Utwór Jacka Kaczmarskiego, który powstał w kwietniu 1987 roku. Inspiracją, według zapisków samego autora, były opowieści wujka Ignasia. Utwór alegoryczny, z nutką ironii i refleksja polityczną.
Gdzieś na wiosnę front już przeszedł,
Chłopcy poszli w trop – mnie w lesie
Chłop rannego znalazł i się ulitował.
Młody był i niebogaty,
Trochę traw, coś na kształt chaty,
A w oborze jedna zabiedzona krowa.
Leżę w słomie, liżę rany,
Wtem chłop wpada zastrachany:
– Idą Ruskie! – woła – ale od zachodu!
– Cóżeś taki niespokojny?
Może to już koniec wojny,
Albo władzę przysyłają dla narodu!
Podchodzimy na skraj lasu,
A tam Ruskie – krowy pasą –
Stado z tysiąc sztuk, dorodne, zdrowe, mleczne.
Skoro trawę żre pod strażą,
Znać – do Rosji je prowadzą
Spod Poznania, więc zdobyczne – poniemieckie.
– Słuchaj – mówię – coś tak czuję,
Że tu sobie pohandlujesz.
Idź po bimber, coś go za oborą schował –
Ruski nie zje, a wypije,
A to bydło jest niczyje,
Przecież przyda się w oborze – druga krowa!
Idzie chłop – i mowa krótka:
Wódka – krowa, krowa – wódka,
Ale strażnik z karabinem – niet – powiada.
Jak się krowy nie doliczą,
To pod mur postawią z niczym.
Nam się czisło, czyli liczba musi zgadzać!
Chłop pomyślał i zaradził,
Chudą krowę przyprowadził,
Dodał bimber i zamienił ją – na tłustą.
Mało ryczy, mleko daje,
Chłop się cieszy, a ja – wzajem,
Żeśmy krową – świnię podłożyli Ruskom!
Jeszcze dobrze nie strzeźwieli –
Do zagrody przylecieli,
Krowę w łańcuch, mnie na muszkę, chłop pobity –
Tak napili się za darmo,
Odzyskali własność armii,
I wykryli na dodatek – schron bandyty.
Dziesięć lat ich kraj zwiedzałem,
W jedenasty rok na stałe
Powróciłem tu, gdzie z nimi handlowałem.
Chłopu poszło nie tak gładko –
Żyje ponoć – pod Kamczatką,
W każdym razie już go więcej nie widziałem.
Nasza krowa – jakby zgadła,
Co ją czeka – szybko padła,
Nim przegnali ją na tamtą Bugu stronę.
Pogrzeb miała uroczysty –
W ziemi bliskiej, bo ojczystej
Leżą kości jej –
Starannie ogryzione.