„Apollo i Marsjasz” Zbigniewa Herberta

Wiersz „Apollo i Marsjasz” z tomu „Studium przedmiotu”, powtarzając grecki mit o pojedynku między bogiem, a człowiekiem, zawiera w tym parabolicznym opisie wyraźną aluzję na temat czyja sztuka – Apollina, czy Marsjasza – jest bliższa ideału.
Herberta zdaje się nie interesować sam przebieg konkursu muzycznego, lecz jego dalsze konsekwencje. Obrażony Apollo okrutnie karze Marsjasza za to, że był aż tak zuchwały, aby stanąć z nim do współzawodnictwa. Po tym więc, jak sędziowie rozstrzygają na korzyść boga, Apollo przywiązuje Marsjasza do drzewa i odziera go ze skóry. I wtedy dochodzi do właściwego pojedynku. Głos cierpiącego Marsjasza dokonuje tego, czego nie udało się sprawić swą boską grą Apollonowi. Odchodzącemu z miejsca kaźni bogu upada pod nogi „Skamieniały słowik”, odwracając się, widzi posiwiałe z przerażenia drzewo.
Cóż takiego tkwi w głosie rozdzieranego bólem Marsjasza, co każe Apollonowi oddalić się z kwitkiem pośród porażonej natury?
„tylko z pozoru / głos Marsjasza / jest monotonny / i składa się z jednej samogłoski / A / w istocie / opowiada / Marsjasz / nieprzebrane bogactwo / swego ciała / łyse góry wątroby / pokarmów białe wąwozy / szumiące lasy płuc / słodkie pagórki mięśni / stawy żółć krew i dreszcze / zimowy wiatr kości / nad solą pamięci”.
Naturalistyczny opis ciała cierpiącego człowieka, który krzyczy swym wnętrzem w przestrzeni jest zabiegiem świadomym. Poecie chodzi bowiem o oddanie w jak najbardziej dobitny sposób reakcji odartego ze skóry Marsjasza, ekspresji, z jaką wyraża on swój ból, paraliżującej otoczenie. To wszystko wywołuje obrzydzenie „boga o nerwach z tworzyw sztucznych”. Boska sztuka jest bowiem obojętna, brzydzi się cierpieniem.
Apollo odchodzi. Klasyczne idee harmonii, piękna i ładu zdają się pryskać pod naporem siły tkwiącej w krzyku Marsjasza. Warto tu przypomnieć obraz włoskiego malarza Correggia pod tym samym tytułem, w którym potężny i piękny Apollo pochyla się nad przerażoną ofiarą, zbliżając się z nożem ku twarzy Marsjasza. Obraz tchnie „boskim okrucieństwem”. Wygląd Marsjasza, „nagie mięso” staje się antytezą sztuki szukającej idealnego piękna, protestuje przeciw jej naiwności. Odchodzącemu bogu towarzyszy refleksja nad tym, czy w wyciu Marsjasza nie tkwi przypadkiem jakiś twórczy pierwiastek – zapowiedź nowej gałęzi sztuki „konkretnej” tzn. eksponującej stany psychiczne, czerpiącej tematy nie ze sfery piękna i ideału, lecz brzydoty i cierpienia, akcentującej dysharmonię.
Można w tym miejscu odnieść się do innego wiersza Z. Herberta – „Pan Cogito a pop”, który również porusza problem „estetyki hałasu”. Pan Cogito zauważa, że:

„krzyk wymyka się formie
jest uboższy od głosu
który wznosi się
i opada”.

Krzyk „nie zna półtonów”, „dotyka ciszy”, „jest jak ostrze”. Pan Cogito dochodzi do wniosku, że krzyk:

„wyraża prawdę uczuć
z rezerwatów przyrody”,

jest więc uzewnętrznieniem zwierzęcej części natury człowieka, która tkwi gdzieś głęboko zakorzeniona w podświadomości. Skoro więc ludzki krzyk – zew natury – ma tak porażającą siłę, to czym jest boski dźwięk lutni – przedmiotu wtórnego przecież, bo stworzonego przez równie sztuczną kulturę (freudowskie SUPEREGO)?
Cierpiący kaźń Marsjasz nagle staje się panem przyrody, która jest świadkiem jego bólu.
Teraz uwidacznia się kruchość sztuki hołdującej ideom, gdyż zawsze obraz cierpienia i brzydoty oddziałuje na nas silniej niż piękno. Kultura, jako coś wtórnego, nie jest czasem w stanie przytłumić natury, co w teorii Freuda ilustruje stale toczący się konflikt między sferami ID, a SUPEREGO.
Herbert – świadek okrucieństw II wojny pośredniczy w polemice między apollińską, a dionizyjską koncepcją sztuki. Jako piewca antyku i orędownik klasycznych idei, dokonuje ocen i porównań starożytności ze współczesnością. Piętnuje proces rozpadu i skarlenia moralnego.
Tymczasem utwór „Apollo i Marsjasz” stwarza wrażenie, jakby przeczył filozofii Herberta, gdyż Apollo przybiera postać cynicznego dręczyciela, którego okrutny czyn całkowicie odrzuca konwencje piękna, wyzwalając uczucia dysharmonii i rozpadu. Konfrontacja z antykiem obnaża ogromną siłę wyrazu tkwiącą w sztuce eksponującej idee pustki i dezintegracji.
Mimo wszystko Herbert broni dawnych wartości utrwalonych przez kulturę, przed ekspansją cywilizacji i dehumanizacji, którą symbolizuje wycie Marsjasza. Czyni to ponieważ, mimo osobistych przeżyć, wciąż wierzy w człowieka, daje świadectwo renesansowego humanizmu i „…pogłębionego filozoficznie, powściągliwego w wyrazie humanitaryzmu”, co podkreśli wiersz „Przesłanie Pana Cogito”.


[PG]