„Antygona” Sofoklesa jest znakomitym przykładem tragedii antycznej. Główna bohaterka, aby być wierną prawu boskiemu, chce pochować brata. Jeżeli jednak to zrobi, sprzeciwi się prawu państwowemu i zostanie skazana na śmierć. Wybiera prawa boskie, uważa je za nadrzędne, a także, że jest zobowiązana dopełnić swojego siostrzanego obowiązku i pochować brata, aby ten zaznał (jego dusza) spokój w Hadesie. Twierdzi, iż władza powinna służyć ludzkości, a nie odwrotnie. Ale dlaczego ten spór jest tak uniwersalny, aktualny po czasy współczesne? Odpowiedź jest prosta. Nadal każda istota ludzka zmaga się ze swoistego rodzaju rozdwojeniem, ambiwalentnością uczuć. Nadal istnieje wielka granica między sferą uczuć i obowiązku. Jest także oczywiste, że siostra powinna godnie pochować swojego brata. Antygona, podobnie zresztą jak Kreon, są postaciami tragicznymi. Muszą wybrać pomiędzy dobrem jednostki a ogółu społeczeństwa. Antygona wybiera to pierwsze, ponosi śmierć, ale także racje Kreona są słuszne. Chciał on bowiem dbać o swój autorytet, był odpowiedzialny za państwo, musiał pilnować, aby każdy obywatel był równy wobec prawa. Gdyby nie ukarał Antygony, inni też mogliby posuwać się do obrazy majestatu władzy. Jednocześnie powszechnie się uważa, iż każdy władca, czy to prezydent kraju czy miasta, nie powinien kierować się w swoim postępowaniu uczuciami, emocjami, ale dobrem ogółu. Dlatego też spór w „Antygonie” jest bardzo uniwersalny; jeszcze raz potwierdza fakt, że istnieje granica pomiędzy uczuciami ludzkimi, a sztywnymi regułami siły wyższej. Antygona to prototyp w pewnym sensie „kobiety zbuntowanej”, która z miłości do brata chciała przełamać surowe zasady państwa. Udało jej się, ale zapłaciła za to swoim życiem. Czy zrobiła dobrze? Myślę, że wielu z nas postąpiłoby podobnie.
[??]