Postawa katastroficzna Krzysztofa Kamila Baczyńskiego jako wyraz dramatycznych losów jego pokolenia

Pokolenie Kolumbów. Tak określa się dziś naszych rówieśników z czasów wojny. Byli młodzi, niewinni, pełni wiary i chęci życia. Pragnęli czerpać, zdobywać i zmieniać świat, bo takie jest prawo młodości. Wierzyli w wartości, w szczęście, w drugiego człowieka. Jakże ciężka i okrutna okazała się konfrontacja ich ideałów i planów z rzeczywistością. Wojna przekreśliła wszystko; przekreśliła ich samych.
Dziś pytam: „dlaczego?” Dlaczego nie mogli, tak jak wiele innych pokoleń, dorosnąć w spokoju, w mozole zwyczajnych życiowych sukcesów i porażek? Dlaczego nie dane im było uczyć się życia po trosze; wiedzieć, że zło równoważy się w nim z dobrem? Dlaczego musieli dorosnąć tak szybko?
Los zgotował im rzeczywistość, w której umierały wartości i ideały, a na ich miejscu wyrastała groza, zniszczenie i śmierć. Nie byli zwykłymi ludźmi z codziennymi problemami, bo nie dano im takiego prawa. Historia wyznaczyła im inną rolę – ofiary.
Wśród tych właśnie ofiar, zamkniętych w potrzasku wojny, znalazł się również Krzysztof Kamil Baczyński – poeta i żołnierz. Jego poezja jest żywym obrazem uczuć młodego pokolenia porażonego ogromem nieszczęścia, bólu i cierpienia. Nie sposób przejść obojętnie obok tych wierszy, na wskroś przesiąkniętych tragizmem, beznadziejnością istnienia i śmiercią.
„Oto jest chwila bez imienia
wypalona w czasie, jak w hymnie”.
„Oto czasy już zapomniane” – mówi o latach wojny Baczyński. Dla niego współczesna historia jest wyrokiem, gdyż narzuca rzeczywistość nie do przyjęcia. Jakże bowiem żyć w ciągłym strachu, upodleniu, niepewności jutra; potykając się wciąż o groby poległych braci?
Ile jest w stanie wytrzymać człowiek?
„Po nocach śni się brat, który zginął
któremu oczy żywcem wykłuto
któremu kości kijem złamano”
„usta ściśnięte mamy, twarz wilczą
czuwając w dzień, słuchając w noc…”
Owa Historia niszczy człowieczeństwo, niszczy wartości duchowe. Czytamy w „Pokoleniu”:
„Nas nauczono. Nie ma litości”.
„Nas nauczono. Nie ma sumienia”.
„Nas nauczono. Nie ma miłości”.
I cóż mają zrobić słabi ludzie, ograbieni z tych świętych dla nich wartości, „aby nie umrzeć, rojąc to wszystko”? Powinni zobojętnieć, zamienić serca w głazy. To jedyna rada.
Ale oni chcieli przecież kochać, chcieli być ludźmi i chcieli żyć!
Wiersz „Rodzicom” mówi nam o tym, jak bardzo matka Krzysztofa pragnęła, by jej syn był poetą, by „wyśpiewał” świat w pięknych barwach. Lecz on jej odpowiada, że nie potrafi. Nie podoła, bo umarł dla niego świat i wyblakły wszystkie kolory. Nawet przed Basią nie jest w stanie roztoczyć pogodnych widoków i pejzaży, bo zbyt bolesne są wspomnienia przeszłości. W wierszu pt. „Niebo złote ci otworzę” pada warunek powrotu do normalnego stanu jego psychiki i wrażliwości:
„Jeno odmień czas kaleki
zakryj groby płaszczem rzeki
zetrzyj z włosów pył bitewny”
Również w „Pragnieniach” pożali nam się:
„nie umiem stworzyć nieba
miłością w oczach”
Stoi więc przed nami człowiek o okaleczonej duszy. Niezdolny do miłości, do ludzkiego przeżywania uczuć. Choć pisze, że:
„przecież trzeba znów pokochać”
„…trzeba czas przemienić”,
odpowiedź jest wciąż tak samo smutna i beznadziejna:
„I pośród nich jakże ja stanę
z garścią, co tylko strzelać umie
z wiarą, co śmiercią przeorana
z sercem, co nic już nie rozumie?”
Upadek Baczyńskiego zdaje się być śmiertelny. Jego istnienie uległo katastrofie, po której nic już nie zdoła przywrócić go normalnemu życiu. Raz na zawsze zaciążyło nad nim widmo wojny. Jego dusza wypaliła się, a w sercu zagościła pustka i bezczucie. Nie ma już nadziei, nie ma wizji przyszłości. Nie ma też ucieczki, bo czyż można uchylić się przed przeznaczeniem? Krzysztof nie bierze zresztą takiej możliwości pod uwagę, gdyż ostatecznym kryterium jego postępowania w zaistniałej sytuacji jest patriotyczny obowiązek. Przeświadczony jest jednak, że nie da się go oprzeć na argumentach życia i trwania, że prowadzi on nieuchronnie ku śmierci.
Jakże wiele tej śmierci w utworach Baczyńskiego. To ona zaprząta wszystkie myśli, sny i wizje poety. Zdaje się być dla niego naturalnym i jedynym możliwym następstwem obecnej rzeczywistości. Krzysztof wróży ją sobie i swemu pokoleniu:
„Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością”.
Pyta też o sens i wartość takiego odejścia, zastanawia się czy przyszłe pokolenia docenią cierpienie i walkę jemu współczesnych. Wyrażają to słowa „Pokolenia”:
„czy my karty iliady
rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie,
czy nam postawią, z litości chociaż
nad grobem krzyż”
Litość. Oto, co może kierować potomnymi w ocenie czynów i losów ich ojców. A może i jej zabraknie? Czy pozostanie chociaż pamięć? Przecież Baczyński mówi: „Oto czasy już zapomniane”…
Doprawdy, trudno ogarnąć bezmiar goryczy i żalu, który zalewa serce tego młodego poety i dyktuje mu owe gorzkie słowa. Ale jego postawa jest dla nas zrozumiała. Cóż innego bowiem może czuć ten, który został tak brutalnie oszukany, poniżony i wykorzystany przez los? Krzysztof był jak młoda roślina, której nagle odcięto dopływ światła. Musiał zwiędnąć… Opłakiwał w swych wierszach własną młodość, bo wiedział, że stracił ją bezpowrotnie. Mówił o niej „czas wielkiej rzeźby”. Ten właśnie czas przyszło mu „przespać z głową na karabinie”.
Głos poezji Krzysztofa to głos całej generacji młodych Kolumbów. Głos skargi, żalu i goryczy. To również świadectwo katastroficznej sytuacji pokolenia, dla którego tragedią była śmierć, ale równie tragiczne byłoby życie po wojnie, bez możliwości otrząśnięcia się z jej koszmaru.
Postawmy im krzyż. Nie z litości, lecz z szacunku, współczucia i w hołdzie za tak godne spełnienie ofiary. Nie pozwólmy, by przemieniła się w rzeczywistość gorzka wizja naszego rówieśnika z lat wojny:
„I tak staniemy na wozach, czołgach,
Na samolotach, na rumowisku,
Gdzie po nas wąż się ciszy przeczołga,
Gdzie zimny potop omyje nas,
Nie wiedząc: stoi czy płynie czas”
Choć tyle ofiarujmy im z pozycji zwycięzców, a więc tych, którzy mają szansę żyć i dorastać normalnie.


[MP]