- Poetka łączy w swej twórczości ironię z dystansem wobec otaczającego go swiata.
- Porusza ponadto problematykę egzystencjalną z rozważaniami o ludzkim losie.
- Tak się dzieje w wierszu „Rehabilitacja”, który powstał po dramatycznych wypadkach w 1956 roku.
- Był to okres powstania na Węgrzech i czerwcowych wydarzeń w Polsce.
- Utwór odwołuje się do całej spuścizny literackiej i kulturowej naszej cywilizacji.
- Pojawiają się w nim wyraźne nawiązania do mitologii greckiej (Syzyf) oraz do Szekspira (biedny Jorick).
- Wiersz jest smutną refleksją nad zagubieniem i znikomością człowieka w świecie.
- Słowem-kluczem jest „wieczność” rozumiana jako dar, ktory można otrzymać od drugiego człowieka.
- Niestety, można ją też utracić.
- Człowiek ma ogromną siłę , może niszczyć i tworzyć legendy, lecz jednocześnie jest bezbronny wobec historii i trwania świata.
Korzystam z najstarszego prawa wyobraźni
i po raz pierwszy w życiu przywołuję zmarłych,
wypatruję ich twarzy, nasłuchuję kroków,
chociaż wiem, że kto umarł, ten umarł dokładnie.
Czas własną głowę w ręce brać
mówiąc jej: Biedny Jorik, gdzież twoja niewiedza,
gdzież twoja ślepa ufność, gdzież twoja niewinność,
twoje jakoś to będzie, równowaga ducha
pomiędzy nie sprawdzoną a sprawdzoną prawdą?
Wierzyłam, że zdradzili, że niewarci imion,
skoro chwast się natrząsa z ich nieznanych mogił
i kruki przedrzeźniają, i śnieżyce szydzą
– a to byli, Joriku, fałszywi świadkowie.
Umarłych wieczność dotąd trwa,
dokąd pamięcią się im płaci.
Chwiejna waluta. Nie ma dnia,
by ktoś wieczności swej nie tracił.
Dziś o wieczności więcej wiem:
można ją dawać i odbierać.
Kogo zwano zdrajcą ten
razem z imieniem ma umierać.
Ta nasz nad zmarłymi moc
wymaga nierozchwianej wagi
i żeby sąd nie sądził w noc,
i żeby sędzia nie był nagi.
Ziemia wre a to oni, którzy są już ziemią,
wstają grudka po grudce, garstka obok garstki,
wychodzą z przemilczenia, wracają do imion,
do pamięci narodu, do wieńców i barw.
Gdzież moja władza nad słowami?
Słowa opadły na dno łzy,
słowa, słowa niezdatne do wskrzeszania ludzi,
pis martwy jak zdjęcie w blasku magnezji.
Nawet na pół oddechu nie umiem ich zbudzić
ja, Syzyf przypisany do piekła poezji.
Idą do nas. I ostrzy jak diament
– po witrynach wylśnionych od frontu,
po okienkach przytulnych mieszkanek,
po różowych okularach, po szklanych
mózgach, sercach cichutko tną.