” Masz, psie, masz, draniu! Masz – za teatr, masz za inspektorskie zebranie, masz za literaturę! [Jakie osobiste doświadczenia i przeżycia podyktowały Marcinowi te pełne nienawiści słowa]

   Słowa przytoczone w temacie pracy Marcin wypowiada do siebie szeptem podczas starcia z Majewskim, nauczycielem w klerykowskim gimnazjum. Marcin obrzucił Majewskiego cuchnącym błotem, korzystając z osłony ciemności, gdy Majewski próbował szpiegować spotkanie uczniów na górce u Gontali.
W słowach tych zawarta jest olbrzymia ilość emocji, widać wyraźnie, że muszą wynikać z wielu smutnych doświadczeń i upokorzeń. W rzeczy samej, Borowicz miał wiele powodów do ich wypowiedzenia.
Marcin Borowicz żył na terenach objętych zaborem rosyjskim, na których prowadzono akcję rusyfikacyjną. Najbardziej oczywistym obiektem polityki rosyjskiej były polskie szkoły, a gimnazjum w Klerykowie nie było pod tym względem wyjątkiem. Nauczyciele z dużym cynizmem i bezwzględnością dążyli do zabicia w uczniach poczucia polskości i uczynienia z nich posłusznych poddanych Rosji. Niektórzy posługiwali się prymitywnymi metodami, takimi jak zastraszanie i surowe kary, inni używali środków subtelniejszych, lecz dążyli do jednego celu. Ich zadanie było tym łatwiejsze, że małe dzieci, w tym Borowicz, nie potrafiły jeszcze obiektywnie oceniać rzeczywistości i łatwo ulegały wpływom dorosłych.
Myślę, że słowa Marcina wypowiedziane podczas spotkania z Majewskim były podyktowane w znacznej mierze niechęcią, jaką mógł czuć do samego siebie za to, że uległ wpływom rosyjskim i w kilku sytuacjach zachował się jak tchórz. Przykładem takiej sytuacji była lekcja historii, prowadzona przez Kostriulewa. Nauczyciel szykanował Kościół katolicki, przytaczając wyssaną z palca opowieść o zakonnicach, które rzekomo w swoim klasztorze, w podziemiach, trzymały mnóstwo malutkich trumienek ze zmarłymi dziećmi. Przeciwko zachowaniu Kostriulewa zaprotestował Walecki, twierdząc, że występuje w imieniu całej klasy. Podczas prowadzonego chwilę później przez dyrektora dochodzenia Marcin jako pierwszy zaprzeczył, jakoby udzielił Waleckiemu pozwolenia na mówienie w swoim imieniu. Borowicz stwierdził, że uważa „dopełnienia” Kostriulewa (tak nauczyciel określał tego typu historyjki, jak ta z zakonnicami) za wielce pożyteczne i słuchał ich z przyjemnością.
Dał się też wciągnąć w życie towarzyskie Rosjan. Chodził do teatru na rosyjskie przedstawienia, zasiadał tam w loży dyrektorskiej. Naraził się tym na kpiny i złośliwości ze strony kolegów.
Marcin był częstym gościem w domu inspektora Zabielskiego, który udawał wielkiego przyjaciela młodzieży. W pewnym momencie Borowicz uważał wręcz Zabielskiego za swojego mistrza. W rzeczywistości Zabielski starał się pozyskać zaufanie młodzieży po to, by mieć ją pod należytą kontrolą i wpływać na jej wychowanie w duchu rosyjskim.
Jak widać, Marcin w pewnym okresie niemalże wyparł się swojej polskości i uległ obłudnym obietnicom rosyjskim. Imponował mu elegancko urządzony gabinet Zabielskiego. Założył kółko studiujących literaturę rosyjską (nie polską!). Wiele było czynów, których mógł się Marcin wstydzić.
Później, pod koniec gimnazjum Borowicz zrozumiał swe błędy, pojął, że jest Polakiem. Brał np. regularnie udział w spotkaniach na górce u Gontali, gdzie uczniowie potajemnie studiowali zakazaną literaturę. Jednak fakt, że musieli spotykać się w konspiracji, musiał wzbudzać w chłopcu żal. Ich swoboda była bardzo ograniczona, a każdy krok inwigilowany. Zwłaszcza nauczyciel Majewski starał się odkryć miejsce spotkań chłopców. Marcin natknął się kiedyś na niego bardzo blisko ich kryjówki, katastrofa wisiała w powietrzu. W tym momencie w Borowiczu wezbrały wszystkie dawne i świeże urazy i upokorzenia, wszystkie zaznane krzywdy. Jakimi słowami i czynami dał im ujście, już doskonale wiemy…

[ML]