- Wiersz z gatunku liryki opisowo-refleksyjnej.
- Datowany jest na 1946 rok.
- Składa się 8 zwrotek po 4 wersy każda.
- Tematem wiersza jest obraz zrujnowanej wojną stolicy, oglądany podczas spaceru z żoną.
- Podmiot liryczny to prawdopodobnie sam poeta, który wiersz zadedykował żonie, ona jest więc adresatka refleksji.
- Tytuł wskazuje na sytuację liryczną przedstawianą w utworze.
- Ten spacer (przechadzka) jest próbą powrotu do normalności po okropieństwach wojny.
- Staff w czasie okupacji mieszkał w Warszawie i widział osobiście ogrom jej zniszczeń.
- Utwór to kila obrazów poetyckich tworzących pewien cykl (szereg), można wskazać: łzy żony opłakującej zburzone miasto, puste przystanki, nędznie wyglądając ludzie, zamknięte sklepy, okaleczeni młodzi ludzie.
- Jet ich wiele, mają wpływ na dynamikę całego utworu, stanowią odbicie wielu uczuć, smutku, troski, czułości ale też optymizmu i nadziei na odrodzone, życie, znów szczęśliwe i radosne.
- Wiersz napisany jest prostym językiem, zbliżonym do mowy potocznej,.
- Poeta użył epitetów (np. własnych schodach”, „Chude, blade obwarzanki”).
Będziemy znowu mieszkać w swoim domu,
Będziemy stąpać po swych własnych schodach.
Nikt o tym jeszcze nie mówi nikomu,
Lecz wiatr już o tym szepcze po ogrodach.
Nie patrz na smutnych tych ruin zwaliska.
Nie płacz. Co prawda, łzy to rzecz niewieścia.
Widzisz: żyjemy, choć śmierć byka bliska.
Wyjdźmy z tych pustych ulic na przedmieścia.
Mińmy bezludne tramwajów przystanki…
Nędzna kobieta u bramy wyłomu
Sprzedaje chude, blade obwarzanki…
Będziemy znowu mieszkać w swoim domu.
Wystawy puste i zamknięte sklepy.
Życie się skryło chyba w antypodach.
Z pudłem grzebyków stoi biedak ślepy…
Będziemy stąpać po swych własnych schodach.
Ty drżysz, od chłodu. Więc otul się szalem.
Bez nóg, bez ramion, w brunatnej opończy
Młodzi kalecy siedzą przed szpitalem.
Widzisz: już pole. Tu miasto się kończy.
Zwalone leżą dokoła parkany,
Dziecko się bawi gruzem na chodniku,
Kobieta pierze w podwórku łachmany
I kogut zapiał krzykliwie w kurniku.
Kot się pod murem przeciąga leniwo,
Na rogu człowiek rozmawia z człowiekiem…
Znowu w sklepiku zjawi się pieczywo
I znów zabrzęczą rano bańki z mlekiem.
Przejdą dni ciężkie klęski i rozgromu
I zapomnimy o ranach i szkodach…
Będziemy znowu mieszkać w swoim domu,
Będziemy stąpać po swych własnych schodach.