Do gabinetu stomatologicznego (pewnej znajomej lekarki) przyszła starsza (dość mocno) pacjentka z uciążliwym dla niej problemem. Chodziło o poprawki w dopasowaniu protezy zębowej, bowiem pacjentce zrobiły się odleżyny, które niezwykle ją drażnią i powodują dyskomfort.
Lekarka podszlifowała we wskazanym miejscu i powiedziała, że dla złagodzenia odczuwanego bólu należy „podrażnione miejsce” posmarować kremem, na który zaraz wypisze receptę.
Jakież było jej zdziwienie, kiedy pacjentka stwierdziła, że nie potrzebuje go, ponieważ ma krem, wypisany kilka dni temu, na pewne dolegliwości w kroczu, przez lekarza ginekologa.
Śmiać się nie wypada, ale trudno zachować powagę w takiej chwili…