Jak poślubić milionera? – kilka słów prawdy, czyli moje subiektywne spojrzenie na kino

W kinach pojawiła się ostatnio mocno promowana polska komedia „Jak poślubić milionera?”, skuszona tytułem pomyślałam, pójdę sprawdzić gdzie popełniłam błąd 🙂

Film jak prawie każda polska komedia, nudna, bez humoru i wyrazu. Niczym mnie nie zaskoczyła, bo to bajka o Kopciuszku po raz tysięczny. I tu muszę podkreślić, że tylko jakiś szaleniec mógł nazwać te smęty komedią romantyczną,  było łatwo, bo jak wiadomo każda kobieta marzy tylko o Księciu.

Nie będę się rozpisywać o fabule, bo cała zmieściła się w trailerze, dzięki czemu można oszczędzić na bilecie i czas jakoś produktywniej wykorzystać zamiast siedzieć w kinie.

Ale  teraz nadszedł czas na przesłanie i odpowiedź na stawiane pytanie w tytule.I mogę z czystym sumieniem powiedzieć –  temat został przeze mnie  zbadany. A ponieważ nikt kogo do tego nie zmuszą nie wybierze się do kina na ten film to „za spoleruje” troszeczkę zdradzając przesłanie: Jak jesteś uczciwa to masz męża biedaka, jak kłamiesz masz milionera. Dodatkowo ten „prawie” podprogowy przekaz – tylko twarde babki wygrywają.

Polskie produkcje ostatnio, mają nowy trend – pełna plejada gwiazd, same znane nazwiska, choćby miały powiedzieć jedno zadanie jak na przykład: ” Co to jest karny” (Julia W), czy ludzie, których już mamy dość z reklam – chłopiec z reklamy konta. Czuję jednak pewien niesmak i muszę to powiedzieć, co mi się ciśnie na usta: Ja się pytam, gdzie jest Pani Kurdej-Szatan, no gdzie?

 

Ocena: 3,5/10 (dałam 3, bo zawsze daję 1 punkt ekstra polskim filmom, np za odwagę, bo  po raz tysięczny zrobić bajkę o Kopciuszku, to jak porywać się z motyką na słońce)

 

MS