- Wiersz powstał w 1973 roku i opublikowany rok później w tomie „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada”.
- Jest to głos poety w sporze światopoglądowym o wartość religii i jej miejsce w świecie.
- Zawiera rozważania metafizyczne nad tragicznymi skutkami pozostawienia człowiekowi przez Stwórcę wolnej woli i swobody działania.
- Efektem wolnej woli jest pogrążanie się świata w chaosie i powolne jego dążenie ku katastrofie, całkowitemu rozpadowi.
- Jest to chaos moralny, duchowy i etyczny.
- Ludzie nie potrafią utrzymać ładu i porządku wyznaczonego kiedyś przez Boga.
- Wolna wola dana człowiekowi może być pojmowana jako kara, gdyż człowiek bez ingerencji Stwórcy nie potrafi poradzić sobie ze skutkami własnego działania.
- Bóg biernie obserwuje zmagania człowieka z rzeczywistością, jest obojętny na cierpienia.
- Na całokształt świat składają się 2 obszary: sacrum i profanum.
- Sacrum to obszar święty, wspaniały, duchowy i czysty.
- Profanum kojarzy się z czymś niskim, przyziemnym, grzesznym.
- Gdy nie będzie Boga – nie będzie sacrum.
- Pozostanie zło i ludzie słabości.
- Miłosz przestrzega przed życiem pozbawionym wartości nadrzędnych, tj. wiary oraz ładu moralnego.
- Przestrzega przed popełnianiem błędów.
Nie myślałem, że żyć będę w tak osobliwej chwili.
Kiedy Bóg skalnych wyżyn i gromów,
Bóg Zastępów, kyrios Sabaoth,
Najdotkliwiej upokorzy ludzi,
Pozwoliwszy im działać jak tylko zapragną,
Im pozostawiając wnioski i nie mówiąc nic.
Było to widowisko niepodobne, zaiste,
Do wiekowego cyklu królewskich tragedii.
Drogom na betonowych słupach, miastom ze szkła i żeliwa,
Lotniskom rozleglejszym niż plemienne państwa
Nagle zabrakło zasady i rozpadły się.
Nie we śnie ani na jawie, bo sobie odjęte
Trwały jak trwa to tylko, co trwać nie powinno.
Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole
Uciekła materialność i widmo ich
Okazywało się pustką, dymem na kliszy.
Wydziedziczona z przedmiotów mrowiła się przestrzeń.
Wszędzie było nigdzie i nigdzie, wszędzie.
Litery ksiąg srebrniały, chwiały się i nikły.
Ręka nie mogła nakreślić znaku palmy, znaku rzeki, ni znaku ibisa.
Wrzawą wielu języków ogłoszono śmiertelność mowy.
Zabroniona była skarga, bo skarżyła się samej sobie.
Ludzie, dotknięci niezrozumiałą udręką,
Zrzucali suknie na placach żeby sądu wzywała ich nagość.
Ale na próżno tęsknili do grozy, litości i gniewu.
Za mało uzasadnione
Były praca i odpoczynek
I twarz i włosy i biodra
I jakiekolwiek istnienie.Berkeley, 1973
Kiedy Bóg skalnych wyżyn i gromów,
Bóg Zastępów, kyrios Sabaoth,
Najdotkliwiej upokorzy ludzi,
Pozwoliwszy im działać jak tylko zapragną,
Im pozostawiając wnioski i nie mówiąc nic.
Było to widowisko niepodobne, zaiste,
Do wiekowego cyklu królewskich tragedii.
Drogom na betonowych słupach, miastom ze szkła i żeliwa,
Lotniskom rozleglejszym niż plemienne państwa
Nagle zabrakło zasady i rozpadły się.
Nie we śnie ani na jawie, bo sobie odjęte
Trwały jak trwa to tylko, co trwać nie powinno.
Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole
Uciekła materialność i widmo ich
Okazywało się pustką, dymem na kliszy.
Wydziedziczona z przedmiotów mrowiła się przestrzeń.
Wszędzie było nigdzie i nigdzie, wszędzie.
Litery ksiąg srebrniały, chwiały się i nikły.
Ręka nie mogła nakreślić znaku palmy, znaku rzeki, ni znaku ibisa.
Wrzawą wielu języków ogłoszono śmiertelność mowy.
Zabroniona była skarga, bo skarżyła się samej sobie.
Ludzie, dotknięci niezrozumiałą udręką,
Zrzucali suknie na placach żeby sądu wzywała ich nagość.
Ale na próżno tęsknili do grozy, litości i gniewu.
Za mało uzasadnione
Były praca i odpoczynek
I twarz i włosy i biodra
I jakiekolwiek istnienie.Berkeley, 1973