Podczas obrzędu dziadów ludzie, zebrani w kaplicy, przywołują duchy swoich przodków. Opis takiego obrzędu przedstawił Mickiewicz w II części „Dziadów”. Na znak Guślarza, który przewodzi całej ceremonii, zaczyna się przywoływanie duchów.
Po chwili w kapliczce zjawiają się duchy dwójki dzieci, rodzeństwa. Ich grzechy nie są ciężkie – należą do „duchów lekkich”, o czym mówi już ich wygląd. Pada między innymi określenie, że przypominają dwa aniołki lub dwa gołąbki na drzewie.
Duchy dwójki dzieci, Rózi i Józia, zgodnie twierdzą, że niczego im nie brakuje, że żyje im się lepiej niż na ziemi, wszystkiego mają pod dostatkiem. Ale nie są szczęśliwe, ogarnia je nawet trwoga, ponieważ bramy nieba są przed nimi zamknięte.
Ludzie zebrani w kapliczce próbują pomóc dzieciom, ofiarowują im jedzenie, słodycze. Właśnie jednak zbytek słodyczy na ziemi sprawił, że teraz dusze dzieci nie mogą dostać się do nieba. Wyraźnie mówi o tym w pewnym momencie Józio:
„Ach, ja w mojem życiu całem
Nic gorzkiego nie doznałem. […]
Urwać kwiatków dla Rozalki,
Oto była moja praca.”
Na szczęście dzieciom można łatwo pomóc. Ich przewinienie nie jest ciężkie, przecież to nie ich wina, że żyły zbyt krótko, by zakosztować smaku goryczy. Wystarczy, by skosztowały po jednym ziarnku gorczycy, a bramy nieba staną przed nimi otworem.
Jako drugi zjawia się duch pana, zmarłego właściciela wsi, na którego duszy ciąży wiele poważnych grzechów. Był okrutnikiem, nie miał nigdy litości dla biednych i głodnych. Jego wygląd stanowi odzwierciedlenie powagi grzechu: błyskawice, dym, oczy poza oczodołami to tylko niektóre cechy wyglądu tej postaci. Guślarz na widok ducha pana woła:
„Wszelki duch! jakaż potwora!
Widzicie w oknie upiora?”
Duch pana został skazany na wieczną tułaczkę po śmierci – nie może pójść nawet do piekła. Cierpi straszliwe męki, oglądając ślady swych dawnych ziemskich uciech. Jego potępiona dusza mogłaby opuścić ziemię tylko wtedy, gdy nakarmiłby go jakiś człowiek. Jednak jest to daremna nadzieja. Trawi go głód i pragnienie, ponieważ drapieżne ptaki wyrywają z jego rąk każdy kęs pożywienia. Drapieżne ptaki to ludzie, którzy za życia zostali okrutnie potraktowani przez złego pana. Teraz wreszcie mają okazję zemsty, którą wykorzystują bezwzględnie – sięgają swoimi dziobami i szponami po każdy, najmniejszy nawet okruch chleba czy kroplę wody. Tej duszy ludzie zebrani w kaplicy nie mogą w żaden sposób pomóc.
Jako trzeci do kapliczki przybył duch pasterki. Jest duchem pośrednim, czyli jej grzech jest cięższy niż grzech Józia i Rózi, ale znacznie lżejszy od grzechów złego pana.
Pasterka jest niezwykle piękna, do stóp spływa jej biała szata, włosy ma rozwiane. W jej spojrzeniu jednak widać, że nie jest szczęśliwa. Również przed nią bramy nieba są na razie zamknięte.
Pasterka była niegdyś najpiękniejszą dziewczyną we wsi – tracili dla niej głowę wszyscy chłopcy. Niejeden starał się zdobyć jej sympatię, ale ona pozostawała niewzruszona na wszystkie ich starania, często zbywała zalotników śmiechem. Wolała biegać po polu, z wiankiem na głowie, próbując np. złapać motylka. Sama o sobie mówi:
„Żyłam na świecie; lecz, ach! Nie dla świata!”
Po śmierci poczuła straszną nudę i smutek. Nie może ani wzbić się do nieba, ani dotknąć ziemi. Do tego musi błąkać się samotnie, nikt jej nie towarzyszy. Dopiero teraz zrozumiała, ile straciła w swoim życiu, odrzucając wszystkie wyrazy sympatii czy przyjaźni.
Na szczęście dla pasterki jej grzech nie należy do grzechów najcięższych. Guślarz przepowiada jej, że jeszcze tylko przez dwa lata będzie musiała wędrować sama, a potem będzie mogła odnaleźć spokój w niebie.
Zdawało się w tym momencie, że przyszedł już koniec uroczystości. Wtedy niespodziewanie pojawił się w kaplicy jeszcze jeden duch, najdziwniejszy ze wszystkich. Blady, posępny, ze wzrokiem dzikim, utkwionym w pasterce, która nie zdążyła jeszcze odjeść z kaplicy. Duch nie odzywa się ani słowem, nie odpowiada na pytania Guślarza i chóru. Nie znika też, gdy Guślarz każe mu odejść; zamiast zniknąć, stoi nieruchomo. Jest to zupełnie niezrozumiałe i przerażające dla zebranych w kapliczce. Jedynie pasterka, która najwyraźniej rozpoznała przybyłą postać, uśmiecha się, ale nie mówi ani słowa. W tym momencie kończy się II część „Dziadów”.
[ML]