Wpływ II wojny na psychikę i zachowanie człowieka 

Wpływ II wojny na psychikę i zachowanie człowieka 

II wojna światowa wstrząsnęła światem – zmieniła ludzi, zmieniła również literaturę. Literatura – barometr historii – stała się odzwierciedleniem uczuć osób przerażonych grozą wydarzeń. Tak jak biegła historia – tak konkretyzowały się motywy w literaturze. Nie mogło być bowiem tak, żeby ruina II wojny światowej pozostała bez echa w literaturze. Więcej – temat ten absolutnie zdominował literaturę powojenną i po dziś dzień odzywa się w różnych dziedzinach sztuki. O brutalności i bezprecedensowości drugiej wojny światowej świadczyć może ten tylko drobny fakt, że pod wpływem jej wydarzeń ukuto termin „zbrodnia przeciwko ludzkości”.

Literatura „okresu wojny” jest zjawiskiem dość specyficznym. Stała się w pewnym sensie swoistą kroniką losów człowieczych i specyficzną odmianą pisarstwa historycznego. Nazywana jest również literaturą kacetów czy epoki pieców.  Istotą tej literatury jest bowiem autentyzm przedstawianych wydarzeń, nawet jeśli zostały poddane beletryzacji. Upamiętnienie i przestroga była zapewne pierwszą intencją literatury, ale nie ogranicza się ona jedynie do tych treści.

Wielką filozoficzną myślą literatury wojennej jest refleksja nad człowieczeństwem, a ta z kolei prowokuje autorów do poszukiwania nowych form wyrazu, nowej formy prozatorskiej, eksperymentów w zakresie kompozycji, sposobów na lepsze ukazanie prawdy lub dotarcie do niej.

Spośród tych osiągnięć warto zwrócić uwagę na „Opowiadania” Tadeusza Borowskiego. Wywołały wiele emocji, nawet swoisty skandal literacki ze względu na ukształtowanie postaci – Vorarbeitera[1] Tadka. Podobieństwa biografii bohatera i autora powodowały niesłuszne utożsamienie osób. Tymczasem Vorarbeiter Tadek prezentuje psychikę człowieka ukształtowanego przez warunki obozu koncentracyjnego, przystosowanego do realiów kamiennego świata: ciągłej śmierci, degradacji człowieka, zniweczenia godności ludzkiej. Aby przetrwać – bohater w pewien sposób akceptuje tę rzeczywistość, zaczyna w niej funkcjonować, znajdować jak najlepsze miejsce.

Czytelnik przyzwyczajony do heroizmu ofiary spotyka się nagle z cwaniakiem, człowiekiem cynicznym, zobojętniałym na ból i cierpienie. Taka konstrukcja postaci narratora była potrzebna  Borowskiemu dla określenia trudnych relacji między dobrem i złem w warunkach obozowych, dobitniej obrazowała niszczącą siłę obozów – ale wywołała oburzenie przeciw samemu pisarzowi.

Wierny obraz obozu koncentracyjnego odnajdujemy w opowiadaniu „U nas, w Auschwitzu”. Borowski ukazuje obóz nie tylko jako miejsce tłumu spędzonych na wyniszczenie ludzi, ale przykład wysokiej organizacji zabijania, jako przedsiębiorstwo rabunkowej eksploatacji człowieka i masowej jego zagłady. Już na samym początku człowiek musi oddać wszystko, co ze sobą przywiózł. Po jego śmierci wyrywa mu się złote zęby, z tłuszczu wyrabia się mydło. Obóz koncentracyjny wg Borowskiego, to także miejsce potwornie rozwiniętej techniki męczenia człowieka i masowej jego zagłady. Torturowano ludzi m.in. poprzez bicie, głodzenie, picie wody aż do uduszenia.

W końcu, obóz widziany przez Borowskiego to obóz oszustw. Więzień był przekonany, że nic strasznego nie może go spotkać w tzw. łaźniach. Pozory stwarzało także boisko do gry w piłkę, orkiestra czy kantyna obozowa.

Tadeusz Borowski pisze, że w obozie zaciera się granica między więźniem a oprawcą. Przebywając w lagrze człowiek często stał na rozdrożu. Miał do wyboru albo próbę zachowania swojego człowieczeństwa, zasad moralnych nabytych poza ogrodzeniem obozu, albo przyjęcie postawy człowieka zlagrowanego, czyli wyzbycie się ich i odrzucenie jakichkolwiek głosów sumienia. Pierwsza droga oznaczała pewną śmierć, druga dawała pewne nadzieje na zachowanie życia, cena za to była jednak ogromna.

W opowiadaniu „U nas w Auschwitzu” daje się najbardziej zauważyć daleko posunięte utożsamienie narratora, przede wszystkim ze względu na styl. Obok stylu protokolarnego dotyczącego życia obozowego występuje opowieść w tonie epickiego wspomnienia czasu odległego i bezpowrotnie utraconego. Przeplatanie tych dwóch narracji, ich ostre zderzenia dają efekt ironiczny. Obok pierwszej osoby liczby pojedynczej, czasem pojawia się pierwsza osoba liczby mnogiej („budowaliśmy”, ” poczęliśmy siać kwiatki”) dla podkreślenia wspólnoty losu więźniów oraz pewnych więzi, ograniczonych jednak do wspólnie wykonywanych zajęć. Obóz jest innym światem, przebywający tam człowiek uczy się, że panują w nim inne zasady, zachwiane są pojęcia etyki i moralności, poddając się procesowi lagrowania człowiek zmienia się, musi się dostosować, ponieważ chce przetrwać, kierując się instynktem samozachowawczym.

Słusznie Borowski stwierdził, że nikt, kto przetrwał obozy nie może mówić o zachowaniu pełni człowieczeństwa. Aby przetrwać należało używać siły i sprytu w stosunku do współwięźniów.

Wstrząs czytelnika wywołuje opowiadanie „Proszę państwa do gazu”. Utwór rozpoczyna się opisem akcji odwszawiania. Szokuje opis matki, która wyrzeka się własnego dziecka, ponieważ wie, że jeśli przyzna się do niego, zginie. Jest scena, w której Tadeusz w bezsilnej złości pomagał Niemcom rozbierać ludzi z kolejnego transportu. Przerażeni ludzie pytali się, co będzie dalej z nimi, ale on udawał, że ich nie rozumie. Widział sterty trupów, zadeptane niemowlęta lub błąkające się dzieci odganiane przez esesmanów kopniakami, jakby były jakimiś szczurami. Z przerażającym spokojem rozmawiał z towarzyszami losu o perspektywie zaopatrzenia się w żywność i inne rzeczy na rampie, na którą za chwilę wysypie się z wagonów wielki transport przyszłych ofiar. Tadeusz, jak i inni współwięźniowie, pracujący w komandzie Kanada, jest uprzywilejowany dzięki temu, że oprawcy wyznaczyli mu rolę pomocnika. Jest syty. Do głodnych, którzy go otaczają, odnosi się obojętnie, a nawet z drwiną, jakby w pełni aprobował ów stan obozowej nierówności.

Podobny obraz stosunków pomiędzy więźniami uprzywilejowanymi, do których należy Tadeusz, pojawia się w opowiadaniu „Dzień na Harmenzach”. Tadeusz pełni tu funkcję pomocnika kapo. Dozoruje pracę więźniów przy układaniu szyn. Jedzenie staje się dla więźniów jedynym tematem rozmów, myśli, dążeń, pragnień i celów. Jest tutaj mowa o prawdziwym obozowym głodzie. Tadeusz, bez żadnego skrępowania i zażenowania, na oczach wygłodniałych, jedzących trawę Greków, otwiera puszkę z mięsem.

Opowiadania Borowskiego są okrutne w swej prawdomówności i oskarżają z pasją prowadzącą aż do samooskarżenia. Przedmiotem potępienia jest oczywiście system faszystowski, lecz głębiej – sam człowiek, zbiorowość ludzka i drzemiące w niej ciemne siły. Oświęcim i inne obozy koncentracyjne stały się próbą prawdy o człowieku i społeczeństwie. Najbardziej przerażającym stwierdzeniem jest odkrycie faktu, że można manipulować zachowaniami ludzi, złamać wszelkie normy moralne, że nie ma w naturze ludzkiej niczego stałego, a zachowanie człowieka zależy od systemu działających nań bodźców.

Dla Borowskiego  powiedzieć prawdę o obozach znaczyło – zostawić znaczące oskarżenie. I w tym właśnie tkwi wartość i niezwykłość opowiadań więźnia nr 119 198, którego dramat rozpaczy zakończył się samobójczą śmiercią[2].

„Dymy nad Birkenau” (1945) Szmaglewskiej oscylują między dokumentem, pamiętnikiem i powieścią. Powściągliwe w stylu i ekspresji – zawierają ogromny materiał informacyjny.  Ich dokumentalna wartość sprawiła, że w lutym 1946 roku Międzynarodowy Trybunał w Norymberdze dołączył ją do materiałów oskarżenia przeciw hitlerowskim oprawcom, zaś samą autorkę poprosił o złożenie zeznań.

Szmaglewska spędziła w Birkenau (Oświęcim II) lata 1942 – 1945 i jak sama napisała we wstępie „opowieść moja obejmuje tylko fragment gigantycznej machiny śmierci, jaką był Oświęcim. Zamierzam podać wyłącznie fakty, bezpośrednio zaobserwowane albo przeżyte… Nie zamierzam powiększać niczym faktów ani zmieniać ich ze względów propagandowych. Są rzeczy, których powiększać nie trzeba”[3]. Autorka z bezkompromisową szczerością  opisuje realia obozowe, złożoność życia i ludzkich postaw w nieludzkiej rzeczywistości.

Wielka dyskrecja wobec siebie[4] i skrupulatność w opisie wydarzeń obozowych stanowi o wartości tej książki.  Całość autorka podzieliła na trzy części opatrując je datami i epilogiem.

Szmaglewska operuje wieloma planami opowiadania: są tu sceny mówiące o przeżyciach np. jednej tylko postaci oraz sceny gromadzące tragiczne wydarzenia dotyczące całej zbiorowości obozowej („Pole walki” czy „Cyklon”), ujęte zawsze w klamrę faktów, otwierających i zamykających zawarte tu relacje.

Ich nagromadzenie i zderzenie ze sobą prowadzi do kulminacji ocen moralnych i emocji. Następuje to dopiero w świadomości czytelnika, bo autorka jest wierna tylko faktom i zaobserwowanym obrazom: nie rozważa, nie poucza, nie grzmi z wyżyn swojego cierpienia. Odtwarzane przez nią przeżycia własne i obrazy obozowego życia innych ludzi, poddanych przemocy i zamkniętych w ciasnej przestrzeni, walczących o przeżycie, mówią wymowniej same za siebie.

„Trafnie określił Wyka, że nie sama wartość artyzmu tak działa, sprawia to raczej siła prawdy, siła oczywistości. Sądzę, że jest wielkim zwycięstwem Szmaglewskiej nad niesamowitym i okrutnym tematem jej książki, iż dobiegając do ostatnich kart „Dymów nad Birkenau” chwytamy się nagle tej myśli: więc to już kres… To nie powróci nigdy w życiu ludzkości, a więc nie powróci już jako podstawa rzeczywista podobnych dzieł”[5].

Książka Szmaglewskiej to niezwykły dokument „czasów pogardy”, tak jak dokumentem stał się każdy numer nakłuty na ręce więźniów. Tatuując, ustawiono słupy graniczne tysięcy, dziesiątków i setek tysięcy więźniów. Tych śladów zbrodni oświęcimskiej nie udało się zatrzeć.

Omawiając tematykę „nieludzkiej rzeczywistości” w obozach koncentracyjnych nie sposób nie wspomnieć o Stanisławie Grzesiuku i jego książce „Pięć lat kacetu”.

Pięć lat w obozach – Dachau, Mauthausen i Gusen. W takiej kolejności Grzesiuk „zwiedzał” te katownie, przy czym jedna była o piekło gorsza od drugiej. Niewielu takich było, którym udało się tyle przeżyć.

Opisane historie są niesamowite i wyróżniają się na tle całej literatury obozowej. Tak stylem i sposobem, w jaki zostały skreślone, jak i poruszonymi tematami. Grzesiuk, rejestrując różne przejawy lagrowego życia, mówi prawdę o ludziach, ich instynktach, małości i wielkości, szlachetności i podłości. Ale mówi przede wszystkim o sobie, bo to on jest w centrum prezentowanych zdarzeń, ujawnia swój system wartości, nie przemilcza także kwestii wstydliwych. Tych dostrzeganych w kacecie i tych dostrzeganych w samym sobie. Nie ukrywa się w zbiorowości, nie tworzy żadnej literackiej maski. To dowód, że Stanisław Grzesiuk pozostał sobie wierny pisząc „Pięć lat kacetu”, książkę, w której nie ma tematów tabu. To jej ogromna zaleta decydująca – wg mnie – o sile i autentyzmie zawartego w niej przekazu.

Autor ukazuje obozową gehennę jako piekło, które można… oswoić. Nie przestaje być ona piekłem, ale dzięki znajomości reguł rządzących w kacecie, psychiki więźniów oraz mentalności esesmanów, kapo czy prominentów można w niej przetrwać nie żerując na współwięźniach, zachowując godność i nie pozwalając się upodlić. Jest to balansowanie nad przepaścią i zapewne trzeba niezwykle silnego charakteru, by to okazało się możliwe.

W „Pięciu latach kacetu” nie ma typowej martyrologii – jest uśmiech przez łzy. To właśnie humor i ironiczny dystans pozwolił Grzesiukowi opisać obozowe realia tak zwyczajnie, bez patosu, bez stwarzania poczucia wszechogarniającej zgrozy. Nie zmienia to przecież faktu, że jest to książka wstrząsająca w obrazach sposobów katowania, uśmiercania na tak różne sposoby, że zdumienie budzi skala wynaturzonej „inwencji” oprawców.

Książka porusza. Bulwersuje ilość zła, które wtedy było, rodzaje wykańczania ludzi, którzy nie wiadomo z jakich przyczyn,  trafiali do obozów. Dla współczesnego człowieka, którego chronią wszelkiego rodzaju Prawa Człowieka, obraz ówczesnego traktowania ludzi jest szokujący, niemieszczący się w głowie, trudny do wyobrażenia. Sądzę, że książka jest dobrą lekcją historii, opowieścią o niezwykłej walce o przetrwanie, o jeszcze jeden dzień życia.

Na zakończenie chciałbym wspomnieć o niezwykłym cyklu opowiadań „Medaliony”, który w sposób przejmujący, można powiedzieć drastyczny, ukazuje nam ogrom wypaczeń ludzkiej psychiki, jej zezwierzęcenia, podeptania wszystkich zasad i norm moralnych w okresie wojny i okupacji. Utwór z pogranicza opowiadania, eseju, reportażu, a nawet paraboli. Autentyczny materiał stał się w nich przedmiotem kreacji literackiej. Styl opowiadań jest niezwykle zwięzły, oszczędny i lakoniczny.

Zbiór składa się z opowiadań zestawionych na zasadzie podobieństwa tematu i identycznej formy. Relacje naocznych świadków  wydarzeń  przybierają charakter niemal wywiadów. Rozmówcami autorki są ofiary obozów i więzień hitlerowskich („Dno”, „Wiza”, „Człowiek jest mocny”, „Kobieta cmentarna”). Wyjątkiem jest pierwsze opowiadanie „Profesor Spanner”, stanowiące literacki reportaż oparty na wizji lokalnej śledztwa, gdy  Nałkowska zasiadała w Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, oraz ostatnie „Dzieci i dorośli w Oświęcimiu”, które jest wstrząsającym dokumentem zbrodni ludobójstwa dokonywanego na dzieciach w Oświęcimiu.

Nałkowska świadomie zrezygnowała niemal całkowicie z obróbki literackiej wypowiedzi różnych osób, swe utwory pozbawiła autorskiego komentarza, zredukowała do minimum rolę narratora nadrzędnego. Brak jest również tzw. komentarza psychologicznego, analizy przeżyć wewnętrznych bohatera. Jedyną ingerencją w świat przedstawiony jest selektywny dobór zamieszczonych faktów, a także opis wydarzeń prowadzący do sugestywnej pointy.

Psychika bohaterów została skażona doświadczeniem masowej śmierci. Ich świadomość jest niemal porażona, bo zetknęli się z ogromem zła bez precedensu w historii. Człowiek, który uczestniczył w wyrobie mydła z ludzkich ciał, przyzwyczaił się do tego zajęcia, nie rozumie stawianych mu zarzutów, kobieta doglądająca grobu na cmentarzu katolickim, na śmierć Żydów patrzy inaczej niż na „ swoich” zmarłych. Wszystkie słowa wydają się niewystarczające, a sytuacje przedstawione przez bohaterów bardzo trudno ocenić. Nasuwa się zaś pytanie, czy są jedynie ofiarami, czy też można przypisać im pewną część winy.

W motcie  „ Medalionów” – „ Ludzie ludziom zgotowali ten los”  wyczuwamy gorycz, refleksję i pytanie: jak to się mogło stać? Jak człowiek mógł tak skrzywdzić i upokorzyć drugiego człowieka? Motto Nałkowskiej to bezmiar przerażenia, że ludzie stworzyli faszyzm, hitleryzm, piece i miejsca kaźni, że są autorami tak strasznej rzeczywistości.

Podsumowując należy stwierdzić, że wydarzenia w czasie wojny każdego dnia przerastały swą intensywnością to, co w czasie pokoju przeżywało się w ciągu lat. Nieznane, najstraszliwsze doświadczenia – poniżenie, strach, ból, cierpienie i śmierć były codziennością. Potworność tej zbrodni przygniata. Hitlerowskie „fabryki śmierci” zostały na chłodno zaplanowane. Subordynowani oprawcy z zapałem wypełniali swe zadania, aby krematoryjne kominy mogły nieustannie dymić. Wciąż nie możemy zapomnieć, że to „ludzie ludziom zgotowali ten los”. I nigdy nie wolno nam się z tym pogodzić!

Mimo upływu lat literatura „okresu wojny” ostrzega, przedstawia straszną prawdą o najgłębszym upadku człowieczeństwa. My, następne pokolenia musimy także znaleźć w sobie siły, aby się z tą prawdą zmierzyć. Musimy na zawsze o niej pamiętać. Naszą powinnością jest przekazać przerażające memento przyszłym pokoleniom. Musimy uczynić wszystko, aby potworność, której symbolem jest Auschwitz-Birkenau[6] i inne obozy, już nigdy więcej nie mogła się zdarzyć w dziejach świata.

Karty historii są odległe,  nie dymią piece krematoriów, naocznych świadków tamtych wydarzeń jest coraz mniej, dlatego my, następne pokolenia powinniśmy walczyć o świat bez nienawiści i pogardy, o świat bez rasizmu, antysemityzmu, ksenofobii, o świat, w którym słowo człowiek zawsze będzie brzmiało dumnie…

Autor: Grzesiek

[1] Vorarbeiter – pomocnik kapo.

[2] Zginął 3 lipca 1951 r.

[3] S. Szmaglewska, Dymy nad Birkenau, Warszawa 1989, s. 9.

[4] Nie ma w narracji miejsc, gdzie autorka wysuwa siebie na plan pierwszy, jako narrator jest po prostu jedną z tysięcy więźniarek.

[5] Tomasz Januszewski,  Słownik pisarzy i lektur dla liceum, Warszawa 2001.

[6] Auschwitz – piekło na ziemi, które ludzie zgotowali ludziom, największe cmentarzysko z czasów II wojny światowej, symbol jednej z największych zbrodni w dziejach ludzkości. Pochłonęło ponad milion ofiar: 960 tys. Żydów, 70-75 tys. Polaków, 21 tys. Romów, 15 tys. jeńców radzieckich, 10-15 tys. więźniów innych narodowości.