Santiago był starym rybakiem zamieszkałym w okolicach Hawany. Jako młody człowiek zasłynął ze swej siły i sprytu. Jednak wszystko zmieniło się na stare lata. Santiago nie miał już tyle szczęścia co dawniej i nie był tak podziwiany. Jego jedynym przyjacielem był chłopiec – Manolin. Wspólnie wybierali się na połowy, pomagając sobie nawzajem. Ostatnie wyprawy nie należały do udanych. W ciągu osiemdziesięciu czterech dni stary rybak nie złapał ani jednej ryby. Gdy rodzicie chłopca dowiedzieli się o pechowych podróżach, zabronili synowi towarzyszyć Santiagowi. Od tej chwili stary stał się bardzo samotny. Pewnego dnia, gdy wypływał na kolejny połów, gorąco modlił się o obfitość morza. Przez długie godziny wyczekiwał zdobyczy. Wpatrywał się w haczyki rozstawionych wędek, gdy nagle zauważył, że jeden z nich dziwnie faluje. Postanowił przeczepić go na linkę i zawiesić większą przynętę. Po niecałym kwadransie, Santiago był pewien pojawienia się ogromnej ryby. Postanowił walczyć o nią do ostatnich sił. Jednak ryba była także przygotowana do stoczenia bitwy o życie. Mocno ciągnęła łódź nie dając za wygraną. Santiago czekał aż zwierzę zmęczy się. Przeżuwając kawałki surowego delfina i popijając źródlaną wodą, trzymał linkę około trzech dni, lecz mimo to rezultaty nie były widoczne. Wreszcie ryba zaczęła tracić siły. Liczne wyskoki i szarpaniny powodowały mocniejsze utwierdzenie haka w jej ciele i wykluczały jakiekolwiek „zejście” na głębiny. W starym człowieku wzrastała nadzieja. Za wszelką cenę postanowił wrócić do domu ze zdobyczą. Często zastanawiał się, jak wygląda jego przeciwnik. Mimo wszystko myślał o nim z sympatią, a nie z nienawiścią. Dziękował Bogu za tę ogromną rybę. Wyobrażał sobie, ilu ludzi mogłaby wyżywić. Podczas kolejnego dnia ryba zaczęła zataczać koła. Santiago wiedział, że oznacza to coraz krótszą drogę do celu. Przyszła zdobycz okazała się ogromnym marlinem. Stary czuł jak ogromne płetwy obijają się o jego łódź. Kilkakrotnie wyciągał poranione od linki dłonie, aby dotknąć ryby. Podziwiał jej siłę i cudowną naprężoną skórę. Nie mógł doczekać się, kiedy będzie jego. Gdy zwierzę zaczęło krążyć po coraz mniejszym okręgu, Santiago postanowił przygotować harpun. Wreszcie nadeszła długo wyczekiwana chwila. Ostrze przeszyło marlina, który wijąc się w bólu, ostatnim wyskokiem pożegnał świat. Zaskoczenie starego było ogromne. Jeszcze nigdy nie zdobył tak wielkiej ryby. Rybak przymocował ją linami do lewej burty i rozpostarł żagle. Mimo dumy wyczuwał zbliżające się nieszczęście. Obawiał się rekinów, które po zapachu krwi marlina bez problemu mogłyby dotrzeć do łodzi. I tak też się stało. Po długich walkach z „morskimi potworami” stary zrezygnował. Wiedział, że nie wygra z siłą morza. Kochał ją, lecz był pewien jej nieubłaganych praw. Santiago dobił do brzegu wcześnie rano. Zmęczony położył się spać. Nie chciał patrzeć na goły szkielet ryby. Gdy się obudził nie czuł smutku, gdyż zobaczył siedzącego obok chłopca-przyjaciela.
[ET]