Opowiadania Tadeusza Borowskiego to wstrząsający obraz wpływu życia obozowego na psychikę i zachowanie człowieka. Ukazany jest w nich proces odczłowieczania ludzi, pozbawiania ich szacunku i respektu dla wartości moralnych, które funkcjonują w warunkach normalnej egzystencji. Dlatego lekturę owej obozowej rzeczywistości możemy nazwać wyprawą do kresu pewnej moralności, czyli do granicy, gdzie kończy się humanitarny wymiar życia ludzkiego.
Borowski przedstawia nam obóz jako wysoko zorganizowaną instytucję, w której panują ściśle określone zasady i prawa. Nie jest łatwo znaleźć sobie uprzywilejowane miejsce w istniejącej tu hierarchii więźniów. Trzeba do tego nie tylko sprytu, siły fizycznej i zdolności kombinatorskich, ale wręcz egoizmu, obojętności i brutalności. Każdy, kto chce przeżyć, musi walczyć. I nie jest to walka jedynie z hitlerowcami czy kapo, sprawującymi władzę nad więźniem, lecz także pozbawiona skrupułów, zajadła i nieustająca bitwa między współtowarzyszami niewoli o stanięcie w pierwszym szeregu do szansy przetrwania. Walka owa wyklucza solidarność, litość, współczucie i pomoc drugiemu człowiekowi. Bo cóż znaczą te wartości np. w obliczu obozowego głodu, który ogarnia całego człowieka. Nie tylko jego ciało, lecz także sposób myślenia. Prowokuje kradzież, kombinatorstwo.
„Największy głód jest wtedy, gdy człowiek patrzy na drugiego, jak na obiekt do zjedzenia” – mówi jeden z bohaterów opowiadań, dając wyraz skrajnemu upadkowi człowieczeństwa.
W opowiadaniu pt. „Na Harmenzach” Borowski przytacza nam obraz bestialskiego pobicia przez Iwana Żyda, który odważył się zjeść Tadkowi kaszę. Obserwujemy taż zachowanie kapo bijącego tych, którzy wylizują miski po zupie. Są to postawy potwierdzające jedną z ważniejszych tez dotyczących życia w obozie: „Kto ma żarcie w obozie, ten ma siłę”.
Szczególnie silny wpływ zdarzeń obozowych na psychikę i sposób postrzegania rzeczywistości przez więźniów przynosi nam opowiadanie pt. „Proszę państwa do gazu”. Śledzimy zachowania bohaterów, którzy zgłosili się do pracy przy rozładowaniu nowych transportów. Muszą wyprowadzać z wagonów śmiertelnie przerażonych ludzi, odbierać im bagaże, rozdzielać od bliskich, segregować, popychać, ustawiać. Słyszą wokół siebie krzyk i płacz dzieci, widzą wystraszone, pytające oczy. Jak reagują? Początkowo są cierpliwi. Odpowiadają na pytanie. „Co z nami będzie?”. Mówią, że pójdą do łaźni, potem do pracy. Stosują się w ten sposób do świętej zasady panującej w obozie, która jest jednocześnie jedyną formą litości. Głosi ona, że ludziom, którzy idą do gazu, nie mówi się tego. Potem jednak nerwowa atmosfera narasta i udziela się obydwu stronom. Martwe, uduszone noworodki, które trzeba wynosić z wagonów; dziewczynka bez nogi wrzucona na auto między trupy, aby spaliła się żywcem wraz z nimi… To zbyt wiele, zwłaszcza dla psychiki nowicjusza, jakim jest tu Tadeusz. – „Nie można już nad sobą panować. Wyrywa się ludziom brutalnie walizki z rąk, szarpiąc ściąga się palta. Idźcie, idźcie, przemińcie. Idą, przemijają”.
Wstrząsająca jest postawa młodej kobiety, która ucieka przed swoim dzieckiem, bo wie, że z nim zostanie skazana na śmierć. Jakże wiele jest w tym geście determinacji podyktowanej zwodniczą nadzieją. Borowski napisze o tym: „To nadzieja rwie więzy rodzin, każe matkom wyrzekać się dzieci, żonom sprzedawać się za chleb, mężom zabijać ludzi. To nadzieja każe im walczyć o każdy dzień życia, bo może właśnie ten dzień przyniesie wyzwolenie”.
My nie oceniamy tej kobiety, bo nie mamy po temu żadnego prawa. Nie wiemy jak zachowalibyśmy się w podobnie ekstremalnych okolicznościach, kiedy ludzie nie czuli nic prócz strachu pomieszanego z instynktem życia. Wisława Szymborska mówi słusznie:
„Tyle znamy siebie
ile nas sprawdzono”
Jednak wtedy, w obozie, odbył się sąd nad ową nieszczęsną matką. Dokonał go Rosjanin pracujący przy transporcie. Zrobił to z własnej woli, bez polecenia Niemca czy kapo. Potraktował ją bardzo brutalnie; przeznaczył śmierci. Skąd tak nagłe oburzenie i nagana tego właśnie czynu u człowieka biorącego udział w machinie zbrodni i godzącego się na wiele innych okrucieństw? Jak widzimy, jego system wartości jest zachwiany, porażony. Z tego faktu zdaje sobie sprawę Tadeusz, co ujawnia w rozmowie ze swoim przyjacielem po pracy przy transporcie: – „Słuchaj Henri, czy my jesteśmy ludzie dobrzy?/ – Czego się głupio pytasz?/ – Widzisz przyjacielu, wzbiera we mnie zupełnie niezrozumiała złość na tych ludzi, że przez nich muszę tu być. Nie współczuję im wcale, że idą do gazu”.
Stoi więc przed nami człowiek o okaleczonej moralności. Niezdolny do przeżywania uczuć. Obojętny. Również obojętność okazują ludzie z opowiadania pt. „U nas w Auschwitz”. Nagie kobiety czekające na zagazowanie, wzywające pomocy, wyciągające ręce do więźniów, zdają się nie robić na nich żadnego wrażenia. Nikt z nich nie wyciągnie ręki.
„Bo żywi mają zawsze rację przeciw umarłym…”
Kolejnym przykładem skrzywienia psychiki w konsekwencji życia w obozie jest rozmowa Tadeusza z kolegą pracującym w krematorium przy paleniu Żydów.
„Wykombinowali my nowy sposób palenia w kominie. A wiesz jaki?/ – Byłem bardzo uprzejmie ciekaw.”
Jakże ciężko zrozumieć, przyjąć za normalny ów żart, ironię z tak poważnej sprawy. Ale kolega wyjaśnia dalej: „My musimy bawić się, jak umiemy. Jak by szło inaczej wytrzymać?”
Jak więc widzimy, owa granica wytrzymałości jest w obozie wciąż przekraczana. Ludzie zapominają, kim są. Liczy się tylko pragnienie przeżycia. Za wszelką cenę. Gubią po drodze honor, cywilizowane odruchy, altruizm. Sprzeniewierzają się wartościom moralnym i sobie samym, pozwalają uchybiać swemu człowieczeństwu. Bowiem bycie i pozostanie pełnowartościowym człowiekiem w obozie wyklucza możliwość realizacji najwyższej woli – PRZETRWANIA.
[MP]