Psia wdzięczność
Idę przez park zatopiona we własnych myślach, podziwiam kolory jesieni. Nagle podbiega do mnie piesek. Spoglądam na niego i rozglądam się wokół. Maluch – na pyszczku ma zadrapania i rany. Jest cały w zasadzie pokaleczony i poraniony, sierść ma posklejaną i brudną, do której przylepiły się rzepy. Wszyscy ludzie brzydzą się go, chłopcy rzucają w niego kamieniami, tylko ja przejmuję się jego losem. A on wygląda bezradnie i smutno. Chyba nikt nie rozumie jego żywota, tylko ja.
Biegnę do sklepu. Kupuję smycz i jakieś jedzenie. Wracam do parku, pies ciągle tam jest. Dopiero teraz zauważyłam, że kuleje na jedną łapkę. Jaki biedak – myślę. Podchodzę do niego bliżej, kuli się nieznacznie, ale nie ucieka, widać zależy mu na ludzkiej przyjaźni. Wyciągam powoli rękę w jego kierunku. Oboje w zasadzie czujemy się niepewnie. Daję mu jeść, jest bardzo głodny, ale je powoli i z gracją.
Delikatnie zakładam mu smycz i prowadzę do domu. Wszyscy ludzie się na mnie patrzą, śmieją się, wiem co myślą, nie muszę zgadywać. Płaczę. Pies jakby rozumie co robię, zatrzymuje się i tuli do moich nóg. Chyba mnie pociesza- myślę, zależy mu na mnie…
Dochodzę do domu, opowiadam o całym zdarzeniu rodzicom, oni też są poruszeni całą tą sprawą. Pozwalają mi zatrzymać psa, który okazuje się suczką. Już wiem jak ją nazwę – Sara – to chyba odpowiednie imię. Opatrzyłam Sarze rany, wyjęłam wszystkie rzepy, rozczesałam futro, a na koniec ją umyłam. Później opatrzyłam łapkę, choć okazało się, że to nic poważnego (to tylko mały kolec.) Wyjęłam go, a ranę zdezynfekowałam.
Sara jest bardzo grzeczna, wydaje mi się, że rozumie wszystko co do niej mówię. Idę spać. Sara kładzie się ze mną do mojego łóżka. Głaszczę ją, a ona liże moją ręką. Zasypiamy spokojnie obie.
Następnego dnia idę do szkoły, Sara zostaje w domu, opowiadałam o zdarzeniu koleżankom, ale ich reakcja mnie zaskakuje i szokuje – one się ze mnie śmieją. Nic nie rozumieją. Mówią, że w życiu nie przygarnęłyby takiego brudnego kundla, chyba że byłby to jakiś rasowy pies Jest mi przykro, z trudem powstrzymuję łzy. Mija kilka dni – pewnego dnia po skończonych zajęciach wracam z koleżankami do domu. Jest ciepłe wrześniowe popołudnie, więc leniwie „ciągniemy nogi”. Mieszkam niby niedaleko, ale to jednak jakieś 15 minut drogi.
W pobliżu domu słyszę znajome szczekanie, zza rogu wybiega Sara. Koleżanki się śmieją i z pogardą patrzą na moją małą przyjaciółkę. Sara pociąga mnie delikatnie za nogawkę spodni, widocznie chce mnie gdzieś zaprowadzić. Żegnam się z koleżankami, idę za nią. Ona prowadzi mnie do domu. Na schodach czeka mama, mówiąc że ma dla mnie niespodziankę, podkreśla też, że Sara poszła mnie szukać, by mi ją pokazać.
Wchodzę do mojego pokoju, w koszyczku Sary porusza się coś kolorowego, przyglądam się i zaczynam piszczeć … chyba z radości i zdziwienia. To dwa maleńkie szczeniaczki. Nie mogę w to uwierzyć, nie rozumiem jak mogłam nie zauważyć, że jest w ciąży… Pieski są dwa: biały i czarny. Obie to suczki. Postanowiłam je nazwać Nessi i Tessi.
Minęły 3 tygodnie. Sara okazała się bardzo mądra. Codziennie wychodziła po mnie, kiedy wracałam ze szkoły, a potem dumna prowadziła mnie do swoich dzieci i skakała jak szalona. Ot, po prostu dumna mama. .
Jest kolejny poniedziałek – razem z Sarą wracamy do domu. Na odcinku 10 metrów nie ma chodnika, więc idziemy ulicą. Nagle prosto we mnie jedzie szalony motocyklista. Koleżanki są kilkanaście metrów za mną, widzą więc całe zdarzenie. Motocykl jest coraz bliżej, nie mam szansy uciec, gdy nagle Sara łapie mnie za nogę, nie jak dotąd za nogawkę spodni. Zdziwiona i przestraszona odskakuję w bok – do rowu. Upadam i dalej nic nie pamiętam. Po chwili podnoszę głowę, patrzę zdziwiona, bo dziewczyny krzycz i płaczą. Są bardzo poruszone. Nic nie rozumiem, rozglądam się, szukam Sary. Gdzie ona jest? Patrzę w bok, jest – niestety nie rusza się. Dotykam i zaczynam rozumieć – nie żyje. Płaczę, bo nie mogę powstrzymać łez. Głaszczę ciało Sary, to przecież ona mnie uratowała.
Minęły dwa tygodnie od tragedii, dzieci Sary są cudowne tak samo jak ich mama. Brakuje mi jej, przecież dzięki niej żyję. Kocham jej dzieci bardzo, ale nigdy nie zapomnę o Sarze, ona na zawsze zostanie moim najwierniejszym psim przyjacielem.
[J.C. ]