Po raz pierwszy ukazał się w tomie „Poezje” w 1838 roku. Utwór z pogranicza epiki i liryki.
Opowiada historię dwojga staruszków, którzy mieszkają w starej chatce i mimo upływu lat bez przerwy zapewniają się wzajemnie o wielkiej miłości i wzajemnym przywiązaniu. Każde z nich wyraża pragnienie wcześniejszej śmierci, by nie przeżywać bólu i żałoby po utracie współmałżonka.
Podczas tych przekomarzań, usłyszeli pewnego dnia pukanie do drzwi. Okazało się, że to śmierć. Przerażeni staruszkowie ukryli się, wcale nie mając zamiaru jej otworzyć i chcą ratować jedynie siebie, nawet jeśli małżonek ma odejść pierwszy:
Baba za piecem z cicha
Kryjówki sobie szuka,
Dziad pod ławę się wpycha,
A śmierć stoi i puka…
Znudzona czekaniem śmierć weszła kominem i prawdopodobnie zabrała najpierw babę (schowała się za piecem), choć nie brakuje interpretatorów, sugerujących że umarli oboje jednocześnie.
Wnioski z wiersza:
- ich miłość jest pozorna,
- jedynie słowami zapewniają o uczuciu, czyny za tym w ogóle nie idą,
- nigdy nie wiemy jak postąpimy, dopóki nie sprawdzimy się w konkretnej sytuacji.
Wiersz stanowi satyrę, karykaturę ludzkich zachowań, takich jak egoizm i zakłamanie.
I
Był sobie dziad i baba,
Bardzo starzy oboje,
Ona kaszląca, słaba,
On skurczony we dwoje.
Mieli chatkę maleńką,
Taką starą jak oni,
Jedno miała okienko
I jeden był wchód do niej,
Żyli bardzo szczęśliwie
I spokojnie jak w niebie,
Czemu ja się nie dziwię,
Bo przywykli do siebie.
Tylko smutno im było,
Że umierać musieli,
Że się kiedyś mogiłą
Długie życie rozdzieli.
II
I modlili się szczerze,
Aby Bożym rozkazem,
Kiedy śmierć ich zabierze.
Brała oboje razem. —
„Razem! to być nie może,
Ktoś choć chwilą wprzód skona” —
„Byle nie ty nieboże”.
„Byle tylko nie ona”.
„Wprzód umrę, woła baba,
Jestem starsza od ciebie,
Co chwila bardziej słaba,
Zapłaczesz na pogrzebie”.
„Ja wprzódy, moja miła,
Ja kaszlę bez ustanku
I zimna mnie mogiła
Przykryje lada ranku”. —
„Mnie wprzódy”. „Mnie, kochanie”.
„Mnie mówię”. „Dość już tego,
Dla ciebie płacz zostanie”.
„A tobie nie? dlaczego?”
I tak dalej i dalej,
Jak zaczęli się kłócić,
Tak się z miejsca porwali,
Chatkę chcieli porzucić. —
III
Aż do drzwi — puk powoli.
„Kto tam?”
IV
„Otwórzcie proszę,
Posłuszna waszej woli,
Śmierć jestem: skon przynoszę”.
V
„Idź babo drzwi otworzyć!”
„Ot to: Idź sam, ja słaba,
Ja pójdę się położyć”,
Odpowiedziała baba. —
„Fi! śmierć na słocie stoi,
I czeka tam nieboga”,
„Idź otwórz z łaski swojej” —
„Ty otwórz moja droga”
VI
Baba za piecem z cicha
Kryjówki sobie szuka,
Dziad pod ławę się wpycha,
A śmierć stoi i puka.
I byłaby lat dwieście
Pode drzwiami tam stała;
Lecz znudzona nareszcie,
Kominem wleźć musiała