Nawiązania do Biblii i mitologii w literaturze różnych epok

„Dawno już został utracony eden”, dawno już runął Akropol, przed wieloma wiekami umarła kultura antyczna, od dawna nie ma między ludźmi proroków. A jednak ów dorobek ery starożytnej, jakim jest przede wszystkim Biblia i mitologia, wywarł na naszą cywilizację tak potężny wpływ, że po dziś dzień zarówno w mowie potocznej, jak i w języku literackim pełno jest motywów, symboli, imion postaci i opisów zdarzeń zaczerpniętych bezpośrednio ze świętej księgi chrześcijan, czy ze starych mitów z różnych części świata. W języku wciąż funkcjonują wyrażenia typu: „miecz Damoklesa”, „pięta Achillesa”, „nić Ariadny”, „zamienić się w słup soli”, „trąby jerychońskie, „Sodoma i Gomora” i wiele innych. Biblia i mitologia od wieków stanowią niewyczerpane źródło inspiracji dla artystów; wciąż wzruszają nas lub bulwersują opisane w nich niemal fantastyczne wydarzenia, postacie. Nadal zachwycamy się pięknem mitów. Nic więc dziwnego, że literatura wszystkich epok nadzwyczaj obfituje w nawiązania i odwołania do tych właśnie dwojga jej „pradziadów”. Trudno też znaleźć twórcę, zwłaszcza wielkiego, który by chociaż raz w którymkolwiek ze swych dzieł nie wspomniał cokolwiek o Bogu lub bogu… Różny jednakże bywa cel, w jakim prozaik czy poeta nawiązuje do motywów starożytnych. Czasem cały utwór poświęca refleksjom o jakimś biblijnym lub mitycznym zdarzeniu, czasem czerpie z najdawniejszych dzieł wzorce osobowe lub zasady moralne, czasem symbolika antyczna staje się dlań specyficznym skarbcem, pełnym ciekawych figur retorycznych, a czasem zupełnie nieświadomie, intuicyjnie, nie zdając sobie nawet sprawy, po co i do czego – nawiązuje do Biblii i mitologii.
Historycy dowiedli i nauczyli nas, że naród polski prawie od samego swego początku jest narodem chrześcijańskim, zbędne zatem będą wywody na temat znaczenia Biblii w życiu niemal każdego Polaka – od średniowiecznego chłopa feudalnego począwszy, poprzez wąsatego sarmatę, a na obywatelu dzisiejszego demokratycznego państwa prawa skończywszy. Należy jednak zdawać sobie sprawę z faktu, że wśród tych „dobrych chrześcijan” niewielu jest takich, którzy naprawdę dobrze znają Biblię, mimo że szanują ją i respektują (choć nierzadko na pokaz!) normy moralne, jakie zawiera. Każdy jednak wie, jak zobrazowane jest w Biblii stworzenie świata, wyprowadzenie narodu żydowskiego z Egiptu, narodziny i śmierć Chrystusa, czy wizja końca świata. I do takich właśnie znanych każdemu wydarzeń, opisanych w księgach Starego i Nowego Testamentu, nawiązywali najczęściej pisarze tworzący na przestrzeni różnych epok.
Już w średniowieczu, epoce, w której ludzie skupiali swą uwagę przede wszystkim na Bogu i życiu po śmierci, i której myślą przewodnią stały się słowa: memento mori, artyści nawiązywali do Biblii. Nic zresztą dziwnego – skoro Bóg znajdował się w centrum zainteresowania, musiał stać się również postacią pierwszoplanową wielu dzieł. Pisarze często modlili się poprzez swe utwory do Stwórcy lub innych postaci zamieszkujących „Królestwo Niebieskie”. Taką właśnie modlitwą jest znana każdemu „Bogurodzica” – jeden z najstarszych zabytków polskiej literatury.
W miarę poznawania utworów różnych poetów przekonujemy się, że z formy przypominającej modlitwę nie rezygnowali i twórcy późniejszych epok, również tych, w których to nie Bóg, a już człowiek stanowił centrum dociekań. Tak też np. Jan Kochanowski, klasyczny przecież humanista, często odwoływał się w swych utworach, zwłaszcza w „Pieśniach”, do Biblii, do wiary w Boga. Potrafił on docenić wartości świata i życia doczesnego, uznając jednocześnie, że jest to dzieło Stwórcy, któremu gorąco za nie dziękował. To Jan z Czarnolasu pytał przecież: „Czego chcesz od nas, Panie, za twe hojne dary?”. O tym, jak wielki szacunek do Boga miał ojciec poezji polskiej, przekonujemy się również czytając np. „Modlitwę o deszcz”, czy też jego twórcze, aczkolwiek wierne tłumaczenie „Psałterza Dawidów” z Biblii.
Również Franciszek Karpiński – przedstawiciel końca oświecenia – modlił się do Boga takimi utworami, jak „Pieśń wieczorna” czy „Pieśń poranna”, które po dziś dzień śpiewane są podczas nabożeństw kościelnych. Każdy bowiem, kto bywa w kościele, dobrze zna słowa: „Wszystkie nasze dzienne sprawy/ przyjm litośnie Boże prawy”, lub „Kiedy ranne wstają zorze,/ Tobie ziemia, Tobie morze, / Tobie śpiewa żywioł wszelki:/ Bądź pochwalon Boże wielki”, choć nie każdy zdaje sobie sprawę, że wyszły one spod tego samego pióra, co Laura i Filon.
Adam Mickiewicz także doceniał znaczenie modlitwy w życiu prostych ludzi; szczególnie sympatyczny jest obrazek z „Powrotu taty”, gdzie dzieci kupca słowami: „Najświętsza Matko […]/ Zmiłuj się, zmiłuj nad tatem!” ratują ojca od niechybnej śmierci z rąk zbójców.
Bezpośrednio do Stwórcy zwraca się w „Hymnie” Słowacki, nawiązując do ustalonego przez Boga porządku dnia; pięknie i niezmiernie poetycko opisując zachód słońca, zwierza się Bogu: „Dla mnie na zachodzie/ Rozlałeś tęczę blasków promienistą;/ Przede mną gasisz w lazurowej wodzie/ Gwiazdę ognistą…/ Choć mi tak niebo Ty złocisz i morze,/ Smutno mi, Boże!”. Podobnie swoją nostalgię w rozmowie z Bogiem wyraża Cyprian Kamil Norwid słowami „Mojej piosnki II”: „Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba/ Podnoszą z ziemi przez uszanowanie/ Dla darów nieba…/ Tęskno mi, Panie…”
W tomiku „Z mojej Biblii” Marii Konopnickiej znajdujemy jakże odmienną od romantycznych egocentrycznych żądań typu: „daj mi rząd dusz” pokorną prośbę: „Na twej mi szacie daj kroplą być rosy!/ […] abym drżąca, przed stopy Twojemi/ łzą ubłaganą była/ dla tej ziemi”.
Inaczej już, bo raczej bez wplatania elementów patriotycznych, modlą się swymi utworami poeci XX w. Wielkie wrażenie wywarł na mnie Julian Tuwim, który modli się: „Za smutek niezrozumianych,/ […]/ Za obrażonych, wyśmianych,/ Za głupich, złych i maluczkich,/ […]/ Za wygwizdanych w teatrze,/ Za nudnych, brzydkich, niezdarnych, […]/ Za wszystkich mieszkańców świata”, oceniając tym samym ogólną kondycję człowieka.
Halina Poświatowska też się modli – o pozbawienie jej zdolności czucia, przeżywania, a więc – cierpienia. Ale jak się modli! – „Boże mój zmiłuj się nade mną/ czemu stworzyłeś mnie na niepodobieństwo/ twardych kamieni” – słowami tymi wyraża cały ból bycia człowiekiem – zazdroszczącym kamieniom tego, że nie odczuwają, nie cierpią.
Dzieło stworzenia nieba i ziemi, roślin i zwierząt, a wreszcie i człowieka, dla wielu pokoleń poetów – nie tylko dla tych wielkich i znanych, ale i dla tych najmłodszych, najbardziej współczesnych, będących niemalże w moim wieku – jest inspiracją i bodźcem do pisania.
Kiedy kilka lat temu przypadkiem znalazłam się na konkursie poetyckim w jednym z liceów w moim mieście, urzekł mnie jeden z odczytanych wierszy – nawiązujący właśnie do pierwszej księgi Starego Testamentu i będący próbą wyjaśnienia istnienia wad ludzkich. Jakiś czas później w miesięczniku „Jestem” po raz drugi zetknęłam się z utworem Małgorzaty Jakubas, która napisała: „A kiedy Bóg wykorzystał już wszystkie materiały przy stwarzaniu świata/ nie pozostało już nic, z czego mógłby stworzyć człowieka”. Dalej początkująca poetka wymieniła rzeczy, z których według jej koncepcji powstał człowiek, a na końcu utworu umieściła znaną, a jednak w tym wypadku zaskakującą pointę: „Stworzył Bóg człowieka na swoje podobieństwo!”. Inna, także nie znana poetka, z której utworami spotkałam się czytając antologię hippisowską – Katarzyna Anna „Dziki” – w wierszu „Stwarzanie” również wyraźnie i bezpośrednio nawiązuje do wydarzeń opisanych w Biblii. Pisząc: „Ponazywajmy się dla zabawy/ ty – adam/ ja – ewa/ […] stwórzmy jakiś grzech/ jakąś miłość/ bo ja tak dłużej nie wytrzymam” nie zachwyca się dziełem bożym, a sama pragnie kreować rzeczywistość i stwarzać. Ale to chyba charakterystyczna cecha współczesnych – jeśli nawiązują do bardzo starych dzieł, to po to, by lepiej, bardziej obrazowo wyrazić uczucia. Tak przecież i Władysław Broniewski w „Spacerze prehistorycznym” we wszystkich strofach opisuje „przedpotopowy ogród”, a dopiero z ostatnich wersów wynika, o co mu naprawdę chodzi – bo oto: „na okrutnej Jabłoni/ […]/ rośnie, rośnie/ groźnie, powoli/ okrutne słowo: kocham”.
Mieczysław Jastrun nawiązuje do tych niemal „sakramentalnych” już słów Boga: „Niech się stanie…” w „Śpiewie z ogrodu”. Poeta zastanawia się, czym są przeszłość i przyszłość, i jak można poznać tę drugą. Dochodzi do wniosku, że „przyszłość jest drugą połową przeszłości” i przyrównuje obie do orzełka i reszki – dwóch stron monety leżącej na dłoni. Wreszcie, mówiąc: „Odwróć tę dłoń siłą. Niech się stanie światło” – cytuje samego Boga, wyrażając wolę odkrycia tego, co leży w cieniu oraz dążenia do prawdy i wiedzy.
Tak samo niemalże utożsamia się ze Stwórcą Julian Przyboś, pisząc-budując „Katedrę w Lozannie”. Temu bowiem poecie „Do wyznania tajnej/ miłości […]/ trzeba było katedry”, toteż kiedy „uniesione […] oczy/ napełniły ją światłem […]/ stała się jej przestrzeń”.
Niezliczona jest również ilość utworów nawiązujących do narodzin Jezusa lub opisujących to zdarzenie, a wśród nich należałoby wymienić: „Pieśń o narodzeniu Pańskim” Franciszka Karpińskiego, „Pastorałki „Tytusa Czyżewskiego, czy „Pasterkę” Jerzego Lieberta. Boże Narodzenie kojarzy nam się przeważnie z radością, nadzieją, miłą atmosferą, toteż trochę szokujące, ale jakże wymowne są słowa z „Pasterki”: „A mały Chrystus w drzwi patrzy i czeka/ By wśród witających zobaczyć człowieka”. Brzmi to prawie tak samo smutno, jak wersy „Schyłku wieku” Wisławy Szymborskiej: „Bóg miał nareszcie uwierzyć w człowieka/ dobrego i silnego/ ale dobry i silny/ to ciągle jeszcze dwóch ludzi”. Bóg czeka na człowieka takiego, jakim chciałby go widzieć, ale ciągle widzi tylko takiego, z którego nie może być dumny.
Nie wszystkie czyny Boga opisane w Biblii zachwycały poetów. Nawet nie to, że zrównał on z ziemią Sodomę i Gomorę, ale np. że zamienił żonę Lota w słup soli za ciekawość – to oburza wrażliwych liryków. Przecież kobieta mogła się obrócić z wielu innych, niż zwykła chęć podpatrzenia, powodów, choćby takich, o jakich mowa jest w dwóch „Żonach Lota”: jednej – Wisławy Szymborskiej, a drugiej – Józefa Łobodowskiego. Mogła obrócić się z żalu, z gniewu, z trwogi, przez nieuwagę, z osamotnienia, mogła obejrzeć się bez własnej woli. Obejrzała się i „zastygła/ w najpiękniejszy pomnik miłości”, umarła piękną śmiercią, bo śmiercią „za cenę ostatniego spojrzenia”. Jej winą było bycie człowiekiem – tak słabą przecież istotą.
Sprawiedliwość Boga podważa również Jan Kasprowicz w „Dies irae”. Nie podoba mu się, że ten, który stworzył człowieka, będzie go sądził. Przecież Bóg uczynił człowieka takiego, jakim go chciał widzieć – na swoje podobieństwo. „Dzień gniewu” jest pełen apokaliptycznych wizji końca świata, okropnych obrazów rozprzestrzeniania się zła; nawiązuje też w oczywisty sposób do Apokalipsy św. Jana.
Jakże inaczej obraz dnia sądnego przedstawił Miłosz w „Piosence o końcu świata”! Według niego będzie to dzień jak każdy inny – spokojny, być może nawet pogodny, zwykły dzień powszedni. Poeta prorokuje, że „innego końca świata nie będzie” i… za to go lubię.
Poeci bardziej jeszcze, niż na wydarzenia, zwracają uwagę na postacie z Biblii. Zawsze czytając poezje natkniemy się gdzieś na różnego rodzaju Kainów, Hiobów, Adamów i Ewy, Jakubów i Aniołów (również tych zbuntowanych).
Nie mniej jednak, a kto wie, może nawet i bardziej jeszcze, popularne są postacie mitologiczne – przeróżni bogowie, bohaterowie, tytani, bóstwa i potwory.
Za jedną z sympatyczniejszych postaci z mitologii greckiej uważam Heraklesa, a jego wizerunek został utrwalony między innymi w tak znanym utworze, jak „Oda do młodości” Adama Mickiewicza, który pisząc o siłaczu: „dzieckiem w kolebce, kto łeb urwał hydrze/ ten młody zdusi centaury/ Piekłu ofiarę wydrze/ do nieba pójdzie po laury” nie tylko w skrócie przedstawia wielkie czyny Heraklesa, ale czyni go prócz tego wzorem dla wszystkich młodych ludzi, symbolem mocy, siły, potęgi drzemiącej w młodości.
Głupio jednak ten dzielny siłacz zakończył swój żywot. Zabiła go zaborcza miłość Dejaniry, a „szata Dejaniry” na trwałe zagościła w języku jako frazeologizm. U Słowackiego, w utworze pt. „Grób Agamemnona”, słowa: „zrzuć do ostatka te płachty ohydne/ tę – Dejaniry palącą koszulę” odnoszą się do sytuacji politycznej ówczesnej Polski.
Poeci zwrócili uwagę również na mitycznego marzyciela – Ikara, który, dawszy się ponieść skrzydłom fantazji, postradał życie. Stanisław Grochowiak, pisząc wiersz „Ikar”, nawiązywał jednak bardziej do obrazu Brueghla, niż do samej mitologii, nie to jednak jest w utworze najważniejsze, a samo postrzeganie estetyki – piękna „w napowietrznych pokojach”, tak urzekającego, że warto dlań zginąć, „wykląć rzeczy ciężkie”.
Kategorii piękna najbliższy był Apollo wraz z zastępem dziewięciu muz. A muzy, jako muzy – wszystkie razem, bez rozgraniczenia na muzę dramatu, historii, pieśni itd., zawsze były dla poetów postaciami, z którymi się liczyli jak z nikim innym. Od nich bowiem można było otrzymać natchnienie. Nie każdy może, tak jak Leopold Staff, pochwalić się: „I kiedym, stary smutku, dom zburzywszy w gruzy/ uczynił z siebie jeno wschodom słońca próg/ rozumie mnie me serce i kochają Muzy”. I nie każdy może, tak jak Achmatowa, na pytanie: „Dantemu strony Piekła, Pani/ Tyś dyktowała?” usłyszeć odpowiedź: „To ja byłam”.
Ale może muzy kochały Staffa przede wszystkim za to, że widział w nich nie tylko źródło natchnienia, ale również – po prostu – kobiety? W utworze „Do Muzy” bowiem pisał: „bez ciebie, boska, lecz dla ciebie żyję./ Więc przybądź i jeżeli chcesz mi co zarzucić/ zarzuć mi ręce na szyję”. Do Apolla natomiast mówił: „W sobie zestrajam sprzeczny ów świat Apollinie,/ Boś chyba po to tylko dał mi lutnię w ręce”.
A jak mocno poeci interesowali się losami wojowników spod Troi lub z samego oblężonego miasta! I o tym przekonujemy się nie tylko czytając „Odprawę posłów greckich”, choć ta wyraźnie nawiązuje do mitu o przyczynach wojny; lecz przede wszystkim poznając utwory, w których mowa jest o cierpliwym tułaczu – Odysie. Homer bowiem nie był jedynym poetą, którego wzruszała podróż byłego żołnierza. Jednym z najpiękniejszych nawiązań do mitu o Odyseuszu jest utwór Leopolda Staffa pt. „Odys”. Staff nie opisuje przygód bohatera, lecz uświadamia wielką prawdę – że życie nie zawsze jest prostą drogą, ale nie należy zniechęcać się potknięciami, bo i tak „każdy z nas jest Odysem, co wraca do swej Itaki”. Mówiąc w ten sposób o Itace poeta mógł myśleć o domu – miejscu, do którego człowiek dąży i do którego w końcu dzięki wytrwałości dociera. Także Tadeusz Nowak w nieco melancholijnym „Psalmie o powrocie” przepowiada, że „wróci Odys, wróci do Itaki”.
Inny bohater mitologii greckiej – Tezeusz – skupił na sobie uwagę pewnego mniej znanego poety. Jan Andrzej Sarwa nawiązuje do mitu o tym herosie w taki sposób, że wzbudza zainteresowanie. Poeta, pisząc: „W labiryncie konfliktów/ szukam swojego Minotaura”, utożsamia się z bohaterem, swoje osobiste rozterki porównuje do problemów Tezeusza. Jednak Tezeusz, dzięki Ariadnie, wyszedł z matni, Sarwa natomiast ze smutkiem pyta: Ariadno,/ Czemu mi dałaś zetlałą nić?” – jego Ariadna zawiodła.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska chętnie pisała o miłości, toteż nic dziwnego, że nie była jej obca postać Afrodyty. Bogini miłości nie urodziła się zwyczajnie – lecz wyszła z morza, z piany. I do tego właśnie wydarzenia poetka nawiązuje utworem „O pianie morskiej”, w
którym zwraca się do starożytnej twórczyni – Safony: „Ty, Safo, ku pomocy
miałaś Afrodytę,/ Spieszącą na wezwanie w łabędzim pojeździe!/ Dziś jej nie
ma. Wygnana, gorzka, gniewna, biała,/ Runęła z wozem w pianę, z której ongiś
wstała”.
Poetka zazdrości Safonie, którą do uprawiania poezji motywowała
sama bogini miłości. Lecz dziś Afrodyty już nie ma, tak jak nie ma
prawdziwego uczucia – najlepszego tematu dla poezji.
Ponieważ ludzie prawie już zapomnieli o Afrodycie, poetka dwudziestolecia
kojarzy z najwznioślejszym ludzkim uczuciem inną boginię – silną Wiktorię:
„Ty jesteś jak paryska Nike z Samotraki,/ o miłości nieuciszona!”.
Zbigniew Herbert natomiast uważa, że „najpiękniejsza jest Nike w momencie/ kiedy się waha”, kiedy chce podejść do młodego żołnierza, który ma zginąć i spontanicznie „pocałować go w czoło/ ale boi się […]/ i w końcu postanawia/ pozostać w pozycji/ której nauczyli ją rzeźbiarze”. Może jej nie wypada okazywać słabości (wszak jest boginią zwycięstwa, więc nie powinno jej być żal przegranych), albo nie powinna wtrącać się w robotę mitycznych Parek.
Mojry nie okazały się łaskawe również dla córki poety czarnoleskiego; ucięły nić jej życia, gdy była jeszcze bardzo krótka. Jan Kochanowski bardzo długo nie mógł otrząsnąć się z bólu po stracie Urszulki, lecz w cyklu „Trenów „nie ciska kalumni na prządki żywota, wyrzuca natomiast gorzko (w „Trenie V”) żonie Hadesa: „O zła Persefono,/ Mogłażeś tak wielu łzam dać upłynąć płono?” W „Trenie X” za to nawiązuje do postaci przewoźnika przez Styks, do motywu Pola Elizejskiego i rzeki Lety, pytając Urszulkę: „Czyliś na szczęśliwe/ Wyspy zaprowadzona? Czy cię przez tęskliwe/ Charon jeziora wiezie i napawa zdrojem/ Niepomnym, że ty nie wiesz nic o płaczu mojem?”
Do toposu wysp szczęśliwych nawiązał również, choć niewątpliwie będąc w innym, niż Kochanowski, nastroju, Konstanty Ildefons Gałczyński, prosząc: „A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź/ Wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj”. Nie wiadomo czy chodziło mu również o Pola Elizejskie, czy też może o mityczną Arkadię, ale to nieistotne – ważne by to był raj.
Poeci chętnie wyobraźnią zapędzali się na wyspy szczęśliwe, niewielu natomiast chyba chciałoby wspiąć się na Olimp. Czyżby nie lubili siedziby Dzeusa? Jeśli tak, to w pełni się z nimi solidaryzuję, bo, jak Iwaszkiewicz, uważam, że „Na Olimpie jęków nie słychać,/ Serca bogów – wyspy bezludne”. Bogowie olimpijscy nie lubili ludzi oraz tych, którzy im pomagali, na co najlepszym dowodem są losy Prometeusza. Ten tytan bowiem był wielkim dobroczyńcą ludzkości i zaszczytem powinien być dla każdego człowieka jego patronat. Tak też Wierzyński wyróżnił wielkiego podróżnika, zdobywcę bieguna południowego w utworze „Pogrzeb Amundsena”, pisząc: „Oto idzie z pogrzebu przez świata stolicę/ W masce lodu zamknięty duch Prometeusza” – czyli duch odkrywcy, duch tego, który poświęcił siebie, by ludzkość mogła zrobić krok do przodu.
Dziś określenie „prometeizm” zostało wyparte przez słowo „altruizm” i funkcjonuje najczęściej już tylko przy okazji omawiania na lekcjach języka polskiego „Dziadów” Adama Mickiewicza. Niemniej jednak kojarzy się ono ze szlachetnym postępowaniem bez względu na cenę.
Mity tebańskie również wykształciły pewną szlachetną jednostkę, której imię także pojawia się w literaturze polskiej różnych epok. Antygonę. Miłosz, w utworze o takim samym „imieniu”, nawiązuje jednak nie tylko do tej postaci, ale również do jej siostry – Ismeny. Ludzkość już potępiła Ismenę i na wieki nadała jej miano konformistki, ale Miłosz stara się wytłumaczyć nam jej bierność, mówiąc: „Można słowami ból w płomień rozżarzyć./ Kto milczy, cierpi nie mniej, może więcej”.
Należy zdawać sobie sprawę z faktu, że pojęcie mitologii nie ogranicza się jedynie do legend pochodzenia śródziemnomorskiego, bo swoje mity posiadały również ludy germańskie, nordyckie, celtyckie i wiele, wiele innych. Z nawiązaniami do tych mitów jednak rzadko można się spotkać – z prostego powodu: są u nas mało znane. A szkoda. Pewnie są równie ciekawe i inspirujące, jak mity greckie i rzymskie. Na razie jednak jedynym moim źródłem wiedzy o niektórych z nich (mitach germańskich) jest, być może rzeczywiście nie dzieło literackie, lecz niezaprzeczalnie piękna, bardzo wartościowa, kunsztowna i zasługująca na uwagę, seria komiksów Rosińskiego i Van Hamma o przygodach wychowanka Wikingów – Thorgala Aegirssona.
Nawiązań do Biblii i mitologii jest naprawdę mnóstwo i myślę, że tematu tego nie da się wyczerpać. To temat-rzeka. Odwołań do tych dzieł przybywa bezustannie, bo ludzie stale piszą. Dziś już nie ma podziału na zwolenników antropocentryzmu i teocentryzmu; każdy zatem poeta nawiązuje równie chętnie do Biblii, co do mitologii – zależnie od okoliczności. To, co łączy owe nawiązania, to ich wyrazistość i łatwość w przyswojeniu, i zrozumieniu także przez bardziej opornych czytelników. Możliwe, że nawet ci, co przechodząc obok przystanku kopną kosz na śmieci, zastanowią się choć przez chwilę, usłyszawszy słowa Jonasza Kofty: „Pamiętajcie o ogrodach,/ przecież stamtąd przyszliście”…
[IJ]