Wiek XIX dla większości Polaków, mieszkających w kraju podzielonym pomiędzy trzech zaborców, był niezwykle ciężki. Liczne powstania i restrykcyjna polityka Rosji, Prus i Austrii przyczyniały się do stopniowego upadku gospodarki, co szczególnie dotkliwie dawało się odczuć na wsi. Dlatego też życie dzieci na wsi w XIX wieku było bez porównania gorsze niż dzisiaj.
Wiejskie dzieci już w wieku czterech lub pięciu lat rozpoczynały pracę w gospodarstwie, przy pasaniu owiec czy pilnowaniu świń. Mało kto mógł sobie pozwolić na posyłanie swojego dziecka do szkoły, ponieważ było to kosztowne, a w gospodarstwie liczyła się każda para rąk. Zresztą szkoła też miała niewiele wspólnego z instytucją, którą dzisiaj rozumiemy pod tym pojęciem. Zwykle była to jedna klasa, w której odbywały się wspólne zajęcia dla dzieci w różnym wieku. O poziomie takiej szkoły niech świadczą słowa, wypowiedziane przez jednego z gospodarzy w „Antku”, zachwalającego miejscowego nauczyciela: „Mój przecie chłopak chodzi do niego dopiero trzeci rok i już zna całe abecadło – z góry na dół i z dołu do góry.” Komentarz do tej wypowiedzi jest chyba zbyteczny. Antek, gdy udało się go wysłać do szkoły, przez trzy miesiące uczył się czterech pierwszych liter alfabetu, a większość czasu spędzał pilnując świń nauczyciela i obierając kartofle w jego kuchni.
Nie istniało też w zasadzie coś takiego, jak opieka medyczna. Jeżeli dziecko nie wyzdrowiało samo, nie mogło w zasadzie liczyć na przyzwoitą kurację. Jankowi zaraz po urodzeniu nie dawano szans na przeżycie, ale jakoś przetrwał najgorszy okres. Później jednak, gdy Stach obił Janka zbyt mocno rózgą, nikt nie mógł mu pomóc i chłopiec zmarł. Gdy zachorowała Rozalka, siostra Antka, wsadzono ją do gorącego pieca, żeby się wypociła. Dziewczynkę oczywiście spalono w ten sposób żywcem. Jednak śmierć dziecka nie robiła we wsi na nikim większego wrażenia – oto co stwierdza narrator w „Antku”: „Alboż to jedno dziecko co rok we wsi umiera, a przecież zawsze ich pełno!”.
Warunki, w jakich mieszkało wiele wiejskich dzieci, były dalekie od zadowalających. Zatęchłe domy, brak urządzeń sanitarnych, pluskwy i szczury – to wszystko było codziennością. Bardzo niewyszukany był wiejski jadłospis. Mięso należało do wyjątkowych rarytasów, zwykle jadano np. zupę na chlebie. Również stroje były siermiężne, a do tego rzadko je zmieniano. Oto co mówi Janowa o Helce z „Dobrej pani”: „trzy dni koszulę ponosi, płacze, pytam się: 'czemu płaczesz?’ 'Koszula brudna!’ – powiada… A myje się to, czesze […]”.
Dzieci, które pragnęły czegoś więcej niż pracować w gospodarstwie, niewielkie miały szanse na realizację swych marzeń. Janko, którego największą pasją była muzyka, uchodził za lenia i nieroba. Jego rozmarzone spojrzenie i częste popadanie w zadumę sprowadzały na niego tylko wymówki i razy ze strony innych ludzi. Podobnie rzecz się miała z Antkiem, który z kolei bez przerwy rzeźbił w drewnie i marzył o budowaniu wiatraków. Uważano go za darmozjada, a ostatecznie zmuszono do odejścia ze wsi, by w mieście poszukał sobie pracy.
Jak widać z powyższego opisu, życie wiejskich dzieci w XIX wieku nie było łatwe. Mimo to nie traciły pogody ducha, potrafiły się bawić, rzadko też faktycznie zdawały sobie sprawę ze swojego ubóstwa. Nie przeszkadzała im zbytnio ciężka praca w polu, a nawet prosty posiłek sprawiał dużą radość. Mimo wszystko jednak nie ulega wątpliwości, że od XIX wieku do naszych czasów dokonał się duży postęp, którzy uczynił życie dzieci na wsi dużo łatwiejszym, wygodniejszym i bezpieczniejszym.
[ML]