Podziwiam Mary Lennox za jej samodzielność. Była przecież małą dziewczynką, która musiała zmienić wszystko w swoim życiu. Straciła rodziców i zamieszkała w zupełnie nieznanym sobie miejscu. To prawda, że wcześniej była nieznośna, ale wpływ na to mieli jej rodzice, którzy nie poświęcali jej zupełnie czasu.
W Anglii trafiła do domu wuja, który też nie był człowiekiem rodzinnym. Umiała radzić sobie w ogromnym i smutnym domu. Początkowo nie pozyskała sympatii innych, ale w miarę upływu czasu potrafiła zmienić się i znaleźć przyjaciół.
Pokochała surową przyrodę, razem z Dickiem zmieniła zapuszczony od lat ogród przy pałacu, stała się doskonałym lekarstwem dla swego kuzyna Colina, który dzięki niej wyzdrowiał.
Z kapryśnej, niezbyt ładnej dziewczynki wyrosła na cierpliwą, opiekuńczą panienkę, którą wszyscy polubili. Zmieniła życie wuja, ponieważ odzyskał syna.
Podoba mi się jej radość, życzliwość i sympatia, którą potrafiła okazać innym. Jak widać każdy może się zmienić.
Kuba Sz.