Wiersz pochodzi z cyklu poezji „Vade-mecum” (tom w całości ukazał się w II połowie XX wieku).
Inspiracją do napisania utworu pod koniec 1863 roku stały się informacje o represjach popowstańczych, zdemolowaniu m.in. pałacu Zamojskich i wyrzuceniu rozmaitych sprzętów, wśród których znalazł się fortepian Szopena. Poeta używa spolszczonej wersji nazwiska, by podkreślić przynależność narodową artysty. Rosyjscy żołnierze wyrzucili instrument przez okno w odwecie za zamach na carskiego generała.
Wiadomość o zniszceniu instrumentu oraz wcześniejszej śmierci kompozytora wykorzystał Norwid do napisania elegijnej przypowieści (paraboli) o twórcy i dziele sztuki, które musi być najpierw poniżone i odrzucone, by później mogło wejść na stałe w obieg społeczny. Był tym faktem wstrząśniety, uważał bowiem kompozytora za najwybitniejszego człowieka swoich czasów.
Najważniejszymi tematami twórczości Norwida, obok wybitnych artystów, była sztuka i piękno. Poeta przypisywał sztuce moc przekształcania społecznej rzeczywistości.
Podmiot utworu adresuje swą wypowiedź do Szopena i dzieła sztuki, wykreowany został na znawcę i wnikliwego interpretatora sensu śmierci artysty oraz faktu zniszczenia jego instrumentu. Tematem dialogu stały się sprawy sztuki, jej ponadczasowych wartości i odmiennego przez poszczególne osoby odbioru.
Muzyka Szopena staje się symbolem rożnych sztuk, które należy traktować jako dziedzictwo grecko-rzymskiego antyku i chrześcijaństwa, wzbogaconego o polskie pierwiastki wiejskie i narodowe. Zniszczenie fortepianu traktuje poeta jako tragiczną ironię losu, którego doświadcza wiele arcydzieł.
W utworze odnaleźć można autobiograficzne odniesienie do wizyty Norwida u Szopena w Paryżu przed śmiercią kompozytora w 1849 roku.
- Wiersz zbudowany jest z 3 części.
- Łączy je osoba kompozytora, który dla poety jest symbolem nieprzemijalności wielkiej sztuki.
- I część ma charakter opisowy, opowiada o ostatnich dniach życia Szopena.
- II część t- refleksja poety nad posłannictwem sztuki, jest to także próba zdefiniowaniu sztuki idealnej, która Norwid nazywa dopełnieniem.
- III część to relacja z warszawskich wydarzeń, swoisty reportaż, którego celem było pokazanie brutalnego zderzenia doskonałej sztuki z rzeczywistoscią.
Do Antoniego C…
La musique est une chose élrange!
Byron
L’art?… c’est l’art – et puis, voila tout.
Béranger
I
Byłem u Ciebie w te dni przedostatnie
Nie docieczonego wątku —
– Pełne, jak Mit,
Blade, jak świt…
– Gdy życia koniec szepce do początku:
„Nie stargam Cię ja – nie! – Ja, u – wydatnię!…”
II
Byłem u Ciebie w dni te, przedostatnie,
Gdy podobniałeś – co chwila, co chwila –
Do upuszczonej przez Orfeja liry,
W której się rzutu-moc z pieśnią przesila,
I rozmawiają z sobą struny cztéry,
Trącając się,
Po dwie — po dwie —
I szemrząc z cicha:
„Zacząłże on
Uderzać w ton?…
Czy taki Mistrz!… że gra… choć — odpycha?…
III
Byłem u Ciebie w te dni, Fryderyku!
Którego ręka… dla swoje białości
Alabastrowej – i wzięcia – i szyku –
I chwiejnych dotknięć jak strusiowe pióro –
Mięszała mi się w oczach z klawiaturą
Z słoniowej kości…
I byłeś jako owa postać, którą
Z marmurów łona,
Niźli je kuto,
Odejma dłuto
Geniuszu – wiecznego Pigmaliona!
IV
A w tym, coś grał — i co? zmówił ton — i co? powié,
Choć inaczej się echa ustroją,
Niż gdy błogosławiłeś sam ręką Swoją
Wszelkiemu akordowi —
A w tym, coś grał: taka była prostota
Doskonałości Peryklejskiéj,
Jakby starożytna która Cnota,
W dom modrzewiowy wiejski
Wchodząc, rzekła do siebie:
„Odrodziłam się w Niebie
I stały mi się arfą – wrota,
Wstęgą – ścieżka…
Hostię – przez blade widzę zboże…
Emanuel już mieszka
Na Taborze!”
V
I była w tym Polska, od zenitu
Wszechdoskonałości dziejów
Wzięta, tęczą zachwytu —
Polska – przemienionych kołodziejów!
Taż sama, zgoła,
Złoto-pszczoła!…
(Poznał-ci-że by ją – krańcach bytu!…)
VI
I – oto – pieśń skończyłeś — — i już więcej
Nie oglądam Cię — — jedno – słyszę:
Coś?… jakby spór dziecięcy — —
— A to jeszcze kłócą się klawisze
O nie dośpiewaną chęć:
I trącają się z cicha,
Po ośm – po pięć –
Szemrzą: „Począłże grać? czy nas odpycha??…”
VII
O TY! co jesteś Miłości-profilem,
Któremu na imię Dopełnienie;
To – co w Sztuce mianują Stylem,
Iż przenika pieśń,kształci kamienie…
O! Ty- co się w Dziejach zowiesz Erą,
Gdzie zaś ani historii zenit jest,
Zwiesz się razem: Duchem i Literą,
I „Consummatum est”…
O! Ty — Doskonałe- wypełnienie,
Jakikolwiek jest Twój, i gdzie?… znak…
Czy w Fidiasu? Dawidzie? czy w Szopenie?
Czy w Eschylesowej scenie?…
Zawsze – zemści się na tobie: BRAK!…
– Piętnem globu tego — niedostatek:
Dopełnienie?… go boli!…
On — rozpoczynać woli
I woli wyrzucać wciąż przed się — zadatek!
— Kłos?… gdy dojrzał jak złoty kometa,
Ledwo że go wiew ruszy,
Deszcz pszenicznych ziarn prószy,
Sama go doskonałość rozmieta…
VIII
Oto — patrz, Fryderyku!… to — Warszawa:
Pod rozpłomienioną gwiazdą
Dziwnie jaskrawa — —
– Patrz, organy u Fary; patrz! Twoje gniazdo:
Owdzie — patrycjalne domy stare
Jak Pospolita — rzecz,
Bruki placów głuche i szare,
I Zygmuntowy w chmurze miecz.
IX
Patrz!… z zaułków w zaułki
Kaukaskie się konie rwą
Jak przed burzą jaskółki,
Wyśmigając przed pułki,
Po sto — po sto — —
— Gmach zajął się ogniem, przygasł znów,
Zapłonął znów — — i oto – pod ścianę
Widzę czoła ożałobionych wdów
Kolbami pchane — —
I znów widzę, acz dymem oślepian,
Jak przez ganku kolumny
Sprzęt podobny do trumny
Wydźwigają… runął… runął — Twój fortepian!
X
Ten!… co Polskę głosił, od zenitu
Wszechdoskonałości Dziejów
Wzięta, hymnem zachwytu – –
Polskę – przemienionych kołodziejów;
Ten sam – runął – na bruki z granitu!
– I oto: jak zacna myśl człowieka,
Poterany jest gniewami ludzi,
Lub jak — od wieka
Wieków — wszystko, co zbudzi!
I — oto — jak ciało Orfeja,
Tysiąc Pasyj rozdziera go w części;
A każda wyje: „Nie ja!…
Nie ja” – zębami chrzęści – –
*
Lecz Ty? – lecz ja? – uderzmy w sądne pienie,
Nawołując: „Ciesz się, późny wnuku!…
Jękły – głuche kamienie:
Ideał – sięgnął bruku” – –