„Testaments” Margaret Atwood
Przeczytałam już w październiku, ale musiałam przetrawić, musiała się uleżeć. Wiadomo nie od dzisiaj, iż jestem wielbicielką prozy Atwood i moje rozczarowanie brakiem Nobla dla niej osłodziło jedynie przyznanie go Polce 😉
„Opowieść podręcznej” to opublikowana w 1985 roku dystopia o państwie Gilead, które powstało na terenie USA, która wciągnęła mnie chyba równie bardzo jak trylogia Maddaddam. Kiedy próbowałam ją przeczytać po raz pierwszy, na studiach, była dla mnie nie do zniesienia, przeczytałam może połowę i odrzuciłam ją jako koszmarną i nierealną wizję przyszłości. Pamiętam, że zirytowała mnie do granic możliwości.
Przeczytałam ją w całości dopiero jako 40-latka, w innych czasach i okolicznościach – chociażby studentka vs. matka dzieciom – teraz, niestety, nie jestem do końca pewna tej nierealności. Atwood pisała „Testaments” w coraz bardziej prawicowej Ameryce, ja czytałam ją w coraz bardziej konserwatywnej Polsce.
„Prawa kobiet nie są nam dane na zawsze. O nie trzeba walczyć codziennie” powiedziała kiedyś Barbara Nowacka i czytając obie książki miałam to w głowie.
Otóż polemizowałabym, czy są „Testaments” (swoją drogą czekam z niecierpliwością na polski tytuł – tłumaczenie ma się pojawić chyba na początku roku) zgodnie z tym co można przeczytać w sieci, kontynuacją „Opowieści podręcznej”. Gdybym miała je gdzieś umiejscowić – to są klamrą otaczającą „OP” z obu stron. Trochę jest o genezie Gileadu i wydarzeniach prowadzących do jego powstania, trochę jest o tym co było po zakończeniu „OP”.
W powieści występują trzy główne bohaterki – dwie młode Agnes i Daisy i jedna starsza. Starszą dość szybko okazuje się być Lydia, która dla mnie jest jednocześnie odpychająca jak i godna podziwu, między innymi za spryt, inteligencję, wytrwałość i przebiegłość. Tożsamości młodych nie będę zdradzać 😊, jednakowoż odebrałam je jako mniej kluczowe i mniej interesujące dla całej powieści od Ciotki Lydii, mimo iż spełniają ważną rolę.
Kiedy czytałam „Opowieści podręcznej” kwestia okoliczności powstania Gliead była dla mnie fascynująca – jak można było dopuścić do powstania takiego państwa? Kto był za to odpowiedzialny? Dlaczego tak niewielu się buntowało? Czy to realne? Kto pociąga za sznurki? Kim są Oczy?
Wszystkie te kwestie nie były jasne i w sumie tak bardzo istotne dla „OP”, gdyż była ona powieścią bardziej kameralną, bardziej z perspektywy Offred, która znała życie przed i po powstaniu Gileadu, która miała perspektywę porównawczą. Młode bohaterki „Testaments” jej daleko nie mają, starsza, Lydia i owszem. Była też „Opowieść podręcznej” powieścią o tym co dzieje się w domu, o relacjach i kontroli.
„Testaments” dają, przynajmniej dla mnie, dosyć czytelne, acz, na szczęście, nie do końca bezpośrednie, odpowiedzi na pytania, na które „OP” nie odpowiada. Widzę w genezie Gileadu wiele podobieństw do purytańskiej Ameryki z czasów pierwszych osadników. I wizja takiego kraju, przynajmniej w warstwie światopoglądowo-mentalnej wcale nie wydaje mi się jakaś odległa od rzeczywistości.
Książka jest świetna. Zaryzykowałabym, że lepsza niż „Opowieści podręcznej”.
Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy.
AB
Recenzja pochodzi od zaprzyjaźnionych fanek czytania z Read&Breath