Każdy utwór romantyczny w mniejszym lub większym stopniu dotyka tematu cierpienia. Werter cierpi z powodu nieszczęśliwej miłości, bohaterowie Waltera Scotta i Heinego są „męczennikami wolności”, którzy „(…) poświęcili służbie ludzkości swoje siły i swój talent”. Wymieniając dalej, można właściwie powiedzieć, że cała literatura romantyczna wypełniona jest obrazami cierpienia jednostek i narodów.
„Dziadów cz. III”, największy polski dramat romantyczny, z pozoru tylko dotyka tematu powstania listopadowego. Czytając ten utwór można odnieść wrażenie, że w scenie końcowej zobaczymy młodzież z warszawskiego salonu z bronią w ręku atakującą Belweder, a Konrada wspólnie z przyjaciółmi-więźniami, być może już na zesłaniu usiłującego spiskować przeciwko caratowi.
Tymczasem wszystkie opisane wydarzenia odbywają się na kilka lat przed wybuchem powstania, w okresie gorączkowych działań carskiej tajnej policji, zmierzających do wykrycia i przykładnego ukarania młodych ludzi zaangażowanych w działalność spiskową przeciw zaborcy. Wymęczeni fizycznie i psychicznie śledztwem studenci, zbierają się w szczupłym gronie w więziennej celi – chude, wymizerowane twarze, które straciły dawny blask, stare, poprzecierane mundury studenckie. Większość z tych ludzi utraciła już wiarę w zwycięstwo, zapał, a nawet nadzieję:
„Wiesz księże: dalibógże, drwię ja z twojej wiary
(…) choćbym był gorszy niż Turki, Tatary (…)
Jeszcze tak prędko bożej nie lękam się kary;
Wasilewski zabity, my tu – a są cary”.
Jankowski posuwa się więc aż do bluźnierstwa, tymczasem skatowany śledztwem młody Rollison usiłuje popełnić samobójstwo. Inni, którym zostało jeszcze choć trochę wesołości w duszy, starają się oderwać od koszmarnej rzeczywistości. Lecz rozmowa nieubłaganie schodzi na temat aresztowań, śledztw, niepewnego losu więźniów. Zresztą nowiny przyniesione z miasta przez Jana:
„Widziałem ich (…)
Małe chłopcy, znędzniałe, wszyscy jak rekruci,
Z golonymi głowami; na nogach okuci!”
– jeszcze bardziej przygnębiają zebranych.
Czytając scenę więzienną, przywołujemy przed oczy obrazy martyrologii narodu polskiego. Widzimy jadące na Sybir kibitki z na wpół zamarzniętymi i pozakuwanymi w łańcuchy więźniami, dostrzegamy cel ich podróży – kamieniołomy syberyjskie, bezkresy Jakucji, Sachalin, Kamczatkę. Obraz cierpiącej młodzieży jest aktualny również w wieku XX – dziś odkłamana i znana wszystkim jest kaźń więźniów sowieckich łagrów, wiemy także, że niemal każdy podkład wielu syberyjskich tras kolejowych kryje pod sobą ofiarę reżimu stalinowskiego. Gdy czytamy słowa Frejenda: „Kalendarza nie mamy, listów nikt nie pisze”, przychodzą nam na myśl zbutwiałe i rozsypujące się strzępy niewysłanych nigdy listów do najbliższych, które znaleziono w grobach pomordowanych oficerów w Katyniu.
Przejmująca w wymowie scena więzienna przedstawia całkowicie niezasłużoną kaźń młodych Polaków, barbarzyńskie i wyrachowane działania oficerów carskich, zmierzające do wynarodowienia lub wręcz zniszczenia młodzieży. Lecz w obliczu niechybnej zagłady, przezwyciężając zwątpienie i strach, tak jak Janczewski, Polacy dawali świadectwo wierze w uzyskanie upragnionej wolności. Melchior Wańkowicz opisuje przejmującą scenę, gdy to oblężeni ze wszystkich stron na swym stanowisku żołnierze polscy spod Monte Cassino, ginęli dziesiątkowani salwami karabinów maszynowych z pieśnią na ustach: „Jeszcze Polska nie zginęła!”
Tragiczne wydarzenia na Litwie relacjonowane są przez uczestników zabawy w salonie. Wyborowe towarzystwo – eleganckie i kokieteryjne damy, wykwintni oficerowie rosyjscy, literaci – spycha na bok grupkę młodych ludzi rozprawiającą żywo o sytuacji panującej na Wileńszczyźnie. Cóż z tego, że damy mówią po francusku, a literaci popisują się szumnymi oracjami? Nie ma w nich ani współczucia, ani podziwu dla ofiar caratu, widać tylko bezduszność i nihilizm. Snuta przez Adolfa opowieść o tragicznych losach Cichowskiego nie znajduje znaczenia w oczach niewypierzonego poety, który widzi w niej tylko tanią sensację, a i sam temat nie odpowiada wyznawanym przez niego przestarzałym, sentymentalnym konwencjom. W sytuacji, gdy giną i cierpią niewinni ludzie, grupa pseudo-Polaków, carskich sprzedawczyków, prowadzi banalną dyskusję o modzie i balach. Nawet rdzenni Rosjanie – Bestużew i oficer zdumieni są bezczelnością Nowosilcowa i jego sług:
„Nie dziw, że nas tu przeklinają,
Wszak to już mija wiek,
Jak z Moskwy w Polskę nasyłają
samych łajdaków stek”.
Najbardziej uderzający przykład poniżania Polaków, to ich przymusowe wcielanie w szeregi armii rosyjskiej. Ukazany w wierszu pt. „Przegląd wojska” stratowany przez konie żołnierz, był „młodym chłopcem, rekrutem, Litwinem, (…) ze szkół gwałtem w rekruty oddanym”.
Bezimienna to ofiara carskiego terroru, tym bardziej tragiczna, że zupełnie bezsensowna, jedna spośród tysięcy:
„Któreś ty w minach podziemnych osadził,
Wrzucił pod konie, myśląc, żeś je zgładził”.
Niedola narodu polskiego pogłębia się w konfrontacji z resztą obojętnej Europy, fałszywym Gallem – Francuzem obmywającym, tak jak Piłat, ręce:
„Biedny narodzie! Żal mi twojej dali,
Jeden znasz tylko heroizm – niewoli”
– tak wyraża się autor o bohaterskiej postawie Polaków, broniących za wszelką cenę polskości.
Widziana w Salonie Warszawskim Polska oficjalna i salonowa, układna, gotowa do usług, nie reprezentuje całego narodu:
„Nasz naród jak lawa,
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi”.
Polska prawdziwa, to Polska prześladowanych, bitych, więzionych i zsyłanych, o których mówi Piotr Wysocki. To właśnie on rzuci za kilka lat hasło powstania, po raz kolejny udowadniając światu, że ojczyzna „nie zginęła i nie zginie”.
[PG]