Proszę państwa!
Jedna z maksym prawa rzymskiego mówi: Prius quam exandias, ne iudices (Nie sądź zanim wysłuchasz). I tak jest w tym przypadku. Nie oskarżajmy na podstawie suchych faktów! Spróbujmy dogłębnie zbadać przyczyny przestępstwa, znaleźć jego źródła, a wreszcie poznać prawdziwe intencje mordercy. A jest nim młody, dwudziestotrzyletni Rodion Romanowicz Raskolnikow. Ten były student prawa złamał jedno z przykazań Dekalogu: zabił! Andrzej Walicki w książce pt. „W kręgu konserwatywnej utopii” napisał: „Klęska Raskolnikowa miała być swego rodzaju «dowodem nie wprost»: jego «eksperyment» wykazał, że człowiek nie jest Bogiem, że nie wszystko mu wolno, że normy etyczne są nieprzekraczalne”. I z tym się zgadzam! Ale myślę również, że i Raskolnikow to zrozumiał. Zacznijmy może od głównego motywu zbrodni.
Jest nim niewątpliwie nędza i bezradność głównego bohatera „Zbrodni i kary” Fiodora Dostojewskiego. Oskarżony chodził w łachmanach, często też był głodny. Matka wraz z córką wkładały wiele wysiłku i pracy, aby on – Raskolnikow – mógł się uczyć. Jego siostra, Dunia, postanowiła nawet wyjść za Piotra Łużyna – bogatego radcę dworu. Chciała tym samym wydobyć rodzinę z nędzy. Nie kochała swojego przyszłego męża, ale własne dobro, uczucia uważała za coś drugorzędnego. Rodzina była dla niej czymś najważniejszym. I taki był również Radion Raskolnikow. Nie dopuszczał on do myśli, aby jego ukochana siostra mogła poświęcić się dla niego, a tym samym poślubić człowieka, którego tak naprawdę nie kochała. Nie! Rodion musiał znaleźć wyjście z sytuacji. I tym wyjściem było morderstwo starej, skąpej lichwiarki, „wszy społecznej”, jak ją nazywał. Oczywiście postąpił źle, a nawet karygodnie. Myślał, iż zabójstwo drugiego człowieka pomoże mu na zawsze zerwać z biedą, zapobiegnie małżeństwu Duni z Łużynem. Wreszcie był przekonany, że czyni dobro. Uważał się bowiem za jednostkę niezwykłą, osobę, która jest uprawniona do czynienia zbrodni w imię większego interesu, dobra ogółu. Sądził, iż zabójstwo jednej staruszki, lichwiarki wypijającej ostatnią krew z biednych zagubionych i bezradnych ludzi, będzie wybawieniem i dla niego, i dla większości. I w tym momencie moglibyście mi, Szanowni Państwo, zarzucić, iż życie nawet najgorszego człowieka jest równe życiu tego najlepszego. Nikt nie może stawiać się ponad innymi i móc czynić zło – nawet w imię dobra. Tak, ale proszę sobie wyobrazić, że ktoś z Państwa żyłby w latach siedemdziesiątych XIX wieku w Petersburgu. Carska stolica jest pełna piwiarni, restauracji, hoteli ale i beznadziejnych pijaków, gwałcicieli, nieletnich prostytutek, lichwiarzy. Gruźlica, choroby weneryczne, mordercy i szaleńcy są codziennością tego miasta. I w tej rzeczywistości żyje ktoś z Państwa. Ma Pan lub Pani troje małych dzieci, dla których zrobilibyście wszystko. No właśnie! A więc przypuśćmy, że jedno z dzieci by zachorowało i potrzebne byłyby pieniądze na leki, które uratowałyby tę małą istotkę. Czy nie bylibyście zdolni do najwyższych poświęceń? Załóżmy, że inne formy zarobku nie wchodziłyby w rachubę. Nie ma instytucji charytatywnych, nie ma pracy, rodziny, która mogłaby pomóc. Sytuacja jest katastrofalna. Trzeba kogoś okraść, albo i zamordować. W takiej też sytuacji znajdował się Rodion. Wszechogarniająca go nędza, głód, długi, a teraz nagła i niespodziewana wiadomość o zamążpójściu siostry zmusiły go do działania, którego dodatkowym motorem, nutką optymizmu była możliwość pomocy bliźniemu: rodzinie Marmieładowa i innym równie biednym ludziom. Cóż znaczy śmierć złej i starej lichwiarki? Z taką też filozofią zbrodni Raskolnikow zabił Alonę Iwanowną, a przypadkiem także jej siostrę Lizawietę. To rozum był sprawcą tego czynu. Raskolnikow był człowiekiem o złożonej konstrukcji psychicznej, który bezgranicznie wierzył rozumowi, lecz zapomniał o sercu, uczuciach, stłumił w sobie miłość do ludzi. Nie był do końca świadomy tego, co robi i jest to niewątpliwie jedno z usprawiedliwień, okoliczności łagodzących. Przede wszystkim Rodion nie jest w żadnym stopniu jednostką zdemoralizowaną czy zdegradowaną społecznie. To nie zwykły morderca, który traktuje popełnianie zabójstw jako sposób na zdobycie pieniędzy – słowem nie zajmuje się niczym innym, a morderstwo na bliźnim jest jego normalną czynnością. Nie! Raskolnikow, pomimo tego, iż po zbrodni odwraca się całkowicie od świata ludzkiego, tzn. Razumichina, matki i siostry – od tych najbliższych, to zarówno przed, jak i po zbrodni jest to bardzo wrażliwy na ludzką krzywdę człowiek. Bezinteresownie pomaga dziewczynie nagabywanej na ulicy, wysłuchuje zwierzeń pijaka Marmieładowa, pomaga mu finansowo. Oddaje wszystkie pieniądze, jakie otrzymał od matki Katarzynie Iwanownej, aby ta mogła zapłacić za pogrzeb męża. Udziela wsparcia również koledze – gruźlikowi, a po jego śmierci otacza opieką starszego i schorowanego ojca studenta. Ratuje także dwoje dzieci w trakcie pożaru. Ma też jakieś poczucie wartości, potrafi dostrzec potrzeby bliźniego. Raskolnikow odczuwa jednak ból istnienia w świecie pełnym brzydoty i upadku: „Od pewnego czasu był w stanie jakiegoś rozdrażnienia i napięcia podobnego do hipochondrii (…) Gnębiło go ubóstwo, ale nawet te trudne warunki ostatnio przestały mu ciążyć”.
Raskolnikow po zbrodni odczuwał ogromne wyrzuty sumienia, niemożność wewnętrznego spokoju, poczucie pustki i załamania. Wreszcie przyznał się. A mógł tego nie robić, nie było bowiem żadnych dowodów, świadków. Wówczas byłby wolny, ale całe życie dręczyłyby go myśli o tym, że zabił. Nigdy też być może nie porozumiałby się z ludźmi. Morderca, a zarazem człowiek niestracony, nieprzekreślony o pewnych zasadach moralnych. Za sprawą miłości do Sonii odrodził się. Nastąpił przełom w życiu głównego bohatera „Zbrodni i kary”. Odkrył on braci w ludziach, odnalazł w sobie pierwiastki miłości i dobroci – jakże cenne wartości. Ale przede wszystkim odnalazł Boga. Jestem pewny, iż zrozumiał zgubne rezultaty swojej filozofii. Pojął, że nie istnieje podział na zwykłych i niezwykłych ludzi. Wszyscy są równi i tak samo odpowiedzialni przed Siłą Najwyższą. Raskolnikow, usiłujący zrealizować przez zbrodnię swój postulat wolności i wyższości, w rzeczywistości ukazał własną słabość wobec faktu dokonanej zbrodni. Zwyciężyła wątpliwość etyczna, sumienie. Jak napisał Kornel Makuszyński w „Duszach z papieru”: „Męka Raskolnikowa, kiedy się jak na torturach wije wobec sędziego śledczego, jest naprawdę torturą. Czuje się, bez przesady, że śmiertelna ironia tych dwóch ludzi krwią ocieka, że kara za zbrodnię jest straszną, że bankructwo idei Raskolnikowa jest czymś równym śmierci albo bardziej od śmierci bolesnym”.
Raskolnikow to indywidualność społeczna, to jednostka odrodzona, która nie mogła żyć bez zasad i przykazań. Zrozumiała swój błąd, chciała go naprawić, przyznała się, spędziła 8 lat katorgi na Syberii. Całkowicie się zmieniła, wyznała winę ludowi: „Ukląkł pośród placu, pokłonił się do ziemi i ucałował tę brudną ziemię – z rozkoszą i szczęściem. Wstał i pokłonił się drugi raz. […]” Myślę, iż został zrehabilitowany w oczach czytelników, czyli Was, Drodzy Państwo.
Dziękuję.
[AS]