- Utwór powstał dla uczczenia pierwszej rocznicy Józefa Bema (w 1851 roku).
- Drukiem ukazał się w 1910 roku, już po śmierci poety w „Literaturze i Sztuce”.
- Tytułowy rapsod to gatunek wywodzący się ze starożytności, stanowi rodzaj wiersza okolicznosciowego, upamiętniającego poległego w walkach bohatera.
- Poeta przedstawił wyimaginowaną ceremonię żałobną generała.
- W wierszu pogrzeb zyskał niesamowitą oprawę.
- Wiersz można podzielić na 2 części, pierwsza to stylizowany pogrzeb, druga to refleksja nad rolą i posłannictwem wybitnej jednostki.
- Posłużył się Norwid stylizacją, upodabniająca pogrzeb generała do uroczystości wczesnośredniowiecznej, czyniąc z niego wielkie widowisko.
- Generał stał się uosobieniem szlachetnej walki, romantycznego buntu.
- J. Bem uczestniczył w wyprawie Napoleona na Rosję, walczył w powstaniu listopadowym, odznaczył się w bitwie pod Ostrołęką, kierował polską artylerią podczas obrony Warszawy, od jego nazwiska pochodzi nazwa dzielnicy Bemowo, na emigracji związał sie z konserwatystami (Hotel Lambert), walczył w Wiośnie Ludów (1848), był naczelnym wodzem powstania węgierskiego przeciw Austrii (1848-1849).
- Rzymski rytuał pogrzebowy wodza (taneczny krok konia) połączył poeta z elementami słowiańskim (płaczki żałobne) i germańskimi (chłopcy bijący toporami w tarcze).
- Mottem utworu sa słowa Hannibala („Przysięg e złożoną ojcu aż po dzień dzisiejszy tak zachowałem”), wodza Kartaginy, niezłomnego bohatera.
- W wierszu pojawia się tez kontekst biblijny (mury Jerycha).
- Wiersz zbudowany jest nieregularnie, najdłuższa jest pierwsza zwrotka (10 wersów), druga ma 6 wersów, następne cztery są czterowersowe.
- Zachowany został regularny układ rymów (abab).
,,Iusiurandum patri datum usque ad hanc diem ita servavi…”
Annibal
I
Czemu, Cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz,
Przy pochodniach, co skrami grają około twoich kolan? –
Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś polan,
Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz.
– Wieją, wieją proporce i zawiewają na siebie,
Jak namioty ruchome wojsk koczujących po niebie.
Trąby długie we łkaniu aż się zanoszą, i znaki
Pokłaniają się z góry opuszczonymi skrzydłami,
Jak włóczniami przebite smoki, jaszczury i ptaki…
Jako wiele pomysłów, któreś dościgał włóczniami…
II
Idą panny żałobne: jedne, podnosząc ramiona
Ze snopami wonnymi, które wiatr w górze rozrywa,
Drugie, w konchy zabierając łzę, co się z twarzy odrywa,
Inne, drogi szukając, choć przed wiekami zrobiona…
Inne, tłukąc o ziemię wielkie gliniane naczynia,
Czego klekot w pękaniu jeszcze smętności przyczynia.
III
Chłopcy biją w topory pobłękitniałe od nieba,
W tarcze rude od świateł biją pachołki służebne,
Przeogromna chorągiew, co się wśród dymów koleba,
Włóczni ostrzem o łuki, rzekłbyś, oparta podniebne
IV
Wchodzą w wąwóz i toną… wychodzą w światło księżyca
I czernieją na niebie, a blask ich zimny omusnął,
I po ostrzach, jak gwiazda spaść nie mogąca, prześwieca,
Chorał ucichł był nagle i znów jak fala wyplusnął…
V
Dalej – dalej – aż kiedy stoczyć się przyjdzie do grobu
I czeluście zobaczym czarne, co czyha na drogą,
Które aby przesadzić Ludzkość nie znajdzie sposobu,
Włócznią twego rumaka zeprzem, jak starą ostrogą….
VI
I powleczem korowód, smęcąc ujęte snem grody,
W bramy bijąc urnami, gwizdając w szczerby toporów
Aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody,
Serca zmdlałe ocucą – pleśń z oczu zgarną narody…
Dalej – dalej – –