Nie mam nic przeciwko integracji europejskiej, jednak nasze upodobanie do państw zachodnich wyrwało się spod kontroli. My od wieków jesteśmy Europejczykami. Dla wielu ludzi takie pytanie dotąd nie istniało. Wiadomo, że Europejczykami byli i nie mieli żadnych lęków i fobii. To dziś pęd ku temu, co zachodnie może przerażać.
Weźmy chociażby mowę ojczystą, nasz codzienny język. Wprowadziliśmy do niego mnóstwo słów i zwrotów obcojęzycznych. Na stałe zakorzeniło się „ok” zamiast wyrażenia „w porządku”, nikt już nie przeprasza lecz mówi „sorry”, nie prosimy, tylko mówimy „please”. Używamy zachodnich gestów w chwilach gniewu, złości czy radości, nawet wulgaryzmów używamy obcych. Naśladujemy dosłownie wszystko, poczynając od stylu ubierania się („zachodnia odzież z importu”), żywienia (fast food’y), świętowania (Halloween), komunikacji (pager), na ulicach przytłaczają nas gigantyczne reklamy i nazwy sklepów, niejednokrotnie zapisane obcojęzycznymi hasłami. W tym gąszczu giną gdzieś polskie tradycje.
Oczywiście ważne jest nawiązanie współpracy z państwami zachodnimi, jednak czy kosztem utraty własnej tożsamości narodowej? Czy rozwijanie i kształtowanie mowy polskiej stało się nudne? Dlaczego robimy wszystko, by upodobnić się do innych Europejczyków i Amerykanów? Czy wynika to z jakiegoś kompleksu niższości ? Dlaczego czujemy się „nie w pełni” w Europie.
Zastanawiając się nad istotą postawionych pytań warto odbyć wycieczkę przez stulecia literatury polskiej i europejskiej, posłużyć się przykładami, dzięki którym choć w pewnym stopniu uzyskamy odpowiedź na te pytania.
Cofając się do czasów średniowiecza, warto przypomnieć, że uboga ilościowo, lecz interesująca ówczesna twórczość polska zaadaptowała powszechne wówczas wzorce chrześcijańskiego władcy, rycerza i świętego ascety. Mamy więc Legendę o św. Aleksym – utwór będący parafrazą słynnej Złotej legendy Jakuba de Yoragine. Brak natomiast eposu rycerskiego – ze względu na dość późną adaptację wzorca rycerza chrześcijańskiego w Polsce. Dziełem na miarę jak najbardziej „europejskim” jest XV-wieczny „podręcznik” savoir-vivre, czyli wiersz Słoty „O zachowaniu się przy stole” – utwór odpowiadający wszelkim kanonom kultury dworskiej. Również liryka sakralna nie ustępuje ani siłą wyrazu, ani bogactwem wersyfikacji czy śladów artystycznych wzorcom zagranicznym. „Polskość” jako taka była w owej uniwersalistycznej epoce mniej znana, tylko jedna kronika, Wincentego Kadłubka, rościła sobie pretensje do miana „kroniki wszystkich Polaków”.
Proporcje „polskości” i „europejskości” przesuwały się w ciągu wieków znacznie na korzyść tej pierwszej, zwłaszcza w odrodzeniu. Ambicją Reja, Jana Kochanowskiego i innych twórców była świadoma kreacja polszczyzny literackiej. Z pewnością można stwierdzić, i to bez przesady, że zasługą Kochanowskiego jest adaptowanie kultury śródziemnomorskiej (antycznej) na grunt polski. Dzięki niemu literatura polska przyswoiła sobie takie gatunki, jak: fraszka, pieśń, tren czy dramat. Jan z Czarnolasu genialnie łączył wzory europejskie w najlepszym wydaniu z polską problematyką, czego dowodem jest Odprawa posłów greckich.
Konflikt miedzy „polskością” a „europejskością”, który w renesansie właściwie nie istniał, ujawnił się z dużą siłą w następnym stuleciu, w dobie baroku. Zagrożenie zewnętrzne, konieczność obrony granic państwa, a także własnej kultury przed obcymi (zwłaszcza francuskimi) wpływami sprzyjała radykalizacji postaw. Owocem baroku był sarmatyzm – zjawisko oceniane dziś jednoznacznie negatywnie, co chyba nie do końca jest słuszne. Oczywiście, czytając Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska czy choćby listy Jana Sobieskiego spod Wiednia, z dezaprobatą stwierdzamy ksenofobię, demoralizację moralną i polityczną, fanatyzm religijny i dumę z hasła „Polska nierządem stoi”. Warto jednak pamiętać, że sarmatyzm, przynajmniej w początkowej swojej fazie, zanim stał się synonimem konserwatyzmu i absolutyzmu, był próbą stworzenia oryginalnej, polskiej kultury opartej na ideologii najsilniejszej i dość licznej grupy rządzącej – szlachty.
Wiek XVIII, czas „oświecenia umysłów”, ponownie dąży do harmonii między tym, co polskie, a tym, co europejskie. Czyni to jednak o wiele bardziej rozsądnie i krytycznie. Usiłuje połączyć najlepsze tradycje sarmackie z najnowszymi prądami filozofii europejskiej. Ówczesne dzieła zarówno formą, jak i przesłaniem odpowiadają europejskim standardom – np. „Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki” Krasickiego czy „Powrót posła Niemcewicza”.
Najbardziej interesującą i kontrowersyjną epoką okazuje się niewątpliwie romantyzm. Pozornie to, co romantyczne, tchnie „polskością”. Literatura, zarówno ta wizyjna i mesjanistyczna pełni rolę służebną wobec Ojczyzny, której nie ma na mapie Europy, a więc zadaniem literatury jest jej podtrzymanie w umysłach. Literatura romantyczna to arena sporów kształt przyszłej Polski, ale także o etykę walki z wrogiem – dość przytoczyć tu „Kordiana” czy „Konrada Wallenroda”.
W wielu krajach był wówczas „modny” mesjanizm, ale chyba w żadnym nie powstało dzieło tak istotne jak „Dziady” czy tak „specyficzne” jak „Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego”. To właśnie romantycy na niespotykaną dotąd skalę włączyli „sprawę polską” w nurt kultury i literatury europejskiej, adaptując jej motywy, gatunki i wzorce postaci. Ma literatura polska przecież powieść poetycką, poemat dygresyjny czy doskonałe cykle ballad i sonetów, a także doskonałe postacie „romantycznych kochanków”.
Oczywiście „polskość” tej epoki ma za sobą jeden niepodważalny argument – naszą narodową epopeję. „Pan Tadeusz” jest do dziś kwintesencją polskości w powszechnym odczuciu, nawet ludzi „niewyrobionych” literacko.
II połowa wieku XIX, czasy tzw. pozytywizmu, charakteryzują się szeroką adaptacją filozoficznych i ekonomicznych idei europejskich w polskiej literaturze i myśli społecznej. Realizm i naturalizm, prądy powstałe we Francji, doczekały się wspaniałych powieści, nota bene bardzo „polskich”, poruszających najbardziej istotne problemy ówczesnego życia „Lalkę” i „Placówkę” B. Prusa oraz „Nad Niemnem” E. Orzeszkowej. Jednak w świadomości większości Polaków wiek XIX to królestwo Henryka Sienkiewicza. Jego wizja Polski stworzona w „Trylogii” na zawsze niepodzielnie zapanowała wśród Polaków. Dzieło Sienkiewicza stało się swoistą lekcją historii dla wielu pokoleń Polaków, jej wersja pozwalała podnieść naród na duchu i utrzymać jego dobre mniemanie o własnych zaletach i możliwościach.
Schyłek wieku XIX zdecydowanie europeizuje literaturę polską, chociaż powszechnie przyjmowana za obowiązującą nazwa Młoda Polska mogłaby sugerować przeniesienie akcentów na sprawy narodowowyzwoleńcze. Przybyszewski., Tetmajer czy Kasprowicz „dostroili się” do obowiązujących na Zachodzie dekadenckich i katastroficznych nastrojów.„Polskość” staje się też obiektem krytyki.
Przykładem może być Stanisław Wyspiański. Jego dramaty, takie jak „Wesele”, „Wyzwolenie” czy „Noc listopadowa”, są zarazem apoteozą polskości, jak i rozliczeniem się z dawnych błędów oraz szkodliwych mitologii. Niemożność „dogadania się” inteligencji i chłopstwa w bronowickiej chacie obala stereotyp solidaryzmu społecznego. Chocholi taniec staje się symbolem niedojrzałości narodu do podjęcia odpowiedzialnych i świadomych decyzji w sprawie własnej wolności i przyszłości. Młoda Polska rozpoczyna się „rozprawę” z polską szlachtą sarmacką.
Zachłyśnięcie się wolnością i europejskością to domena lat międzywojennych. Polscy twórcy jakby chcieli powetować sobie lata bycia na marginesie europejskiej wspólnoty. Manifesty poetyckie Tuwima („Poezja”) czy Słonimskiego („Czarna wiosna”) mówią o wolności tworzenia, dostosowaniu sztuki raczej do prądu epoki niż do ideału polskości. Takie prądy jak futuryzm czy Awangarda Krakowska są odpowiedzią na zmiany oblicza Europy. Polscy pisarze i poeci czują się świetnie jako twórcy europejscy.
Literatura powojenna odmienia ten stan. Doświadczenia walki z wrogiem w czasach wojny i okupacji oraz następne 50-lecie, gdy Polska nie jest krajem w pełni suwerennym, dają nowe pojecie polskości.
Można by stwierdzić, że literatura II połowy XX wieku oscyluje między „polskością” a „europejskością”, próbując znaleźć jakiś złoty środek, miejsce, w którym mógłby usytuować się polski pisarz-jednocześnie jako spadkobierca kultury śródziemnomorskiej, ale też dziedzic dramatycznych doświadczeń własnego narodu.
Wiele mówi o tym eseistyka Czesława Miłosza, czy twórczość Gombrowicza. Miłosz, Gombrowicz i Szymborska nie mogą się skarżyć na niezrozumienie i wyeliminowanie z powodu własnej „zaściankowości”.
Można by więc zadać sobie pytanie, czy „kompleks polski” jest rzeczywistą barierą utrudniającą nam twórcze współistnienie z Europą i światem, czy może w dużej mierze jest wytworem fobii naszych twórców, obarczających się odpowiedzialnością za „niezrozumiałość” polskiej literatury dla obcego czytelnika.
Literatura XX wieku chyba jednak przełamała ten schemat. Jeżeli weźmiemy pod uwagę twórczość Witkacego, Schulza czy choćby wspomnianego wcześniej Miłosza, to odbiór ich utworów nie jest utrudniony dla obcokrajowca.
Nie można zapomnieć, iż ambasadorem polskości, a także swoistym łącznikiem między „polskością” a „europejskością” był przez wiele lat redaktor Jerzy Giedroyć i jego paryska Kultura. Literatura polska i emigracyjna nigdy nie straciły więzi. Zbigniew Herbert jest przykładem twórcy jak najbardziej „europejskiego”, świadomie odwołuje się on do dziedzictwa antyku, ale też wielkiej literatury światowej jako do tych wartości, które budują moralność Europejczyka, ale też każdego człowieka. Jego zbiór esejów „Barbarzyńca w ogrodzie”, jak również eseje o sztuce Grudzińskiego, reprezentują zdecydowanie europejski poziom wrażliwości na świat, zupełnie niezależny od świadomości czysto narodowej.
We współczesnej literaturze polskiej daje się zauważyć jeszcze jedną interesującą tendencję. To obecny w utworach wielu pisarzy motyw poszukiwania „małej ojczyzny”. Szuka tego miejsca Miłosz – w „Dolinie Issy” czy Konwicki w „Kronice wypadków miłosnych”.
Możemy także Europejczykom zaproponować poezję piszących kapłanów – Wacława Oszajcy czy Jana Twardowskiego. Są przykładem ciekawego zjawiska i nigdzie na świecie tak masowego jak w Polsce.
Wydaje się, że idea „Europy ojczyzny” jest dla Polaków rozwiązaniem najlepszym – z jednej strony pozwalającym zachować integralność tradycji, niezbędną dla określenia tożsamości narodowej, z drugiej zaś umożliwiającym pełną egzystencję, pozbawioną jakichkolwiek kompleksów w uniwersalizmie europejskiej wspólnoty.
Podsumowując trzeba wspomnieć, że dysponujemy naprawdę wspaniałą i bogatą kulturą. Literatura polska jest europejska i może być naszą wizytówką. Nasi twórcy są znani w Europie i świecie. Wystarczy na zakończenie przypomnieć zdobywców Oskarów – Romana Polańskiego i Andrzeja Wajdę. Ich filmy, typowo polskie – Pianista, Kanał, Wesele, Ziemia obiecana cieszą się uznaniem wielu kinomanów i określane są jako „kino europejskie”.
Tak więc bez jakichkolwiek kompleksów istniejemy w europejskiej wspólnocie.
M.B.