Język współczesnych mediów

Język współczesnych mediów

 Język w definicjach słownikowych charakteryzowany jest jako system znaków (początkowo dźwiękowych, wtórnie graficznych) służący do porozumiewania się w obrębie danej społeczności. Mowa natomiast jest pojęciem szerszym i oznacza zdolność człowieka do porozumiewania się ze swoim otoczeniem społecznym za pomocą języka.

We współczesnym języku polskim olbrzymią karierę zrobiło słowo media, używane w znaczeniu przekaźników, środków i systemów przekazu wiadomości, takich jak: radio, telewizja, gazety, magazyny, plakaty, filmy czy Internet.

W zasadzie trudno sobie wyobrazić współczesny świat i współczesnego człowieka bez uwzględnienia roli i znaczenia mediów. Prasa, radio, telewizja oraz rozwijające się media internetowe są czwartą, a może nawet pierwszą władzą w rozwiniętych krajach demokratycznych.

Środki masowego przekazu odpowiadają nie tylko za zbieranie i przekazywanie informacji, ale również za jej kształt i zasięg oddziaływania. Media kształtują nasze opinie, postawy, styl życia, wzbogacają wiedzę o otaczającym nas świecie. Dziennikarze dostarczają nam informacji, rozrywki, odpowiedzi na ważne pytania, pobudzają nasze zainteresowania lub nasze działania. Potrafią wpływać na losy jednostek, korporacji i państw, zbudować lub zniszczyć wiele karier.

Język medialny to zbiór języków poszczególnych rodzajów mediów: prasy, radia, filmu, telewizji, Internetu. Charakteryzują się one specyficzną stylistyką i unifikacją[1] form przekazu.

Media kreujące współczesny standard językowy poddawane są systematycznie krytycznej analizie, ponieważ w opiniach socjologów i językoznawców są przyczyną ubożenia języka, rozprzestrzeniają bowiem tzw. kod ograniczony, którego cechą jest ubóstwo środków językowych, ich brutalizacja, wulgaryzacja, duża emocjonalność, nieporadność w wyrażaniu uczuć lub przeżyć wewnętrznych, jak również trudności w operowaniu słownictwem.

Język współczesnego człowieka jest właśnie w znacznym stopniu kształtowany przez media, choć dom czy szkoła to także ważne źródła rozwoju naszego języka. Po ogólnym przeglądzie artykułów prasowych czy audycji telewizyjnych i radiowych zauważamy zwrot ku potoczności i fakt, że język literacki w mediach wypierany jest przez język potoczny,  wulgaryzmy  ogromną ilość zapożyczeń, szczególnie z języka angielskiego i brak dbałości o kulturę słowa.

Jaki zatem jest język prasy,  radia i telewizji?

Jako pierwsze z mediów, którego językiem chciałbym się zająć jest prasa. Zacznę od wydawnictw dla nastolatków, typu „Twist” czy „Dziewczyna”. Czasopisma te mają charakter międzynarodowy, a potężne nakłady, kolorowa szata graficzna i preferowany w nich  swobodny styl życia, stanowią potężny magnes dla młodego czytelnika.

Przede wszystkim zauważamy, że środkiem zbliżenia do młodego czytelnika stały się anglicyzmy, dlatego też do wielu tekstów wplatane są słowa, które posiadają polskie odpowiedniki. Zjawisko to związane jest z pewnością z modą na amerykanizację, młodzieżowy „luz” oraz chęć  popisania się znajomością obcego języka. Być może decyduje o tym także sympatia dla angielszczyzny, ale ich nadużywanie razi.

Przykłady znalazłem w czasopiśmie „Dziewczyna”, gdzie czytelniczki nazywa się super crazy girl (Dziewczyna 2010, nr 3, s. 26), powierniczką dziewczyny  staje się  frendzia od angielskiej przyjaciółki („Dziewczyna”  2010, nr 4, s. 34, 43, 48), młodzi mężczyźni nazywani są boyami lub bossami, co w slangu młodzieżowym oznacza osobę imponującą innym szalonymi pomysłami. Karierę w tego typu prasie robi także słowo debeściak („Twist” 2010, nr 4, s. 14) charakteryzujące osobę najlepszą, niemającą sobie równych.

Zauważyć się daje również duża ilość silnie nacechowanych dodatnio neologizmów tworzonych za pomocą przedrostków super-, mega- i ekstra-, dodawanych w zasadzie  do każdej części mowy i w każdym kontekście. Znalazłem więc  supermarketingowca, superwygodne („Dziewczyna  2010, nr 3, s. 44), supermyk („Dziewczyna 2010, nr 3, s. 58), superfigurę („Twist” 2010, nr 4, s. 43), megagalerię, megaszok, megadziewczęce („Dziewczyna” 2010, nr 3, s. 49). Ponadto podstawowym sposobem nawiązywania kontaktu z czytelnikiem jest także używanie „jego języka”, dlatego daje się zauważyć wiele wyrazów potocznych, np. ciuchy, impreza (impra), czy frajer.

Nowomoda na anglicyzmy i zapożyczenia z innych języków zawitała także do prasy technicznej, zwłaszcza komputerowej, przykładem jest wprowadzenie do języka polskiego skrótów typu ABS, DVD, CD, SMS, ale pojawiły się one także w ekonomii – broker, leasing, billing, monitorować, polityce: briefing, news; żywieniu: drink, catering, kosmetologii: peeling, fitness club, rewitalizować, modzie body, top czy zawodach: copywriter, developer, haker.

Zjawiskiem niepokojącym nie tylko w prasie młodzieżowej jest liberalizacja słownictwa i występowanie wyrazów i zwrotów o ujemnym zabarwieniu, traktowanych jako wulgaryzmy lub wyrazy  z pogranicza wulgaryzmów.

 

W wywiadzie ze znaną piosenkarką Kasią Kowalską zatytułowanym „Żadnych słodyczy” możemy przeczytać, że artystka gra ostrą panienkę, na maksa zahartowaną i wysportowaną,  po prostu laskę nie do zdarcia („Girl” 2009, nr 5, s. 22).

Warto podkreślić, że w ostatnich latach wzrosło w całym społeczeństwie przyzwolenie dla publicznego używania wulgaryzmów, traktowane często jako jedna ze swobód obywatelskich. Być może dlatego od tego typu słownictwa nie jest wolna także prasa, która nazywa się dojrzałą i kieruje swe artykuły do bardziej  wyrafinowanego czytelnika.

W tygodniku „Wprost” (2004, nr 1127), w artykule Gięcie kobiet dziennikarz umieścił podtytuł Kląć dla zdrowia i wolności, gdzie napisał „…znana aktorka, arystokratka rzucająca słowem „ku… ” Beata Tyszkiewicz udowodniła w programie TVN „Mamy cię”, że współczesny język polski żyje i się rozwija. I nie znosi hipokryzji”.

Z kolei w „Newsweeku” z 31 VIII 2008, możemy przeczytać, że „ku…  weszły na salony (…). Czy nam się to podoba, czy nie, ku… i skur… na trwałe zagnieździły się w telewizji, radiach, komputerach i gazetach”. Ja używam skrótów, w tekście dziennikarz tego nie zrobił.

Także i w innych tekstach oficjalnych wulgaryzmy znajdują sobie coraz więcej miejsca,  czego przykładem może być opublikowana w „Gazecie Wyborczej” rozmowa z Kazimierzem Kutzem dotycząca stanu wojennego, gdzie reżyser stwierdził: „gdyby nie stan wojenny, nie byłoby okrągłego arcydzieła. Teraz największymi ofiarami czują się ci, którzy nie uczestniczyli w tym kompromisie po stanie wojennym. Nie usiedli przy Okrągłym Stole albo nawet jeśli siedzieli, to nie decydowali. To oni czują, że nie uczestniczyli w czymś ważnym, czują się odsunięci, powtarzają, że Okrągły Stół to spisek skur….-zdrajców ze skur….-komunistami. (http://wyborcza.pl/1,75515,5827169,Kazimierz_Kutz__Gdyby_nie_stan_wojenny__ofiar_moglo.html, 20 X 2008, (dostęp 19.03.2012.).

Warto podkreślić, że żadne z mediów nie ogranicza tego typu słownictwa i dzisiaj publicznie można powiedzieć już wszystko. W słowach nie przebierają dziennikarze, prezenterzy, uczestnicy programów, artyści. Agresja słowna zdominowała także debaty  publiczne polityków,  pozwalają sobie na nią nawet biskupi, warto w tym miejscu  przypomnieć słowa biskupa Tadeusza Pieronka, który w rozmowie z dziennikarze „Polityki” (nr 43,2008) skomentował propozycję lewicy dotyczącą wprowadzenia do szkół obowiązkowych lekcji o życiu seksualnym słowami: „wkrótce szczury wrócą do nor i będzie spokój”.

Kolokwializmami, wulgaryzmami i brutalnością posługują się także w mediach politycy, co jest świadectwem obniżenia poziomu kultury politycznej w zakresie językowym. Ponadto w ich wypowiedziach roi się od wielu błędów. Jako przykłady wymienić  można powszechnie znane, pełne agresji, wypowiedzi posłów:

„Sami o sobie mówili koalicja ChiW, czyli chamy i warchoły” Stanisław Żelichowski w Radiu Zet (4 IX 2010), przypominając koalicję PiS-LPR-Samoobrona, czy słowa Stefana Niesiołowskiego, który komentując zawetowanie przez prezydenta ustawy zakazującej rozpowszechniania pornografii powiedział na antenie TVP 15. II. 2008 roku „Ryszard Kalisz to porno-minister, który doskonale pasuje do porno-prezydenta. Mamy sojusz dwóch pornograficznych grubasów”. Wulgaryzmy padają również z trybuny sejmowej, kiedyś marszałek Sejmu Adam Zych, zapominał wyłączyć mikrofon i cała Polska usłyszała słowo „ku….”.

Kolejnym przykładem wykorzystania słów niecenzuralnych do perswazji czy nawet manipulacji jest reklama. Niewielu ludzi rażą słowa w sloganach reklamowych, gdy usłyszą na  przykład: Rżniemy ceny aż miło czy Nie tylko dla idiotów (reklamy Media Markt). Ta niemiecka sieć zaprasza na bilbordach do sklepów zwiastując „Zaje…(bistą) wyprzedaż”, podkreślając ją dodatkowo okrzykiem „O kur…ka”.  Litery „ka” są znacznie mniejsze niż początek wyrazu, co sprawia, że skojarzenie jest jednoznaczne.

W reklamie klejów i zapraw do glazury znanej polskiej marki „Atlas”, nadawanej w telewizji, grupa żołnierzy przykleja na poligonie płytki do muru, a komenderujący nimi przełożony krzyczy „najważniejsza w wojsku jest, ku… zaprawa!”. Dziwnym wydaje się fakt, że to jedno słówko, zagłuszone cenzuralnym dźwiękiem, nadało całemu spotowi niezwykłej pikanterii i nikogo nie zbulwersowało.

Nie sposób nie wspomnieć o języku Internetu, który może przyprawić o zawrót głowy osoby niewtajemniczone w jego reguły. Nieznajomość języka cyberprzestrzeni określana jest pojęciem cyfrowego wykluczenia. Pojęcie to zostało zapożyczone z nauk społecznych, gdzie ne odnosi się do osób odrzuconych przez społeczeństwo. Internet jako narzędzie multimedialne wytworzył specjalny kod złożony ze znaków językowych, obrazu i dźwięku. Charakterystyczne elementy dla języka wirtualnej społeczności to skracanie wyrazów (wporzo – w porządku, cze – cześć, nara- na razie), wykorzystywanie cyfr (3 majcie sie – trzymajcie się, o2ga – odwaga), wykorzystywanie akronimów, czyli wyrazów utworzonych z pierwszych liter zwrotu, najczęściej są to zbitki angielskich wyrażeń (CU – (See You) – do zobaczenia, N/P (No Problem) – żaden problem, BB – Bye-Bye – do widzenia), stosowanie emotikonów (ang. emoticon) śmieszków, znaków wyrażających nasze uczucia, znaków ułożonych z liter, cyfr, znaków interpunkcyjnych. Ich odwrócenie o 90 stopni tworzy ikony (:-) uśmiech, 😉 przymrużenie oka, 🙁 smutek).

Internet nie jest też wolny od wulgaryzmów na różnego rodzaju forach czy  blogach. W Internecie każdy, praktycznie bezkarnie, może powiedzieć (napisać), co mu się tylko podoba. Ta wolność, jaką oferuje „sieć”, sprawia, że hamulce przestają istnieć, nie ma czegoś takiego jak tabu. Komunikując się z kimś za pośrednictwem Internetu (np. na czacie) internauci pozwalają  sobie na takie zachowania językowe, na które  nie zdecydowaliby się  w świecie realnym. Niestety, zwłaszcza młodzi ludzie spędzają w Internecie coraz więcej czasu. Różnica między kontaktami z GG czy Facebooka i szkolnej ławki zaciera się. Zachowania językowe z czatu przenoszone są do rozmów  na szkolnym korytarzu czy ulicy. Taki sposób wyrażania myśli ma jednak wiele cech negatywnych, przyzwyczaja do języka potocznego w formie jeszcze bardziej skrótowej niż język potoczny mówiony, dopuszcza błędy i utrwala je, ogranicza zasób stosowanego słownictwa, co prowadzi do zaśmiecania języka i jego ubożenia.

Chciałbym jeszcze przedstawić dziennikarskie wpadki i przypadki, przejęzyczenia, pomyłki, gafy i wulgaryzmy, które  zdarzają się  dziennikarzom prasowym,  radiowym i telewizyjnym.

Mimo że w telewizji już dawno nie ma bajki dla dzieci „Miś z okienka”, niektórzy dorośli pamiętają ją doskonale. Dlaczego? Pod koniec emisji jednego z odcinków Bronisław Pawlik, myśląc, że już nie jest na antenie – a był – powiedział: A teraz, kochane dzieci, pocałujcie misia w du…..

Inna bardzo znana polska dziennikarka upewniała się, która z kamer pierwsza skieruje się na nią. Nie miała przy tym pojęcia, że jest już na wizji i zapytała operatorów kamer: Panowie, który pierwszy mnie bierze?.

Jedne wpadki są śmieszne, inne brzmią bardzo dramatycznie. Prezenterka telewizyjnych wiadomości podając komunikat o wypadkach samochodowych wśród dzieci powiedziała „Co roku w wypadkach samochodowych ginie około 400 tysięcy dzieci. Za chwilę poprawiła się – około 400 dzieci.

Słuchacze stacji radiowej RMF mieli możliwość wysłuchać rozmowy dziennikarza z szefem pewnego stowarzyszenia. Podczas konwersacji prowadzonej na żywo rozmówcy wymsknęło się powiedzenie „0 ku…. poplątałem się. To powtórzmy to raz jeszcze”- zaproponował. Kiedy dziennikarz jęknął, że audycja jest na żywo,  prezes powtórzył „O, ku… jedziemy dalej”.

Najśmieszniejsze są chyba wpadki językowe dziennikarzy sportowych. Niektóre z nich występują nawet w wydawnictwach poprawnościowych języka polskiego, tyle że jako przykłady konstrukcji błędnych. Chyba najbardziej znane to powiedzenie o wybitnym polskim kolarzu: Ryszard Szurkowski to wspaniale dziecko dwóch pedałów.

Twórcą innego, również dość znanego powiedzenia, jest Andrzej Zydorowicz: Obrońca wybił piłkę na tak zwany przysłowiowy oślep.

Najwięcej wpadek, językowych potknięć, zdarza się dziennikarzom przy transmisji meczów piłki nożnej. Dostałem sygnał z Warszawy, że mają już państwo obraz, więc możemy spokojnie we dwójkę oglądać mecz – wyznał kiedyś telewidzom Dariusz Szpakowski. Innym razem bardzo obrazowo tłumaczył telewizyjnym kibicom: Włodek Smolarek (zmarły niedawno piłkarz) krąży, jak elektron koło jądra Zbyszka Bońka.

Tomasz Zimoch, również podczas relacji z meczu, próbował oceniać zachowanie zawodnika: Chociaż jest obrońcą, podrywa swych kolegów, a Krzysztof Hołyński przepraszał za pomyłkę: A Karolak ma na imię Piotr, za co przepraszamy.

Podczas transmisji sportowej w radiu, dziennikarz Andrzej Janisz powiedział: Może tym razem uda się nam połączyć z Bytomiem… Halo?! Nie, niestety, cisza kabla.

Komentowane są jednak nie tylko mecze piłki nożnej, ale także koszykówki np. Piękna akcja koszykarzy Chicago Bulls, taka w koszykarskim stylu. Włodzimierz Szaranowicz nie omieszkał także poinformować widzów o problemach rodzinnych jednego z koszykarzy: Oto Denis Rodman, od którego odeszła biała żona.

Zdarza się także, że dziennikarze głośno snują domysły pod adresem zawodników: Czech, sądząc po sylwetce, lubi sobie wypić pilsnerka.

Wpadki i potknięcia dziennikarzy sportowych zdarzają się jednak nie tylko podczas transmisji, relacji, kiedy na żywo trzeba komentować obserwowane zdarzenia. Nieźle ubawić można się także czytając artykuły sportowe: Beata Maksymow „Kruszyna” (polska judoczka) w walce 72 kilogramy, przegrała z lżejszą o 70 kilogramów Japonką.

W dwutygodniku młodzieżowym „Cogito” w 1999 (nr 8) roku w artykule „Proroctwa przed maturą” bohatera napisano przez „ch”, a w  jednym z kolejnych numerów pod zdjęciem przedstawiającym znanego polskiego archeologa widniał podpis – wejście do grobowca.

Podsumowując można powiedzieć, że media w coraz większym stopniu przestają być źródłami dobrych wzorów językowych, a zaczynają funkcjonować jako źródła kolokwialnych, prostackich zachowań językowych, o dużym stopniu „bylejakości”. Język mediów staje się często  językiem upotocznionym, szokującym, pełnym prymitywizmu i wulgarności. Zadziwia zasięg i swoboda tego zjawiska. Być może wynika to z przekonania, że w demokracji wolno wszystko. Jednak wolność w demokracji nie może naruszać zakresu wolności innych ludzi. Dlatego też, mimo wszystko, nie można się godzić na postępującą prymitywizację polszczyzny, zwłaszcza w mediach, na zmuszanie ludzi do czytania i wysłuchiwania czegoś, czego sobie nie życzą, w takiej postaci, która im nie odpowiada.

Jest takie stare, dobre powiedzenie, że znać po mowie, co siedzi w głowie. Kulturalny człowiek nie klnie, i nieistotne, czy są to media, miejsce publiczne, czy prywatne. Sam staram się  nie używać wulgaryzmów i rażą mnie u innych. Co do tzw. „mocy przekazu”, to przekaz medialny wzmocniony takim słowami, owszem – nabiera mocy, ale prymitywizmu, jest ponadto świadectwem językowego niechlujstwa i ubóstwa.

AUTOR –  Piotr

 

[1] Unifikacja-ujednolicenie