Pan poseł Janusz Kowalski, wiceminister aktywów państwowych to nowator w dziedzinie językoznawstwa. Używa słów, które nie istnieją (choć pamiętacie jak kolega z tego samego ugrupowania odwiedzał kraj San Escobar, którego nie ma na mapach świata, drugi natomiast mówił o „hatakumbie, a kolejny odwiedzał „Łomrzę” , swój okręg wyborczy). Taka to dziwna przypadłość ludzi, którzy znają się na wszystkim.
A wiecie o czym mowa, słowem „TATATAJSTWO” pan minister określił II sort, motłoch i hołotę.
Słownik w prezencie od szefa na pewno się przyda!!!