernistów obraz artysty, jako „samotnego albatrosa”, który „stoi ponad życiem, ponad światem, jest Panem panów, nie okiełznany żadnym prawem, nie ograniczony żadną siłą ludzką” („Confiteor” St. Przybyszewski), pokazuje go dumnie spoglądającego z wyżyn na szary prozaiczny tłum. Skandaliczne biografie twórców niszczących w sobie „…wszystko, co społeczeństwo mieszczańskie uważało za słuszne, pożyteczne, wspólne wszystkim i sprzyjające życiu unormowanemu, które było dla nich czymś potwornie banalnym i odrażającym”, poszukiwanie prawdy przez stany narkotyczne, nie powinny przesłaniać ich osiągnięć poetyckich. Toteż podmiot liryczny wielu wierszy Przybyszewskiego, Baudelaire’a, Verlaine’a, Rimbauda ma te same niemoralne cechy geniuszu autora. Reprezentuje dekadencką postawę bierności i zniechęcenia, mówi o śmierci, nicości i niebycie – nirwanie. Natchnień poetyckich poszukuje pośród ludu, na wsi (np. Poeta z „Wesela” Wyspiańskiego) lub poprzez obcowanie z tajemniczą i groźną naturą (np. rola Tatr w lirykach Kasprowicza).
W powieści W. Berenta „Próchno” autor kreśli wizerunek artystów tamtej epoki. Ludzi sztuki – reprezentantów prawie wszystkich dziedzin twórczości łączy przekonanie, że jest ona jedyną ucieczką przed bezsensem rzeczywistości. Nie zyskują jednak pełni twórczej satysfakcji – czując się dziećmi epoki kryzysu wszelkich wartości, są w ten sposób przygnieceni przez własną odmienność. Bohaterowie „Próchna” dążą do osiągnięcia twórczej mocy, ale niestety, muszą też ulegać kulturalnym gustom publiczności (bo „tak się w Europie robi talent”). Dlatego przeklinają swój los, skazujący ich na ciągłe balansowanie pomiędzy stanem „kapłaństwa” (wywyższenia twórczego) a bycia błaznem. To, co artystom pozwala wciąż żyć i tworzyć, to wiara w hasło: Evviva l’arte!. Zacytujmy w tym miejscu myśl C.K. Norwida z wiersza „Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie…”
„Bo glina w glinę wtapia się bez przerwy,
Gdy sprzeczne ciała zbija się aż ćwiekiem”.
Nie tylko artysta, lecz i każda, prawdziwie wielka jednostka nie zazna spokoju, niedocenienia za życia, nie będzie „człowiekiem” dla swoich współczesnych. Dopiero po latach następne pokolenia odkryją i pojmą sens jej idei.
Życie można przeżyć dobrze, można też źle, schematycznie, lub całkiem na opak. Żyć inaczej niż większość wymaga dużej odwagi i odporności psychicznej. Tak potrafi tylko niewielu – artyści, geniusze, święci, czy chociażby niespokojne natury, szaleńcy. Każdy posiada swój własny model egzystencji, utożsamiany z innym składnikiem rzeczywistości.
Dla Szekspirowskiego Hamleta „świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają”. Józef K. z „Procesu” F. Kafki twierdzi, że rzeczywistość, to nieustanny proces toczony przez bezwzględny trybunał przeciw marnej istocie, jaką jest człowiek. Poza tym – balem, „snem śnionym nieprzytomnie”, rewolucją… i tak dalej. „Na przekór naszemu dążeniu do rozsądku biedne serce ludzkie pozostanie zawsze we władzy szaleństwa” – napisał E. Zola. Tym szaleństwem jest bez wątpienia wierność pewnej idei, która kształtuje osobowość człowieka. Wyrastające z niej pragnienia i namiętności są niejednokrotnie źródłem katastrofy (np. zagubienie i dramat Hrabiego Henryka z „Nie-boskiej komedii” Z. Krasińskiego).
Sądzę, że literackie przykłady ludzi żyjących inaczej, służą wypełnieniu przestrzeni pomiędzy przyziemnością i konsumpcjonizmem a sferą ducha i nadprzyrodzoności, spraw wyższych, w zastanej przez autora rzeczywistości.
Wskazują również na tragizm jednostkowego oporu przeciw złu i zaniedbaniom świata, przeklętej sieci intryg, relatywizmu i bezdusznych kalkulacji, zacieśniającej i tłamszącej ludzkie formy. Bowiem tkwi w nich owa siła fatalna „…co zwykłych zjadaczy chleba w aniołów przemieni” („Testament mój” J. Słowacki).
[PG]