Judym [wywiad z doktorem]

– Panie Tomku, miło mi jest poinformować pana, że został pan uznany przez czytelników literatury Młodej Polski za postać humanitarną. Czy zgodziłby się pan odpowiedzieć mi na kilka pytań?
– Tak, z przyjemnością. Szczerze mówiąc zaskoczył mnie ten „tytuł”, choć cieszę się, że moje działania zostały wreszcie docenione.
– Czy mógłby pan przybliżyć nam swoje dzieciństwo?
– Choć nie był to najprzyjemniejszy okres w moim życiu, to jednak chętnie opowiem. Urodziłem się w Warszawie, pochodzę z biednej rodziny. Mój ojciec był szewcem, stale nadużywał alkoholu. Matka często chorowała. Po jej śmierci przygarnęła mnie ciotka, której zachowanie przysporzyło mi jedynie wiele cierpień.
– Ale przecież pomogła panu, przynajmniej finansowo.
– To prawda, ciotka płaciła za moją naukę i nigdy nie przestanę być jej za to wdzięczny. Jednak od momentu wstąpienia do gimnazjum, zacząłem sam pracować na naukę i utrzymanie.
– I w nagrodę za dobre wyniki w nauce wyjechał pan na stypendium do Paryża?
– Tak, to było wielkie przeżycie. Oto biedny chłopak z Ciepłej wyjeżdża za granicę, nigdy tego nie zapomnę. Na co dzień pracowałem na oddziale chirurgicznym, a w wolnych chwilach zwiedzałem miasto. Paryż jest piękny, tyle tam zieleni, zabytków. Szczególnie lubiłem przesiadywać w Luwrze. Tam też poznałem panią Niewacką, gościła w Paryżu z wnuczkami i guwernantką.
– To spotkanie zaważyło na późniejszym pana życiu.
– Rzeczywiście. Wówczas poznałem Joannę, była guwernantką Wandy i Natalii. Zauroczyła mnie jej fascynacja sztuką. Jednak bliżej poznaliśmy się dopiero po powrocie do kraju.
– Wróćmy jednak do pana życia zawodowego. Kiedy powrócił pan z Paryża, stał pan u progu kariery i mógł dorobić się sporego majątku.
– Zapewne tak by się stało. Lecz gdybym skupił się jedynie na dobrach materialnych, nie mógłbym służyć najbardziej potrzebującym, a więc chłopom, robotnikom, jednym słowem biedakom. A przecież ja też wywodzę się z tej warstwy i cały czas sercem jestem blisko nich. Toteż mam moralny obowiązek do niesienia im pomocy.
– Nawet za cenę ranienia innych, przecież z Joanną mógł pan osiągnąć szczęście. Czyż nie do tego dąży każdy człowiek?
– Ale ja jestem w pewnym sensie szczęśliwy. Nie przeszkadza mi samotność i pustka. Satysfakcję daje mi praca. Czuję się potrzebny. Wiem, na co skazani są ludzie biedni. Bez względu na to czy mieszkają w Paryżu, czy w Warszawie, ich sytuacja jest taka sama. Nikt się nimi nie interesuje, nikt nie stara się poprawić ich losu. Toteż chociaż ja im pomagam, leczę za darmo.
– Proszę mi wierzyć, decyzja o rozstaniu z Joasią była dla mnie ogromnym dylematem. Nie chciałem jej zranić, kochałem ją. Lecz wiedziałem, że związek z nią nie pozwoli na spełnienie mych dążeń. Jedynie pozostając człowiekiem samotnym, mogę być wiernym swym ideałom.
– Ale czy te ideały były warte rezygnacji z miłości, kariery, szczęścia?
– Oprócz Boga nie ma większej wartości niż życie ludzkie. Toteż dobro drugiego człowieka, ratowanie jego życia warte jest każdego poświęcenia, nawet rezygnacji ze szczęścia.
– Dziękuję panu za rozmowę. Myślę, iż pana życie i poglądy wpłyną korzystnie na postępowanie niejednego młodego człowieka.
[MPa]