Czy literatura utylitarna może dać pełną satysfakcję czytelnikowi?

Aby odpowiedzieć na zadane w temacie pytanie, należy najpierw odnaleźć pole semantyczne słowa satysfakcja. Mówiąc „Człowiek usatysfakcjonowany”, mamy na myśli osobę, której potrzeby zostały w jakiś sposób zaspokojone. Znaczenie tego terminu można doskonale wytłumaczyć na przykładzie spożywania posiłku. Gdy jesteśmy bardzo głodni i zjemy dwie kanapki, to zapewne poczujemy, że nasz żołądek został w pewien sposób zapełniony. Jednak na pytanie: czy jesteśmy najedzeni, nie będziemy mogli odpowiedzieć: tak. Nie odczujemy bowiem błogiej sytości, ale i nie usłyszymy żałosnego „burczenia” – dopominania się o pokarm. W takiej sytuacji możemy określić się mianem usatysfakcjonowanych. Jest to zatem pojęcie neutralne, które ani nie daje odzwierciedlenia euforii, ani przygnębienia.
Podobnie dzieje się w wypadku literatury. Od dawien dawna pełniła ona jakąś funkcję. W każdej epoce możemy dostrzec dwie drogi, którymi podążała, aby wywrzeć jak najsilniejsze wrażenie na czytelniku. Jedną z nich jest utylitaryzm. Literatura przyjmuje rolę rzeźbiarza kształtującego swojego odbiorcę, jego psychikę, poglądy, spojrzenie na świat. Aby szybko osiągnąć cel, przedstawia mu gotowe wzorce zachowań, bohaterów jednocechowych. Są oni pozbawieni wewnętrznych rozterek. Ustawieni w prostych sytuacjach służą autorowi jako narzędzie do podkreślenia ważnej dla niego postawy.
Doskonałym przykładem będą tu bajki Ignacego Krasickiego. Pod postaciami zwierząt spierają się kontrastowe charaktery. Bracia malarze rywalizują na dwa sposoby o klientelę, dewotka po kryjomu bije służącą, a sprytny lis kradnie ser zadufanemu w sobie krukowi.
Akcja z reguły rozgrywa się w ubogo opisanej scenerii, aby nie przytłaczać krystaliczności ilustrowanych cech.
Podobnie dzieje się w nowelistyce pozytywizmu. Szybko dostrzegamy zarysowane wartości organiczników. Bohaterowie działają na ograniczonej płaszczyźnie. Każdy z nich reprezentuje konkretne poglądy, wyostrzone w utworze.
Bogaty spotyka na swojej drodze biednego, by odnaleźć w sobie chęć niesienia pomocy („Katarynka” B. Prus). Inteligentny poświęca swoją przyszłość, żeby nieść kaganek oświaty w zaciemniony lud („Siłaczka” S. Żeromski). Powaga ciągle zderza się z ironią i szyderstwem („Nasza szkapa” M. Konopnicka). Takie działanie na zasadzie kontrastu ma tylko jeden cel: przekazać ideę, kształtować i nauczać. Niewątpliwie po lekturze tego typu tekstów możemy czuć się usatysfakcjonowani. Zapewne odniesiemy wrażenie, że właśnie wnieśliśmy coś wartościowego do naszego wnętrza. Staliśmy się bogatsi o nowe, ciekawe ujęcie problemu. Jednak należy pamiętać, że od satysfakcji daleko jest do uczucia nasycenia…
Utylitaryzm pozbawia dzieło ciekawych opisów, wędrówki czytelnika po labiryncie ludzkiej psychiki. Podaje sytuację jakby od razu wyjaśnioną. Tym samym odmawia odbiorcy samodzielnego poszukiwania prawdy, dreszczyka emocji podczas czytania barwnych obrazów otoczenia. Uniemożliwia dokonanie samodzielnego wyboru ulubionego bohatera, narzucając wzorce przegranych i wygranych.
Literatura utylitarna to zatem satysfakcja powierzchowna, mądrości, które zapamiętujemy na krótko. Podobnie jak jedząc chleb zaspokajamy na chwilę nasz głód, aby w dalszym ciągu marzyć o wspaniałym posiłku, który dałby nam zarówno poczucie sytości, jak i rozkosz delektowania się.


[ET]